niedziela, 15 sierpnia 2010

O imperatywie

Znów offtopowo. Pisanie postów "nie na temat" podczas kolejnych historycznych jubileuszy powoli wchodzi mi w nawyk. ;) ...ale skoro mamy już tę rocznicę bitwy warszawskiej i - jedną z nielicznych, tak dla odmiany - okazję, by świętować jakieś zwycięstwo, to czemu mam nie uczcić jej rozgadaniem? :)

Całkiem niedawno zapytano mnie, "czy to prawda, że jestem feministką" oraz (na jednym wdechu) "dlaczego nienawidzę mężczyzn". Przy czym mój rozmówca wydawał się być zupełnie niezainteresowanym odpowiedziami w stylu: "przepraszam bardzo, ale kto nienawidzi? Że niby ja??"; już nawet stwierdzenia "tu nie chodzi o lubienie czy nielubienie" nie było sensu wciskać między sążnisty monolog mojego rozmówcy [tym ciekawszy, że w sumie... dość feministyczny :) ]. Bo przecież w polskiej debacie publicznej nie o słuchanie chodzi, a o możliwość wygadania się, wylania całej treści prywatnej księgi skarg i zażaleń na umęczone uszy słuchaczy.
Dlatego, gdy wspomniany "kryptofeminista" nagadał się, nagadał i popatrzył na mnie z góry (we wszystkich możliwych sensach), poleciłam mu sięgnięcie do pewnej pozycji literackiej. I nie, stanowczo nie chodzi o żadną z dżenderowych oficjałek, a o poważne, choć popularne, naukowe opracowanie.

Albowiem w "Zakończeniu" swojej Kobiety w czasach katedr Régine Pernoud dość dokładnie wyłuszczyła to, o co mi chodzi [zresztą, nie tylko mnie]; o czym zresztą wspominałam już wcześniej. Pozwolę sobie zacytować w nadziei, że w przyszłości - zamiast do coraz bardziej "przerażającej" papierowej literatury - będę mogła Szanownych Rozmówców posyłać na bloga. ;)

Więc, jeśli komukolwiek wpadnie do głowy zapytać, czemu Wiedźma jest feministką, niech sobie ku pamięci tekst poniższy przeczyta:

Heloiza i Abelard... W tych żywych symbolach odnaleźć się może cała ludzkość, stanowią bowiem znak wiecznej alternatywy, w której jedno pojęcie jest równie niezbędne jak i drugie, podobnie jak para oczu do patrzenia czy para nóg do chodzenia i poruszania się. Pocieszna wydaje się ta jednooka wizja - właściwa perspektywie klasycznej w malarstwie - jaką reprezentuje tendencja do rozwiązywania odwiecznego konfliktu pary, owych "dwojga", za pomocą eliminowania jednego na rzecz drugiego! W epoce feudalnej rozumiano dobrze, że przeciwieństwa są nieodzowne i że sklepienie trzyma się tylko dzięki wzajemnemu naporowi, jaki wywierają na siebie dwie siły, jedna na drugą, a jego równowaga zależy od ich równego nacisku. (...)

Miejmy nadzieję, że po czterech ostatnich stuleciach "jedynowładztwa", w których dominowała władza i myśl mężczyzn, nadejdą czasy charakteryzujące się wzrostem wpływów kobiecych (...).

Często jednak nasuwa się pytanie (wszystko bowiem ma charakter odwracalny tak w dziejach narodów, jak i jednostek), czy podejmowane obecnie wysiłki na rzecz wyzwolenia kobiety nie mijają się z celem, jako ze naznaczone są pewną tendencją samobójczą: zaprzeczyć własnej kobiecości, zadowolić się kopiowaniem sposobu bycia swojego partnera, starając się naśladować go jako model idealny i doskonały, odrzucając niejako z góry całą swoją odrębność?

Tymczasem świat, w którym dominowali mężczyźni, a takim było społeczeństwo w dobie klasycyzmu i społeczeństwo burżuazyjne [nie zapominajmy, że R. Pernoud to naukowczyni francuska, więc jej periodyzacja nie zawsze pokrywa się z naszą - przyp. WzP], wydaje się nam mocno kontrowersyjny i faktycznie taki był. Czyż nie jest paradoksem, że ze spuścizny, której bogactwo jest bezsporne, pragniemy zachować właśnie ów zapis najzgubniejszy: tendencje totalitarne polegające na dążeniu do ujednolicenia wszystkich osobników, akceptujące równość tylko w jednakowości? Czy kobiety na długo zadowolą się odgrywaniem, niejako z musu, roli niedoszłych mężczyzn - chyba że nastąpiłaby jakaś wspaniała odmiana ludzkości, która też miałaby swój kres?
(...)

Chętnie zawsze przypisywano kobiecie poczucie rzeczywistości, czyż ne jest ona zatem uprawniona do tego, ażeby dostrzec, ponad rozważaniami ideologów i rachubami futurologów, środki niezbędne do poprawy codziennego życia, ażeby zademonstrować swoją czujność wobec naturalnego środowiska człowieka, wyniszczonego i eksploatowanego ponad miarę? (...)

W tylu dziedzinach kobieta mogłaby zaznaczyć skutecznie swoją obecność, zwłaszcza wobec tych, które dotyczą poszanowania drugiego człowieka (inaczej mówiąc, wzajemnego szacunku człowieka dla człowieka), wychowania i szczęścia dziecka (...).

Régine Pernoud, Kobieta w czasach katedr, przeł. Iwona Badowska, Wyd. Książnica, Katowice 2009, s. 279 i dalej.


Tak więc chodzi "jedynie" o pełną, niezakłamaną RÓWNOWAGĘ. Z pewnością osiągnięcie jej do zadań łatwych nie należy, ale dlaczego nie mielibyśmy spróbować? Rzecz jasna oddolnie, bo tylko w taki sposób da się w naszym pooświeceniowym, patriarchalnym świecie wprowadzić sensowne zmiany. ;)
I możecie mnie spokojnie nazywać "Don Kichotem w spódnicy", mnie to nie rusza. Powiem więcej - ktoś tu musi być idealistką. :)

Niniejszym (prawie) kończę dzisiejszy wpis, jednocześnie zobowiązując się do dłuższego powstrzymywania swych dygresyjnych zapędów i nieumieszczania w Pracowni tekstów odbiegających od pachnącego meritum.

A na zakończenie zagadka: czyją podobiznę uwieczniono na poniższej fotografii?



[Mam nadzieję, że łamigłówka trudna nie będzie, bo przecież nie ma wielu podobnych przedstawień kobiet. :) ]
___
Dziś noszę Montaigne marki Caron.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )