niedziela, 24 listopada 2013

Kup Pan perfuma!

I Pani też niech kupi. To nowość, nie ma jej nawet jeszcze w Seforach ani Daglasach ale tylko tu i teraz, okazja! Dostaniecie go za mniej, niż połowę sklepowej ceny. Taka szansa może się już nie powtórzyć! Proszę, to flakon dla Pani i Pana. A teraz osiemdziesiąt złotych poproszę. To w końcu niewiele za tak drogi, luksusowy produkt, prawda?
Tu pojawia się uśmiech tak wielki, że na jego widok Julia Roberts niechybnie wpadłaby w kompleksy. :D

Któż z nas nie brał kiedyś udziału w podobnej scence? Na miejskim deptaku, przed hipermarketem, na molo podczas wakacyjnego wyjazdu... Czy skorzystaliście z okazji? ;)


Kupowanie i używanie podróbek perfum jest złe, wie to każdy miłośnik zapachów. Jednak dlaczego jest złe? Przecież - jak zapewne powie Wam zwolennik bazarowych Charneli czy Hogo Boosów nabijając się z Waszej niechęci wobec podrób - naiwnie płacimy tylko za logo na opakowaniu czy butelce, snoby pieprzone! Nabijamy kabzę wielkim koncernom, przepłacamy za coś, co możemy dostać znacznie taniej, pozwalamy reklamie sobą manipulować i tak dalej.

My jednak wiemy swoje: wspieranie przemysłu podróbkowego to udzielanie przyzwolenia oszustom, skrajna postać cynizmu konsumenckiego, jednym słowem: coś bardzo nieetycznego.
Lecz z etyką jest jak z yeti, wszyscy o niej mówią ale nikt nie widział. ;) Lub jak z cholesterolem: wszyscy mówią, nikt nie widział jego samego ale za to bardzo łatwo zauważyć efekty jego nadmiernego spożycia. Yeti, cholesterol oraz etyka to dla wielu pojęcia tak abstrakcyjne, że myśląc o nich łatwo wzruszyć ramionami i stwierdzić: "a co mnie to obchodzi?" Dlatego myślę, że zamiast o samym terminie, tak szerokim że aż niejasnym, warto mówić o jego efektach: jak nieetyczność producentów podróbek wpływa na nasz świat?

Aby poszukać odpowiedzi, najprościej będzie podążyć za jednym z podstawowych pytań przy każdej detektywistycznej robocie: kto na tym skorzysta? Skąd właściwie biorą się podróbki, kto zarabia na ich produkcji, na co przeznaczane są zyski pochodzące ze sprzedaży podrobionych towarów luksusowych?


Odpowiedzi na powyższe pytania znalazłam wczoraj w książce Dany Thomas Luksus. Dlaczego stracił blask. Autorka, znana amerykańska dziennikarka modowa [z gatunku: "Miuccia Prada powiedziała mi...", "Prezes LVMH twierdzi, że...", "Jak wyznał mi kiedyś Tom Ford..." - czyli pierwsza liga dziennikarska], poświęciła kilka lat na zbadanie kwestii, dlaczego produkty dostępne niegdyś dla wąskiej grupy elit naszej cywilizacji są dziś popularniejsze, niż kiedykolwiek indziej w historii i jak ta popularność odbija się na ich jakości. Skąd się wzięła, kto i dlaczego ją napędza, pielęgnując jednocześnie mit najwyższej jakości oraz prestiżu, jaki ma nabywcom zapewniać towar z logo znanej firmy?

Jedną z poruszanych w tym reportażu ze świata produktów (już niezbyt) elitarnych kwestii jest naturalna odpowiedź na komercjalizację dóbr luksusowych oraz poszerzanie klienteli znanych marek o klasę średnią - podróbki. I choć Thomas w swojej książce zajmuje się przede wszystkim ubraniami, butami oraz dodatkami, wszystkimi produkowanymi pod szyldem najbardziej znanych domów mody oraz grup kapitałowych w rodzaju wspomnianego LVMH, to przecież także perfumy można zaliczyć do tego grona. Szczególnie, że w ciągu ostatnich lat [zbieranie danych D. T. ukończyła w okolicach przełomu lat 2006/2007] ekspansja przemysłu perfumeryjnego rośnie. Tego oficjalnego, sprzedającego swoje produkty legalnie w perfumeriach oraz jego przeciwieństwa, producentów podrób.
Czyli właściwie kogo?

Cui bono? Kto skorzystał?


"Najbardziej popularną i lukratywną działalnością jest kopiowanie najlepiej rozpoznawalnych marek, noszących znane wszystkim logo. Przy Canal Street w Nowym Jorku, Santee Alley w Los Angeles, na bazarach Marrakeszu i Stambułu, na plażach Lazurowego Wybrzeża, na pchlich targach, w Internecie (...) można dostać podróbki toreb Louis Vuitton, okularów Gucci i plecaczków Burberry. Ludzie kupują jak szaleni. Produkcja nielegalnych kopii rozrosła się do rozmiaru globalnego przestępstwa, dokonywanego na wielką skalę przez syndykaty kryminalne, zajmujące się również handlem narkotykami, przemytem broni, prostytucją dziecięcą, handlem ludźmi i terroryzmem. FBI jest podobno zdania, że atak na World Trade Center w 1993 roku był finansowany ze sprzedaży podrabianych koszulek trykotowych w sklepie na Broadwayu w Nowym Jorku. Szef Interpolu, Roland K. Noble, przedstawił senatowi USA sprawozdanie dowodzące, że dochody ze sprzedaży podrabianych towarów szły na działalność terrorystyczną Hezbollahu, paramilitarnych grup terrorystycznych w Irlandii Północnej i Rewolucyjnej Armii Kolumbii, tzw. FARC. Jeden z oskarżonych o zamach bombowy na pociągi w Madrycie w 2004 roku jest, jak twierdzi znajdująca się w Anglii organizacja walcząca z nielegalnym kopiowaniem, znanym fałszerzem towarów.

Istnieją dowody, by przypuszczać, że nowojorski 11 września też był powiązany finansowo z gangami zajmującymi się fałszerstwami towarów. Tydzień po ataku terrorystycznym zwinęło się około półtora tysiąca straganów sprzedających podróbki w Tri-Border Market w Ameryce Południowej, gdzie obraca się 70 milionami dolarów dziennie. Stragany te (...) były własnością al Kaidy. Podczas rewizji w sklepie na Manhattanie, prowadzonym przez obywatela z kraju Bliskiego Wschodu i obracającym podrabianymi torbami i zegarkami, znaleziono podręcznik obsługi samolotów tudzież inne podejrzane poradniki techniczne. »Dochody z podrabiania towarów stanowią jedno z trzech głównych źródeł finansowania międzynarodowego terroryzmu«, twierdzi Magnus Ranstorp, były szef Centrum Badań nad Terroryzmem i Przemocą Polityczną na uniwersytecie St. Andrews w Szkocji".

Dana Thomas, Luksus. Dlaczego stracił blask, przeł. Elżbieta McIver, Warszawa 2010, s.275-276
[wytłuszczenia tekstu są mojego autorstwa]


I nagle zrobiło się jakoś mniej komfortowo, nie uważacie?
Dyskusja o etycznej stronie kupowania podróbek z poziomu abstrakcyjnego nawijania o wartościach tudzież przyzwoitości i naiwności szybko przechodzi w stronę konkretów, od których włos się jeży. Oraz argumentów, których wartości nie sposób wyśmiać ani zbyć lekceważącym wzruszeniem ramion.

Bo wierzę, że wszystkie opisane powiązania świetnie da się podciągnąć także pod handel podróbkami perfum czy kosmetyków znanych marek, jakby nie patrzeć: produktów luksusowych, wciąż otaczanych nimbem elitarności, których popularyzacja oraz sprzedaż (mam na myśli oryginały) przebiega dokładnie tak samo, jak opisywanych w książce Thomas tekstyliów oraz dodatków modowych. Uważam, że naiwnością byłoby sądzić, iż produkcję perfum podrobionych uskutecznia jakiś niechętny establishmentowi "przeciętny obywatel" lub artysta, którego wkurza promowanie przez znane marki miernoty. Gdyż w rzeczywistości druga z wymienionych osób założy własną markę niszową, aby tworzyć Sztukę przez duże S i nie musieć pracować dla zwolenników przeciętności, natomiast pierwsza prędzej zbojkotuje przemysł perfumowy w ogóle, niż zdobędzie się na dywersję; szczególnie, kiedy mowa o tak olbrzymiej skali, jak w przypadku branży podróbkowej.

Świat jest skomplikowany, moi Drodzy. :D Jeżeli więc myślicie (Wy lub ktoś z Waszych znajomych), że w praktyce nie ma większej różnicy między finansowaniem złodziei i morderców z organizacji terrorystycznych/mafii a tych chronionych przez prawo, grubych rekinów biznesu, pomyślcie: kiedy ostatnio państwo sprzedało Waszych rodziców na narządy lub kiedy Parfums Chanel skłoniło Was, byście nakręcili film porno z Waszymi dziećmi w rolach głównych? ;> Zastanowiliście się już?
Bo jeżeli chodzi o mnie, kiedy muszę wybierać, zdecydowanie bardziej wolę finansować popularyzację i dalsze obniżanie jakości produktów luksusowych, niż kolejny atak terrorystyczny. Czemuś daleko mi do komiksowego Jokera. :]

Poza tym nie od dziś wiadomo, że struktura mafii przypomina piramidę, co czyni ją aż nazbyt podobną do firm sprzedaży bezpośredniej, jak Avon czy Oriflame. Dlaczego więc gangsterzy nie mieli próbować szczęścia w branżach Avonu oraz Oriflame? ;)
Co zresztą od lat robią. Jak widać, ze znakomitym skutkiem. :]

Na koniec mały bonus. Oto fotografia z Faridabadu w północnych Indiach, gdzie przeszło rok temu policja zlikwidowała fabrykę podróbek perfum:


Jakoś nie wygląda to na zawartość laboratorium Jean-Claude'a Elleny świata podrób, jak myślicie? ;) Ani nawet nie na reklamę perfum marki Bi-es. Przypomnijcie sobie to zdjęcie, kiedy znów ktoś zaproponuje Wam kupno "perfuma".
___
Dziś Skin on Skin marki L'Artisan Parfumeur.

P.S.
Źródła ilustracji:
1. http://www.wspolczesna.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130103/REG00/130109905&sectioncat=photostory9
2. http://blog.makeuplab.eu/?p=1485
3. http://www.policja.pl/pol/aktualnosci/48222,dok.html
4. http://koszalinek.pl/nowosci,informacje_z_koszalina,7,1,podrobione_perfumy_i_odziez_wart,2706.html
5. http://faridabadmetro.com/2012/05/05/faridabad-police-busts-fake-perfume-racket/

22 komentarze:

  1. serce mnie boli za każdym razem jak przechodzę obok tych straganów z podróbkami w mojej rodzinnej miejscowości nadmorskiej. wystawione na okrutnym słońcu flakony wyrywane sobie z rąk, bo to przecież taka okazja. ech, przecież jest tyle dobrych zapachów na niższej półce cenowej, czy naprawdę trzeba udawać, że pachnie się perfumami Chanel?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Ziu!
      Mam dokładnie tak samo, choć żeby wspomniane przez Ciebie stragany zobaczyć, muszę ruszyć się przynajmniej 10 km od domu. :) Frustrujące to, bo przecież nawet Avon czy Oriflame robią całkiem porządne zapachy, o czym zresztą wspomina Smerfetka poniżej. O nich przecież nie da się powiedzieć, że są "nie na polską kieszeń" czy trudno dostępne.
      Ale... współczesny przemysł towarów luksusowych jest tak skonstruowany, że pożąda się nie konkretnego zapachu ale perfum z logo Chanel. Choćby było nieautentyczne, bo przecież realne możliwości finansowe a aspiracje to niejednokrotnie dwie zupełnie różne kwestie. Generalnie rozumiem, dlaczego podróbki są tak popularne, jednak to nie jest żadne wyjaśnienie. Nie dla mnie, szczególnie od soboty. :D

      Usuń
  2. Koło mojego domu otworzyła się rozlewnia perfum, a może "perfumotworów". Ponieważ w ofercie jest również sprzedaż pustych atomizerków, wstąpiłam tam mimo obrzydzenia. Panienka zaproponowała przetestowanie niby Poisona i niby Piątki. Na kwiatkach z bibułki. Psiknęłam - i tu zaskoczenie - bardzo wierne odwzorowanie zapachu. Zdziwiona wsiadłam do samochodu, wtykając kwiatki w deskę rozdzielczą. Pojechałam z mężem po zakupy - a kiedy wróciliśmy i otworzyliśmy samochód, przywitał nas smród trudny do opisania. Odór jakby z hurtowni chińskich wyrobów gumowych i plastikowych, zmieszanych z najordynarniejszą choinką zapachową. Trudno było powstrzymać się od mdłości - kwiatki wywaliliśmy z pogardą i staliśmy przez dłuższy czas przy aucie z pootwieranymi drzwiami - choć nie mieliśmy czasu. Ohyda. A na różne smrody jestem w miarę odporna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe, producenci podróbek muszą znakomicie znać specyfikę rynku oraz klienteli, przede wszystkim w jej najszerszym, najczęściej powtarzalnym charakterze. Ci od perfum świetnie wiedzą, że u "przeciętnego klienta" decyzja o zakupie perfum oryginalnych b. często [choć cholernie niesłusznie] zapada po zaledwie kilkunastu sekundach od poznania zapachu, bez wglądu w późniejsze fazy jego rozwoju. Wychodzą więc pewnie z założenia, że o sukcesie podróbki decyduje jej łudzące podobieństwo do oryginału właśnie podczas tej pierwszej fazy. A później... co się dzieje później, to już nie jest ich problem. :D Towar został kupiony. ;)
      Zresztą ci z rozlewni czy innych FM-ów są na tyle subtelni [czytaj: sprytni], że unikają jednoznacznych powiązań danego produktu z jego "pierwowzorem" a oficjalnie wręcz zaprzeczają, że jadą po reputacji zdobytej przez kogoś innego. To już wyższa szkoła psychomanipulacji. :>
      Tym niemniej smrodu współczuję, szczególnie w takim stężeniu na równie malej powierzchni.

      Usuń
  3. Akcji uświadamiającej ciąg dalszy. I bardzo dobrze!
    Niestety, obawiam się, ze ludzi, którym nie przeszkadza finansowanie złodziei, finansowanie terrorystów też nie ruszy. Ale pisać o tym zawsze warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano ciąg dalszy. Uważam, ze co jakiś czas warto wracać do tego akurat tematu.
      Generalnie wiem, że ktoś nie przestanie kupować podrób tylko dlatego, że ktoś inny sądzi, że to nieuczciwe i pośrednio wspierające zło; uznałam jednak, że tą wiedzą po prostu muszę się podzielić. Zresztą... ilu miłośników podrób perfumowych zagląda na tematyczne fora i blogi? ;) A ilu czytuje je regularnie? :D Jednak jeśli pojawia się cień szansy, że na powyższy post trafi choć promil z nich, a przeczyta go do końca i przemyśli w ogóle jedna osoba, wtedy warto pisać.

      Usuń
  4. Najgorsze jest to, że niektórzy ludzie nawet nie wiedzą, że używają podróbek.

    Kiedyś koleżanka mi pokazała swoje "perfumy" - Chanel Chance, zapakowane w prostokątne, płaskie pudełeczko, dokładnie takie, jak na zdjęciach. Z pudełeczka wysuwała się fiolka o pojemności 10ml. Kiedy jej powiedziałam, że Chanel nie wypuszcza na rynek tak zapakowanych zapachów, w takich pojemnościach, była baaardzo zdziwiona. Powiedziała, że to mama jej załatwiła od kolegi, którego podobno żona pracuje w perfumerii, "po tanim prajsie" - 50 zł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, takich osób pewnie jest całkiem sporo. Tych, którzy nie wiedzą, że coś takiego jak "perfumy Chanel po okazyjnych cenach" w naszym Wszechświecie nie ma prawa istnieć. ;) I ich najprościej jest nabrać ale też paradoksalnie najtrudniej wyprowadzić z błędu - bo nie mają o nim pojęcia.
      Te dyszki wkurzają i mnie. Kilka razy wyjaśniałam znajomym, że to podróba, wyjątkowo zresztą chamska. Usłyszałam m. in. "no i co złego, że podróbka? Ważne, że mi się podoba!" - no i weź z tym dyskutuj. ;) Teraz jednak mam kolejny argument, o przestępczości zorganizowanej; ludziom przyzwoitym trudniej będzie przejść nad nim do porządku dziennego. A przynajmniej taką mam nadzieję. ;)

      Usuń
  5. Białe kozaczki, tipsy, tlenione włosy i leginsy w panterkę,,,i te podróby jak najbardziej no bo cały wygląd jest jedną wielka podróbą. Ale tzw; normalnym proponuję jak kogoś nie stać to na Chanel czy Diora , kupcie zapachy produkowane przez Avon czy Oriflame,mają kilka naprawdę dobrych perfum! I chyba lepiej pachnieć orginalną wodą marki Oriflame, nad którą pracują niejednokrotnie znane nosy , pomimo że kosztuje ok 70 zł, niż udawać " kobietę jakby luksusową" ale tylko jakby przy podrabianych perfumach:)...ale to tylko moje spostrzeżenia:) Fajny artukuł jak zawsze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to! Masz oczywiście sto procent racji, proponujesz sensowne oraz zdroworozsądkowe działania i w ogóle mam ochotę Ci polać, bo słusznie prawisz. ;) Tylko, że... w dzisiejszych czasach "luksus jako taki" to nie tylko "znakomitej jakości produkty dla elity społeczeństwa" lecz klasyczna ideologia. A perfumy to przecież jest produkt luksusowy (przynajmniej deklaratywnie; no i dlatego, że wcale nie są nam do życia i szczęścia potrzebne). W odpowiedzi na komentarz Ziu [Ciebie odsyłam do Niej a Ją do Ciebie; ale sprzężenie zwrotne powstało! :) ] napisałam, że współcześnie "przeciętny konsument/konsumentka" nie pożąda wcale np. Coco Mademoiselle, tylko pragnie "znanych perfum z logo Chanel". Kupując produkt X bierzesz w pakiecie całą powiązaną z nim ideologię, mniej lub bardziej tanią, ale zawsze odwołującą się do naszych aspiracji, manipulującą naszą psychiką.
      Jest to oczywiście czystej wody łajdactwo i z naszego, pasjonackiego punktu widzenia istna wroga propaganda robiona perfumom (rozumianym jako substancja zapachowa, wszystko jedno: zawiesina, ciecz czy krem) ale tak jest skonstruowany ten biznes. Z czego korzystają wszyscy, od producentów przez ludzi ze świata reklamy oraz mediów, dystrybutorów po twórców i sprzedawców podróbek. :) Czysty zysk. ;>

      Usuń
  6. Miałam kiedyś bardzo poważna rozmowę ze znajomą, która próbowała mi wmówić, że podróba torebki, którą planowała sobie kupić, to jest dokładnie to samo, co oryginał, szyte w tej samej fabryce, tylko wyniosła to osoba pracująca za miskę ryżu i chce się dorobić. Owszem, osoba szyjąca te podróbę pracuje zapewne za miskę ryżu, ale to pewnie dlatego, ze jest przetrzymywana gdzieś i do tej pracy zmuszana. Jak powiedziałam, że ja czegoś takiego finansować nie zamierzam i podrób nigdy nie kupuję, usłyszałam, że jestem snobem (a w zasadzie niemal królową snobów).
    Niektórych nie da się uświadomić... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tiaaa... znany mit etycznego wytłumaczenia, dlaczego kupujemy podróbki. Jednak Twoja znajoma mogła mieć do pewnego stopnia rację; tylko nie w ten sposób, o jakim myśli. ;) Współcześnie bowiem towary luksusowe, jak np. ubrania czy dodatki znanych marek (nawet tych z pierwszej ligi, tworzących też kolekcje Haute Couture) tworzone są w Chinach czy Bangladeszu, od początku do niemal końca. Później wystarczy rzecz przewieźć do Włoch czy Francji, doszyć guziki albo metki - i już można legalnie i oficjalnie sprzedawać dany produkt jako "Made in Italy" lub France. Grupy kapitałowe nie po to zatrudniają ceniących się słono prawników, żeby jak te ciołki uczciwie produkować towar z drogich składników od starych dostawców i tworzyć go drogimi europejskimi rękoma. ;> Więc wszelkie kruczki i luki w prawie gospodarczym są dla nich na wagę złota. :] Więc decydują się na współpracę z np. Chińczykami - a jakie tam są warunki pracy, wiadomo. Chodzi mi o to, że współcześnie nawet oryginał bywa tworzony w identycznych warunkach, co podróbka, szczególnie ta udana. Może nawet w tej samej fabryce, kto wie...? ;)
      Nie wierzę, by tej zasady nie można było zastosować do branży perfumowo-kosmetycznej. Może nie w przypadku kompozycji zapachowej [choć i tu nie mamy pewności, gdzie i w jakich warunkach tworzone są syntetyczne komponenty lub gdzie to wszystko jest rozlewane], lecz już produkcji flakonów albo opakowań - i owszem.
      Dlatego właśnie kluczową kwestią wydaje mnie się właśnie ta finansowa. Czyli, co dokładnie sfinansuję zakupem oryginału a co - zakupem podróbki. Bo że gdzieś na samym początku drogi "mojego" flakonu popularnych perfum będzie stał skandalicznie traktowany oraz bardzo źle opłacany chiński nastolatek, to już niemal pewne. ;) Jeżeli nie teraz, to za kilka lat na pewno. Ot, ludzka chciwość nie zna granic, przykład tysięczny.
      Ja jednak na zasilanie kont terrorystom oraz mafii się nie godzę. Z dwojga złego wolę "zwykłych" chciwców.

      Usuń
    2. Ale widzisz, ja jej to wszystko tłumaczyłam. Nie docierało. Sama sobie zaprzeczała. Tak się uparła na te miskę ryżu, że żadne argumenty nie docierały. Chciała podróbę torby Prady przez internet kupić. Wg niej osoba prowadząca ten sklep internetowy to własnie ta osoba, która pracuje w fabryce za miskę ryżu.

      A w ogóle, kto jest większym snobem: osoba, która nie kupuje podrób (nie znaczy to, że zadłuży się na 20 lat tylko po to, żeby kupić oryginalny produkt, woli nic nie kupić, niż podróbę), czy osoba, która na siłę chce się obwiesić znanymi markami, nie zważając na to, że to podróby, skutek wyzysku, handlu ludźmi, kradzieży praw autorskich itp.? Ech, temat rzeka...

      Usuń
    3. No tak, z pewnym typem nie pogadasz. Jak stwierdził kiedyś ktoś mądry: "nigdy nie dyskutuj z idiotą. Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu a później pokona doświadczeniem". ;D Moja Mama w pracy ma do czynienia z podobną osobą i zawsze trzyma na podorędziu kilka pikantnych historyjek z gatunku "osobliwości mózgu idiotki". :] Żeby było śmieszniej, zacietrzewienie i brak samodzielności w myśleniu tej pani potrafi wyniknąć nawet z zupełnie banalnych small talków typu "A: wczoraj w prognozie pogody mówili, że wieczorem będzie padać. B: Bzdura, wcale nie!" Domyślam się, że miałaś do czynienia z identycznym typem? ;)

      Co do snobizmu, masz oczywiście sto procent racji. Opisany przez Ciebie sposób myślenia zawsze mnie śmieszył: kupowanie perfum w Seforo-Daglasie (na przykład) to snobizm ale kupowanie ich podrób (czyli towarów podszywających się pod towary z Seforo-Daglasów) to oszczędność, przechytrzenie systemu a nawet, jak wspomniałaś, działalność charytatywna. ;> Najwyraźniej analiza danych oraz szukanie podobieństw między dwiema sytuacjami niektórym przychodzi z wieeelkim trudem. :]

      Usuń
    4. Trafiłaś w sedno, to dokładnie ten typ, który niemal każdą swoją wypowiedź w czasie rozmowy zaczyna słowem, które wywołuję we mnie dreszcze obrzydzenia wręcz: "Bzdura!" :)

      Usuń
    5. Oj tak, irytujące osobniki.
      Bo przecież bzdura, że bzdura. ;)

      Usuń
  7. Wiedźmo nie sposób się z Tobą nie zgodzić, ale pozwolę sobie na niewielką dygresję...
    owszem kupowanie podróbek jest złe i nieetyczne i to nie podlega dyskusji, ale:
    - również nieetycznie postępują sami producenci tzw oryginałów, którzy niejednokrotnie windują ceny swoich wyrobów do takiego poziomu, że zakup staje się nieopłacalny zarówno przez pryzmat mocno zaniżonej w stosunku do europejskiej siły nabywczej apanaży statystycznego Kowalskiego - ale przede wszystkim ów produkt "oryginalny" ma tak gównianą jakość (trwałość i bukiet), że szkoda na niego pieniędzy, które za niego krzyczą... oczywiście są to przypadki marginalne, ale szlag mnie trafił kiedyś, gdy celowo kupiłem dla potrzeb recenzji podróbkę czerwonej Lacoste (Style in Play) z Bezdomki (pod nazwą Lucca Cipriano Red Chrome, za 16 zł) i pachniała dłużej niż oryginał, więc jak tu się nie wkurzyć i nie bojkotować, oryginału, gdy producent leci z konsumentem w trąbę?...

    ja nie kupuję podróbek z innego powodu, bo choć nie lubię przepłacać - dla mnie "prawie" w odniesieniu do łudzącego ponoć podobieństwa zamiennie do oryginału czyni tak drastyczną różnicę optującą za nabyciem oryginału, iż wolę odczekać i kupić oryginał, choćby w perfumerii internetowej... rozumiem, że perfumeria stacjonarna ma inne koszta związane z prowadzeniem swojej działalności (czynsz, pracownicy, marketing, etc), ale również całe stado prezesików, dyrektorów, działy wewnętrzne i logistyki, na które trzeba zarobić + odpalić działkę spółce marce, stąd przestrzelona cena... owszem mówimy o produktach teoretycznie luksusowych, ale umówmy się, co to dziś za luksus, zwłaszcza w odniesieniu do najpodlejszego mainstreamu?... zwłaszcza, że ten sam produkt na drugim brzegu Odry kosztuje mniej, a siła nabywcza pensji statystycznego Niemca, jest pięciokrotnie wyższa niż polaka - więc gdzie tu dostosowanie cen do warunków?... dlatego wolę dać zarobić małej perfumerii, ale polskiej, zamiast zachodniemu molochowi, bo ta mała perfumeria jednak płaci swoje podatki w Polsce... :)
    pozdrawiam i ściskam, piracisko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Masz rację oczywiście i Ty ALE (bo zawsze jest jakieś ale ;) ):

      po pierwsze producenta nie obchodzą pensje przeciętnego Kowalskiego, podobnie zresztą, jak przeciętnego Schmidta, Jonesa czy innego Czapajewa. :D Za to powinny one obchodzić dystrybutora marki na dany kraj oraz menedżerów punktów sprzedaży; powinny ale nie obchodzą, przynajmniej u nas czy w Rosji. Cóż, tu chyba wciąż mści się spuścizna socjalizmu/komunizmu, kiedy zachodnie produkty luksusowe były tak bardzo niedostępne, że podkręcało to ich luksusowość daleko ponad granice zdrowego rozsądku. Minęło dobrze ponad dwadzieścia lat od upadku tego systemu ale przecież mentalności nie da się tak łatwo zmienić. Więc wspomniani wyżej dystrybutorzy oraz menedżerowie wychodzą pewnie z założenia, że nadmiernie wysokie ceny to naturalna kolej rzeczy przy produkcie tak , jak perfumy. Za TAKIE logo powinno się słono płacić - i kropka. :]

      Po drugie: no właśnie, logo... Jak już pisałam Dziewczynom u góry i co zresztą świetnie wiesz Ty sam (bo wiele razy przyznawałeś, że wkurza Cię ów proceder), współcześnie od soczku we flakonie znacznie bardziej liczy się to, co jest nadrukowane NA opakowaniu oraz flakonie, czyli nazwa, logo - aspiracje do wyższego poziomu społecznego, zaklęte w butelce. To obrzydliwe oraz chore, bo odwraca uwagę od teoretycznie najważniejszego elementu układanki, pachnidła, ale już banalne. Za taka politykę można winić jedną osobę, Bernarda Arnault, prezesa LVMH, który obejmując stanowisko w roku 1987 zapowiedział, że od tej pory pożądanie klientów dotyczyć będzie nie tyle samych produktów prestiżowych marek, co ich samych, wszystkiego, co bywa z nimi kojarzone. Facet postawił na duże cięcia budżetowe na "odcinku jakości" produktów oraz ich wykonania, a zwiększając z(lub wręcz wprowadzając) coś takiego, jak budżet reklamowy. Wtedy podobne plany brzmiały jak bajka o żelaznym wilku - a dziś to rzeczywistość, którą uważamy za coś naturalnego. Mimo wszystko jednak

      Po trzecie: mimo zmieniania dawnego, tradycyjnego znaczenia luksusu w nic nieznaczącą, wyświechtaną szmatę to nad tworzeniem produktów oryginalnych sprawuje się nadzór od początku do końca. Jeżeli chcesz - i wiesz, jak to zrobić - możesz prześledzić drogę powiedzmy flakonika perfum od huty szkła i drukarni, od powstawania komponentów składających się na dany zapach, przez jego kreację, produkcję, rozlewanie, pakowanie, sposoby dystrybucji, magazynowanie aż do sklepów perfumeryjnych i ostatecznie - do domów klientów. Byłaby to robota żmudna i wymagająca wielu podchodów ale nie niemożliwa do wykonania. Z podróbkami czegoś podobnego nie sposób wykonać. Nie wiemy, z jakich dokładnie komponentów korzystają ich twórcy; nie mamy pojęcia, ile miesięcy/lat mają poszczególne składniki podrobionych perfum, czy nie zaplątał się gdzieś tam np. ludzki mocz (a potrafi się zaplątać), czy ich używanie nie grozi konsekwencjami, przy których uczuleniowa wysypka to doprawdy pikuś. :] Oryginały są uczciwsze nie tylko dlatego, że naszą forsę dostaje oficjalny właściciel praw dodanego logo i receptury zapachu (w tej kolejności) i nie tylko dlatego, że ich sprzedaż nie finansuje szemranych typów od fanatyzmu religijnego tudzież betonowych bucików i końskich łbów ale także z racji przewidywalności oraz kontroli nad procesem produkcyjnym i wszystkim, co po nim.
      Gorszy zapach czy inne parametry użytkowe w przypadku podrób powinny być najmniejszym problemem.

      A robienie zakupów u kogoś, kto płaci podatki w naszym kraju popieram i zawsze będę popierać. :)

      Usuń
  8. Ten post daje do myślenia. Mam na koncie kilka zakupionych flakoników chińskich perfum, a i akwizytor trzy miesiące temu wcisnął mi flakonik "super perfum za 25zł" (fakt, spodobał mi się zapach ale sam sposób sprzedaży był dość bezczelny), ale następnym razem raczej sięgnę po oryginał w cenie na moją kieszeń (choćby wspomniany Oriflame czy Avon).

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja mam trochę inne spojrzenie - nie na podróbki w sensie butla, logo itp. ale na odpowiedniki zapachów.
    Jako licealista bez grosza przy duszy, naciąłem się u kolegi na butelkę zapachu Kimono, który mnie urzekł, oszalałem na jego punkcie :) Jak się potem okazało, była to podróbka zpachu Kenzo pour homme. No i kiedy zacząłem pracować, Kenzo pour Homme zagościł na mojej półce na dobre 10 lat. I co? Podróbki potrafią wychować klienta! Poza Kenzo miałem też Juup Night, Pure One, Pure Two (CK ONE i BE) - wszystko kupuję systematycznie do dziś ale już w oryginale. Nie tylko ja tak mam, moi koledzy również.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przeczytałam ten artykuł z przyjemnością. Bardzo często rozmawiam z osobami, które twierdzą że podróbki są dobre/etyczne/lepsze...
    Znajoma od lat trzyma na półce obrzydliwie podrabiane J'Adore. Dlaczego? Zacytuję: "A! Raz na rok się psiknę, a tak niech stoi, niech wygląda, że mnie stać". Nie jest to uboga osoba. Co chwilę fryzjer, paznokcie, najlepsze ciuchy dla dziecka, oleje do włosów za 200zł, nowy samochód. Tak na pokaz, żeby sąsiad widział. Na perfumach jej nie zależy.
    Nie rozumiem jej, bo ja bym wolała mieć zaniedbane włosy niż podrabiane perfumy. Mówiłam jej, że może kupić oryginalne perfumy z niższej półki, ale Oriflame to dla niej obciach. Podróba lepsza niż oryginał. W głowie mi się nie mieści. Nie lubię do niej chodzić, ciągle tylko patrzę na ten okropny flakon i mam ochotę nim rzucić o ziemię.
    A ostatnio zaczepił mnie Pan "spszedafca", który miał "Szanele, które wyrzucono z fabryki we Francji, bo flakony się porysowały". Po prostu poszłam dalej. Ręce opadają.

    OdpowiedzUsuń
  11. Droga autorko artykułu!!!
    Ma Pani świętą rację, w każdym calu ale...
    ...ale tzw. terroryści i ci od betonowych bucików oraz końskich głów juz czasem mają legalne firmy, fabryki, w których produkują bardzo dochodowe, ekskluzywne oraz luksusowe dobra ( w tym również perfumy). Niestety oni także się "cywilizują", więc nie do końca tak jest, że tylko zakup legalnych towarów NIE finansuje np. zakupów broni ani tym podobnych interesów. Swiat się bardzo zmienia pod tym względem, co oczywiście nie znaczy, że należy w związku z tym kupować podróby. W żadnym razie.
    P.S
    Mnie osobiście nie stać na perfumy "niszowe" ani na tak pogardzane tutaj "sefory" i "daglasy" ( swoją drogą nie rozumiem dlaczego tak bardzo gardzicie tymi perfumeriami ale ja się nie znam ) ale znalazłam kilka bardzo dobrych zapachów w Yves Rocher.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )