czwartek, 19 sierpnia 2010

Las, co w ramki oprawiony

...i na ścianie powieszony. ;)
A jest nim jeden z zapachów "córki swojego ojca", czyli pani Céline Ellena - konkretnie Un Parfum des Sens et Bois The Different Company.


W ogóle, to mam z zapachami TDC pewien kłopot: otóż spora część z nich nie jest w stanie mnie do siebie przekonać: lubię Rose Poivrée czy Sel de Vétiver (choć do zakupu jakoś mnie nie ciągnie), ale reszta? Niee, to nie to. Czegoś im brakuje.

Nie inaczej sprawa ma się z Un Parfum des Sens et Bois; odnoszę wrażenie obcowania z takimi miłymi, namalowanymi za pomocą pasteli landszaftowymi drzewkami, idealnymi do powieszenia na ścianie pokoju pensjonarki (żeby za jakieś pięć lat miała się czego wstydzić ;) ). Spomiędzy mięciutkich drzewek nieśmiało wygląda słoneczko, aby oświetlić polanę, zarośniętą pluszowymi kwiatuszkami. Brakuje tylko motylków, hasających beztrosko po pierwszym planie. Brr!

Może jestem wredną jędzą o zapędach snobistyczno - narcystycznych, ale dla mnie perfumy zbudowane na bazie nut drzewnych nie mogą być "milusie"; po prostu im nie wolno! Muszą mieć w sobie jakąś zagadkę, pewną tajemnicę i mroczność; muszą stymulować moją wyobraźnię. Nic więc dziwnego, że gdy stykam się ze "słodziutkimi zapaszkami" dla córek Neostrady, to ukradkiem sięgam po nóż sprężynowy (dowód TU). Denerwuje mnie to poszukiwanie zapachu lasu w domku dla lalki Barbie [rodzice mieli nosa, gdy w dzieciństwie chronili mnie przed tym paskudztwem ;) ], jakby nie było innych możliwości, by zaprzyjaźnić rzesze kobiet z drewniakami perfumeryjnymi. Ale to temat na dłuższą rozprawę jest; nie czas tu nań ani nie miejsce. :)


Miało być w końcu o Un Parfum des Sens et Bois.
I powiem Wam, że chciałabym ten zapach zjechać od góry do dołu, bez krzty litości; ale nie potrafię. Bo nie jest to pachnidło obiektywnie płaskie i banalne, jak She Wood. Po pierwszym negatywnym wrażeniu okazuje się bowiem, że zwyczajnie jest ono brzydkie subiektywnie, tj. nie podoba się mojemu nosowi.
Wyczuwam w nim tę samą chłodną ironię, co w Light Blue od D&G. Jednak zacznę od początku.

Kompozycja rozpoczyna się miękką puchatą drzewnością, zmieszaną z pieprzem oraz nutami żywiczno-kadzidlanymi - a wszystko to osnute gęstą, jasnofioletową mgłą. I już wiem, co mnie od UPeSeB odrzuca: to fiołek, z którym mam kłopoty równie duże, co z irysem oraz nadmiarem piżma. A fiołków w dzisiejszej mieszance jest dużo i nawet przyjemne powiewy kadzielnicze nie są w stanie ich przesłonić. Z czasem sytuacja się pogarsza, gdy do leśnego kwiecia dołączają rześkie cytrusy, wspierane przez werbenę i nadzwyczaj ostry imbir.
Finał to przede wszystkim jednowymiarowy, obłędnie świeży cedr, którego nadmiar również mi nie służy, oraz cytrusy i rozrzedzona mgła fiołkowa. Gdzieś w oddali, na horyzoncie czai się kadzidło [a ja zachodzę w głowę, czemu się kryguje i nie podejdzie bliżej?]. Zastanawia mnie jeszcze, gdzie się podziało paczuli, deklarowane w spisie nut - gdyż nigdy nie miałam okazji go wyłapać.

Tak czy owak na mojej skórze omawiane perfumy mają irytujący zwyczaj maksymalnego upraszczania rozwoju nut do trzech składników: fiołek - cytrusy - cedr. A to stanowczo nie jest moja bajka.
Za dużo świeżości.


Rok produkcji i nos: 2006, Céline Ellena

Przeznaczenie: zapach raczej uniseksualny, dość grzeczny; wydaje się być stworzony dla osób delikatnych i wrażliwych, choć ceniących w perfumach mocny powiew świeżości

Trwałość: na mnie żadna - w porywach do czterech godzin

Grupa olfaktoryczna: drzewno-aromatyczna





Skład:

Nuta głowy: bergamotka, werbena, czarny pieprz
Nuta serca: imbir, fiołek, elemi, nuty zielone
Nuta bazy: kadzidło, paczuli, chiński cedr
___
Dziś noszę Mitsouko od Guerlain. :)

P.S.
Dwie pierwsze ilustracje to dzieła amerykańskiej malarki o swojsko brzmiącym nazwisku Christina Orlikowski:
1. Forest Cathedral
2. Pansies in Pots
Oba można znaleźć na stronie artystki.

2 komentarze:

  1. grrrrr ale porównałaś moj ulubiny zapach :O
    Ja całe szczęście nie wyczuwam w nim nic z takiego landsztafcika jaki wkleiłaś, nie ma w nim nic z liściastego, swojskiego lasku z polanką i słoneczkiem. Mnie sie zapach ten kojarzy z wczesno-porannym, zasnutym mgłą chińskim lasem jaki czasem widać w chińskich filmach typu Hero albo z Lorien...chłodny, cichy, spokojny i baśniowy - taki jest dla mnie ten las
    zaczarowany pierniczek

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, mogę tylko zazdrościć, bo UPdSeB był jednym z pierwszych niszowych zapachów, jakie poznałam. :) I, co za tym idzie, jednym z pierwszych miękkich drewniaków, więc wiele sobie poń obiecywałam.
    Jednak okazało się, że jest dla mnie po prostu za świeży i dopiero niedawno zdobyłam się na ponowne testy. Okazało się, że odczucia się nie zmieniły.

    W końcu każda skóra inaczej reaguje, więc cieszę się, że na Tobie takie magiczne klimaty "wyłażą". Sama też mam z Hero skojarzenie, ale - nieco inne. :)

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do dalszej lektury! :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )