środa, 18 sierpnia 2010

Mowa - trawa


Bardzo lubię wetywerię: jest jednocześnie świeża i mroczna, wodna oraz ziemista, wydaje się być bardzo plastyczną substancją (w kontekście tworzenia substancji zapachowej). Ma w sobie urok przygody, jednocześnie pozostając bardzo dystyngowaną. Dość trudno ją rozgryźć. Na mnie niemal zawsze prezentuje swoje mroczniejsze oblicze i za to właśnie ją lubię - jest mniej dosłowna od paczulowej "piwnicy", choć i tej ostatniej sympatii nie poskąpię. :)
Pozostaje więc wetyweria [inaczej nazywać jej nie mam zamiaru] roślinką dającą ekstrakt dość skomplikowany i przekorny: często gadatliwy, a czasami zachowujący się niczym ponury mruk. A jeśli już opowiada, chyba nigdy nie jest trzpiotowatą paplą (więc nie bierzcie sobie do serca tytułu postu).

Spośród dziesiątek, a może i setek, perfumiarskich oblicz mojej dzisiejszej bohaterki zdecydowałam się opowiedzieć o jednym z głównonurtowych, bardziej przystępnych. O Vetiver od Guerlain.

W tym przypadku mamy do czynienia z pachnidłem gładkim, w archaicznym tego słowa rozumieniu. Oto prezentuje się nam kolejny olfaktoryczny śliczny chłopiec: może i ma zadatki na dzielnego odkrywcę, niezłomnego poszukiwacza przygód, niestrudzonego kochanka, ale... niech najpierw skończy szkołę. ;) (i jakieś studia by się przydały).


Z początku wyczuwam mrok, moją wyczekiwaną tajemnicę. Nie grzeczne cytruski, ale ekstatyczne przyprawy, nuty drzewne, tytoń, może też coś z pieprzu...? Cóż, w mainstreamie pierwsze znaczy najważniejsze, do czego warto jak najszybciej się przyzwyczaić. Jednak dalej również jest całkiem interesująco; gdy cichną nuty ciężkie, na krótki moment o głosu dochodzą łatwe cytrusy, wzbogacone szałwiową goryczką, by po chwili ustąpić miejsca tytułowej bohaterce.
Wetyweria obejmuje panowanie, wnosząc ze sobą akcenty wilgotnej ziemi i papirusu (oj, lubię to!), dosyć kanciaste, ale wszak nie jestem mężczyzną [bo na męskiej skórze kantów z zasadzie brak]. ...ale geometria daje się lubić i szybko wtapia w moją skórę, głównie dzięki cedrowo-sandałowym odwodom, zapewniającym przytulne ciepło oraz łagodną świeżość. Natomiast w finale następuje dziwne przemieszanie wszystkich poprzednich składników z mchem, lekką słodyczą tonki i arcyanimalistycznym cywetem, który jednak nie zdominowuje całości, a dyskretnie dba o dyscyplinę. Czasami wyczuwalne są nuty skórzane.
Bocznymi drzwiami wraca smuga dymu tytoniowego, miękko ścieląc się wśród mchu oraz "zalatującej" miętą pieprzową mirry. Dziwne.

Lubię ten aromat, jego klasę, czar, wyuczoną powściągliwość. Bo gdzieś pomiędzy sercem a finałem chłopiec dojrzewa, dość niepostrzeżenie przeistacza się w dorosłego mężczyznę. A dzieje się to niejako przypadkiem, gdy my, zaaferowani spokojnym, acz frapującym rozwojem nut, nie mamy czasu skupić się na czymkolwiek innym.
Dopiero, gdy nasz niedawny urwis wchodzi pewnym krokiem do pokoju, spoglądam nań ze zdziwieniem by, po krótkiej, bezgłośnej chwili zapytać: "to Ty??"


Rok produkcji i nos: 1956, 1959 albo 1961 (na pewno wznowiony w roku 2000), Jean-Paul Guerlain

Przeznaczenie: zapach męski, choć jestem dowodem na to, że i kobiet nie rozczarowuje. :) Ciekawiej prezentuje się chyba jednak za dnia i podczas wszelkich swobodnych spotkań towarzyskich (ale tu przecież decyzja należy do osoby noszącej).

Trwałość: na mnie dobra - od sześciu do ok. dziewięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: drzewno-aromatyczna



Skład:
[kompilacja własna, wedle dwóch z powyższych źródeł]

Nuta głowy: bergamotka, mandarynka, cytryna, neroli, kolendra
Nuta serca: wetyweria, drewno cedrowe, drewno sandałowe, szałwia, goździk
Nuta bazy: tytoń, gałka muszkatołowa, cywet, mech (dębowy?), bób tonka, pieprz, mirra, skóra
___
Aktualnie noszę to, o czym powyżej, a wcześniej była Wazamba.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z Pachnącej Salamandry: TU KLIKAĆ

3 komentarze:

  1. olfaktoryczny śliczny chłopiec,który ma zadatki na dzielnego odkrywcę, niezłomnego poszukiwacza przygód, niestrudzonego kochanka...hmm...
    toż to o mnie tekst :DD
    heheh tak sobie żartuję.
    jeżeli miałbym typować listę zapachów wetiverowych,bezprzecznie zająłby mój namber łan ;)
    polecam również do testów:Different Company-Sel De Vetiver oraz CdG-seria4-vettiveru.
    pozdrawiam już jesiennie
    J

    OdpowiedzUsuń
  2. ...a u mnie lato wróciło. :P

    Diferent znam i lubię, a CdG obiecuję sobie poznać "przy najbliższej okazji". Wetyweria od Guerlain również, niczym inne ich klasyki, ma w sobie "to coś", bezsprzecznie.

    Czyli to prawda, że internauci skromnością nie grzeszą! (dobra, wiem po sobie, że nie :) )

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo lato powiadasz...
    w moich stronach powoli szykujemy się już do snu zimowego:D
    żartuję oczywiście ;)
    pozdrawiam
    J

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )