Święta, święta,
znowu święta. ;) Co oznacza nie tylko brak czasu ale i energii, na testowanie oraz opisywanie własnych wrażeń.
Dlatego dziś postaram się nie rozwlekać opowieści ponad miarę. :] Też i dlatego, że opisanie moich dzisiejszych bohaterów po prostu chcę mieć już z głowy. Bo choć zasługują na tych kilka słów, jakoś nie potrafię podzielić ich na części, trafnie rozróżniając Dobre od Złego [czy raczej Przeciętnego ;) ]. Co oznacza, że skazana jestem na recenzję łączoną; która przecież wcale nie jest taka znowu zła.
Do rzeczy jednak. Już późno a ja mam za sobą dzień gotowania, pieczenia, ucierania...
Przed Państwem
Talismania, ostatnia kolekcja marki Lubin!
Jako pierwszy, zgodnie z porządkiem alfabetycznym,
Akkad. Czyli pachnidło, którego byłam ciekawa najbardziej z całej trójki. Bo nazwa, więc i skojarzenie odpowiednio starożytne, bo 'wschodnia' część świata, do której woda ma się odwoływać, bo - last but not least - spis nut, wywołujący niezdrową ekscytację. Zapach z taaakim potencjałem.
Szkoda tylko, że na potencjale się skończyło.
Gdyż czemuś nie kręci mnie sucha, zatykająca, podrasowana przyprawami oraz egzotycznymi balsamami słodycz. Nie dla mnie utytłane w benzoesowym karmelu kadzidło z labdanum, które aż nazbyt przywodzi mi na myśl mniej finezyjne
Cuir Velours od Naomi Goodsir. Sytuacji nie poprawia chlust podłej jakości koniaku, wlany prościuteńko w gardło (pewnie jakaś gra żywic z ambrą, wanilią i kocanką). Dziwna mieszanka, pewnie warta więcej uwagi niż byłabym skłonna z siebie wykrzesać, lecz wybaczcie - jakoś nie chce mi się chcieć. :]
Za dużo kiczu w tym mezopotamskim landszafciku. Nawet jak dla mnie. ;)
Następny w kolejce
Galaad okazał się znacznie bardziej interesujący. Znów pojawia się orientalność oraz przyprawowo-żywiczna kurzawa, lecz tym razem więcej weń przestrzeni, wiatru. Snującej się wśród biblijnych gór orientalizującej senności, gorącego powietrza spowijającego bliskowschodnią, dosyć skąpą florę. To coś więcej, niż pseudo-krajobraz dla zblazowanych miłośników
Opowieści z 1001 nocy; to Orient, który mieszkańcy Zachodu zdołali wpoić w siebie, zaakceptować, uznać za ważną część własnej tożsamości już wiele pokoleń temu. Ten Orient, który siedzi głęboko wewnątrz nas. Czym się objawia?
Nasłonecznionym, pikantnym kontrastem między akordami "wschodniego" kardamonu, wręcz epatującego antyseptycznym, zielonozłotym blaskiem a "zachodniego" rozmarynu, od czasów starotestamentalnych proroków porastającego kraje Śródziemnomorza; między balsamiczną słodyczą miodu a goryczką płynącą od balsamu kopaiwowego oraz tytoniowych liści rodem z
Tabac Aurea SSS, wszystkich trzech zaś zmąconych ostrym mirrowym korkociągiem, bez pardonu wrzynającym się w moje nozdrza; między stonowaną lekkością śródziemnomorskich iglaków (cyprys, cedr) a gorącą, lizolową zachłannością arabskiego oudu. Gdzie wszystko jest suche i mocarne, żywe. Aż chce się więcej! :)
Natomiast
Korrigan to istna bajka! :) Co jest zarówno zaletą, jak i wadą.
Tym pierwszym, ponieważ pozwala z przymrużeniem oka spojrzeć na otwierający zapach, wielce ciekawy akord pozbawionej nadmiaru cukru maślanej kruszonki
[takiej, jaką daje się na wierzch ciasta drożdżowego; i zgadza się, wiem, że kruszonka cukrem stoi - lecz co z tego? ;) ] co po chwili, krokiem zwiewnym, dosyć szybkim a posuwistym przesuwa się w stronę nut słodowych, które po prawdzie równie dobrze mogłyby zostać uznane za płatki owsiane napęczniałe pod wpływem kiepskiej whisky; ale niech będzie, że to szlachetny trunek, powoli dojrzewający we wnętrzu dębowej beczki, w ciemnej piwnicy o ścianach wyłożonych kamieniami. :) Przez chwilę kruszonka walczy o lepsze z "owsianką" na wódzie, by po chwili obrać kurs na wonie skórzano-drzewne, ziołowo-aromatyczne, lawendowo zimne oraz szafranowo złociste, dyskretnie ogrzewające całość. Cóż za harmonia przeciwności! Jakiś abstrakcyjny, baśniowy las ukazany od strony jesiennych barw oraz jednoznacznego ruchu. Pełen dynamiki acz pozbawiony emocji wyraźnych dla odbiorcy.
Baza
Korrigan to łagodne, cielesno-organiczne ciepło na stabilnym, ocienionym drzewnym postumencie. Zaś ogół mieszanki charakteryzuje brak przesadnej słodyczy, z czasem wręcz redukującej się do zera. No, mnie się podoba. ;) I to również jest zaleta.
No dobrze, a wady? Przecież bajkowość miała kryć i mniej ciekawe aspekty?
Cóż, te ujawniają się zapewne, kiedy nie mamy zamiaru przymykać oczu na abstrakcyjne przerysowanie, swoisty nawias strukturalny, w jaki zdaje się wzięto całą kompozycję.
A może i w ogóle całą serię?
Ostatecznie żadna z wód nie wnosi do olfaktorycznego świata niczego nowego; żadna nie zachwyca oryginalnością (nawet rzekłabym, iż jest dokładnie na odwrót). Wszystkie kryją w swoim charakterze jakiś sztuczny rys, niczym aktorzy mający kłopot z wyjściem z roli. Co pewnie w świecie realnym i wśród ludzi byłoby cechą co najmniej utrudniającą koegzystencję z aktorskim pracoholikiem, lecz w ramach węchowych fantazji pozwala na popłynięcie z nurtem cudzych wyobrażeń. A że dziej się to niejako "poza nami", w sposób bierny?
Niechże więc choć raz będzie i tak!
Bywało przecież o wiele gorzej.
Talismania przynajmniej nie jest nudna; nie może taką być, kiedy proponuje nam trzy tak magiczne Opowieści. Których warto wysłuchać, niechby tylko z niezobowiązującej grzeczności.
Akkad
Rok produkcji i nos: 2012, Delphine Thierry
Przeznaczenie: zapach typu uniseks; o mocy pozornie dużej, choć szybciutko redukującej się do wąskiej aury, by dalej trwać wyraźnym tuż przy ludzkiej skórze, zgodnie z najnowszymi trendami.
Okazje stosowne, by korzystać z
Akkadu musicie wybadać osobiście. :)
Trwałość: ok. pięciu-sześciu godzin
Grupa olfaktoryczna: orientalno-przyprawowa
Skład:
Nuta głowy: mandarynka, bergamotka, szałwia
Nuta serca: olibanum, elemi, styraks, kardamon
Nuta bazy: wanilia, paczuli,labdanum, ambra
Galaad
Rok produkcji i nos: 2012, Delphine Thierry
Przeznaczenie: jw. [tylko z początkowym drobnym sillage i wolniejszą przemianą w chmurę wonnych molekuł]
Trwałość: w granicach sześciu godzin
Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna
Skład:
Nuta głowy: kardamon, rozmaryn, cyprys
Nuta serca: balsam kopaiwowy, mirra, miód
Nuta bazy: drewno cedrowe, olejek cypriolowy, tytoń, oud
Korrigan
Rok produkcji i nos: 2012, Thomas Fontaine
Przeznaczenie: jak u samej góry [tylko jeszcze silniej ;) ]
Trwałość: około pięciu godzin
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-orientalna
Skład:
Nuta głowy: jagody jałowca, szafran, koniak
Nuta serca: nasiona piżmianu, lawenda, whisky
Nuta bazy: oud, wetyweria, drewno cedrowe, skóra, piżmo
___
W tej chwili noszę
Korrigan a wcześniej był
Galaad. Cały dzień w temacie. :)
P.S.
Źródła ilustracji:
1. http://genesisflood.blog.com/2010/09/03/is-this-the-famed-city-of-akkad/
2. http://www.israelrising.com/2011/08/return-with-usand-you-shall-be-head.html
3. http://polarbearstale.blogspot.com/2011/05/by-pascal-moguerou.html
4., 5. i 6. http://your-antwerp.com/2012/12/21/lubins-korrigan-galaad-and-akkad/