Zainspirował mnie przede wszystkim dzisiejszy wpis Łukasza Kielbana z Czasu Gentlemanów, Dandys - nadgentleman. Łatwo wyelegantowanego Pana oceniać z perspektywy współczesnych obiegowych opinii na temat męskości (te zna każdy, więc daruję sobie przykłady), co zawsze musi kończyć się nieporozumieniami czy też bardzo błędnymi wnioskami. Cóż, mało którą rzeczywistość historyczną daje się prawidłowo ocenić za pomocą mentalności czy moralności, której nauczono nas w domu. Ale ja nie o tym... :)
Wracając do dandyzmu, pozwolę sobie zacytować wspomniany wpis:
"W pierwszym okresie [dandyzmu, czyli na przełomie XVIII i XIX wieku] słowo 'dandys' oznaczało (...) mężczyznę pochodzącego z klasy średniej, a swoim wyglądem i zachowaniem nawiązującego do stylu wyższych sfer. [O genezie zjawiska więcej w podlinkowanym artykule. ;) wzp]
Z czasem dandysi okazali się tak biegli w wyznaczaniu kierunków mody męskiej, że znaleźli naśladowców w różnych kręgach, w tym też arystokratycznych. Zaczęto więc stosować to określenie po prostu do mężczyzn przykładających ogromną wagę do wyglądu, wysławiania się, manier, a nawet swojego hobby. Dandysi uważali jednak, że ta estetyczna powłoka, choć tak ważna, jest tylko wyrazem wyższości ich umysłu nad innymi. Dandys czuł się arystokratą piękna, uczuć i myśli.
Miało to szczególne znaczenie w porewolucyjnej Francji, gdzie dandyzm był wyrazem łamania barier klasowych. Wystarczyło posiadanie pieniędzy, by 'stać' się arystokratą, poprzez bycie niczym jeden z nich. Wyszukane stroje i maniery stały się znakiem rozpoznawczym wielu artystów należących do bohemy – grupy łamiącej konwenanse i normy społeczne. Były to jednostki świadomie projektujące swoje osobowości – nic nadzwyczajnego na dzisiejszym rynku sztuki. Francuscy artyści starali się pokazywać jako osoby kultywujące idee (piękno), a nie materię (posiadane dobra) i w ten sposób przeciwstawiali się burżuazji".
Mam nadzieję, że Łukasz wybaczy mi samowolne posłużenie się jego tekstem. ;)
Chciałam tylko pokazać, że dandyzm to wbrew pozorom więcej, niż atrakcyjna wizualnie powłoka. A nawet jeżeli powierzchowność zwraca uwagę warto zastanowić się, co i dlaczego stało za faktem starannego dopracowania tejże. Może okazać się, że usłyszymy naprawdę wciągającą opowieść...
Gadżetem, który mógłby pokochać współczesny dandys - lub chociaż "zwykły" dżentelmen - jest najnowsza męska propozycja marki Lalique, Hommage à l'homme. Czyli ni mniej ni więcej, jak Hołd dla mężczyzny. ;) Jak mniemam mężczyzny, który potrafi docenić staranną, wysmakowaną i wypracowaną elegancję. Dżentelmeni czy współcześni dandysi pasują zatem jak ulał. :)
Powinni docenić charakterystyczną, złożoną-a-prostą konstrukcję Hommmage tak, jak markowe okulary, zegarki, pióra czy buty.
Pachnidło bowiem skonstruowano naprawdę bardzo przemyślnie. Tak, by z początku zachwycało krystaliczną, cedrowo-szafranową świeżość, zaś później pokazało apetyczne, spokojnie drzewne oraz nowocześnie orientalne podbrzusze. :) A wszystko to okazuje się być jasne, o jasno wyznaczonych granicach, tyleż zauważalne co dyskretne.
Jak napisałam, w otwarciu Hommage à l'homme wydaje się pachnidłem świeżym, jasnym oraz ostrym [też pikantnym, jednak ta "ostrość" odzwierciedlać miała głównie ostre kanty i sangwiniczny spokój kompozycji]. Jednak nie mam kłopotów z akceptacją tego stadium. Cóż, sztuka potrafi obronić się sama i przekonywać bez kłopotów, jeżeli tylko jest szczera. Taki właśnie zdaje się być Hommage. Żywe, jasne i nasycone ziemistymi aspektami zieleni, wyrażanymi za pomocą paliwowych nut liści fiołka skoligaconych z zimnym, igiełkowym irysem. Charakteru dodaje im wspomniany wcześniej cedr, wyczuwalny być może dzięki zestawieniu szafranu z pieprzem oraz wonią skórzanej bergamotki. Z czasem soczysta cedrowa rześkość znika ale akord pikantnego, paliwowego fiołka pozostaje. Lubię to, co z tą nutą wyczynia zazwyczaj sztuka perfumeryjna skierowana do mężczyzn. :) Fiołek przestaje być słodki i w pewien sposób baśniowy (jak słyszałam) ani nie pływa w odmętach wody z wazonu (tak często zachowuje się fijoł na mojej skórze). Pozostaje charakterystyczny, spokojny puder, w intrygujący sposób wytrawny zaś w omawianym przypadku - doprawiony pieprzem jasną suchością szafranu, gałki muszkatołowej. Coraz wyraźniejszy staje się natomiast wypływający się spod spodu aromat spokojnego, apetycznego drewna. Z zaskoczeniem stwierdzam, że to oud!
Takie oblicze drewna agarowe również przyjemnie zaskakuje. Nie wybija się na niepodległość, nie kradnie przedstawienia, nie jet nawet wyraźne. Po prostu trzyma się z tyłu, nadając Hommage wyrazistej, smukłej formy, dodaje do mieszaniny nieco cienia. Obok pojawia się subtelna, zielonkawa słodycz bobu tonka, co w zestawieniu z akcentami fiołka oraz agaru daje całość nietypową acz elegancką. Także w bazie, kiedy pojawia się spokojne, suche i złociste labdanum, nadające pachnidłu przyjemnego, cielesnego sznytu.
Hommage à l'homme wydaje się kolejną próbą stworzenia nowoczesnego wcielenia wód paprociowych. Może niezbyt udaną, bo zapach wydaje się znakomity jako zwykłe dzieło drzewno-orientalne, niemniej jednak ducha wystudiowanej, świadomej siebie elegancji, która niczego nie musi udowadniać, nie sposób zignorować. :) Szyk i elegancja nie są pozą, tarczą czy reklamą, one istnieją po prostu dla samych siebie. Piękno dla piękna, czyż nie o to chodzi w dandyzmie?
Rok produkcji i nos(y): 2011, Christine Nagel oraz Mathilde Bijaoui
Przeznaczenie: zapach stworzony dla mężczyzn; spokojny i zauważalny, choć o małym sillage. Na wszelkie okazje.
Trwałość: około siedmiu-dziesięciu godzin
Grupa olfaktoryczna: drzewno-orientalna
Skład:
Nuta głowy: bergamotka, szafran, liść fiołka
Nuta serca: kłącze irysa, bób tonka, pieprz
Nuta bazy: białe piżmo, oud, labdanum
___
Dziś nic. :D Taki dzień bez perfum.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://t0x1c-d0lly.deviantart.com/art/Modern-Dandy-160756614
2. http://www.themoderndandydiaries.com/2012/05/luxury-watch-or-art-audemars-piguet.html
3. http://ozmoze.blogspot.com/2012/07/its-particular-perfect-as-men-prom.html