środa, 4 sierpnia 2010

Córki Normy K.

Przeglądając listę tagów na własnym blogu stwierdziłam, że przewaga recenzji perfum niszowych nad głównonurtowymi stale rośnie. Cóż, trendowi szyków nie pomieszam i dziś do ogródka niszy dorzucę kolejny kamyk. :)


A zacznę jak poprzednio, od akcentu hinduskiego, choć tylko w skojarzeniu.
Opowiem o mieszance przepastnej, cielesnej, zmysłowej aż do bólu. Głęboki, hojnie dymiący kopciuch o nazwie Wazamba (Parfum d'Empire) to rodzona córa kadzidlanej Normy Kamali! Łagodniejsza i bardziej "nośna" wersja niesławnego wśród "wąchaczy" Incense, rozwija się i przeobraża w sposób niemal identyczny, tylko nieznacznie zmieniając miejsca akcentowania. Mam wrażenie, jakby wszechpotężna bogini Kali zeszła z ciała pokonanego boga Śiwy [znanego też jako Sziwa], przerwała na moment swój taniec i - wciąż z bronią w dłoniach, ubrana w naszyjnik z ludzkich czaszek i pas z męskich głów oraz kończyn - powiła kolejną córkę. Po pewnym czasie córki Matki Kali wywędrowały do Europy, gdzie znalazły dla siebie miejsce w panteonie wojowniczych plemion nordyckich. Nazwano je "walkiriami".

Jednak moje Wazambowe walkirie za żadne skarby świata nie ograniczyłyby swojej roli do głupiej selekcji poległych i późniejszego kelnerowania im w Valhalli. A dziewicami były prędzej w sensie duchowym [czyli, wg tantryzmu (z którego wywodzi się kult Kali), "sama dla siebie"], niż fizycznym.; nigdy nie pozwoliłyby sobie na takie marnotrawstwo energii życiowej. Nie tego uczyła je matka. :)
Bo aromat, choć z początku dymi jak oszalały, egocentrycznie mącąc i zacierając wszystkie inne doznania osoby go noszącej, w pewnej chwili zaczyna drżeć jak liść na wietrze i wić się niczym wąż (znowu trop tantryczny ;) ) - to ambra, popisująca się w amoku na mojej skórze.


Jednak Wazamba jest przecież mieszanką od Kadzidła Kamali znacznie łagodniejszą, bardziej subtelną i o wiele mniej zachłanną. Bez wątpienia mogę uznać ją za urokliwą i urodziwą. Potrafi zachować umiar, zaś jeśli tylko zechce, umie zachwyć łagodnością i czarem. A że chce jej się dość rzadko, to inna sprawa... ;)

I tak, jak od pierwszej chwili nie mam wątpliwości, że zabrałam się za dojrzałe, nieznoszące sprzeciwu kadzidło, później zaczynam się zastanawiać. Bo czy kadzidło potrafi być AŻ TAK erotyczne? Czy potrafi co chwilę przybliżać się do skóry i od niej oddalać, zgodnie z własnym kaprysem, nie zważając na rozwój nut?
Cóż, z pewnością Wazamba do pachnideł grzecznych oraz przewidywalnych nie należy. I chwała jej za to!

Nie umiem być obiektywna, do czego przyznaję się od samego początku. Chyba nie da się też ukryć, że zostałam dzisiejszą mieszanką oczarowana. Choć szturmem mnie nie zdobyła; musiałam do Wazamby dojrzeć. A gdy już tak się stało...

Początek to miks ostrego, bezkompromisowego, narcystycznego i ekshibicjonistycznego kadzidła, tak podobnego do najgłośniejszego dzieła Normy K., z jakąś delikatną Czarnokaszmirową słodkością; przeorganiczny akcent wenge i karo-karoundé, których próżno szukać w dostępnych w Sieci spisach nut. Z czasem to właśnie ta druga strona przeważa i aromat łagodnieje, by po chwili ustąpić pola gorącej, zmysłowej ambrze w towarzystwie mirry, sandałowca i jodłowej żywicy. Czasami wraca dym, choć już w mniejszym natężeniu. Finał to sucha przejrzystość wwiercającej się w nozdrza mirry, której sekundują: labdanum, lekko odświeżający cyprys i delikatny ambrowy cień. Czasem jeszcze ambra zyskuje na znaczeniu, czasem dołącza dość dalekie wspomnienie kadziła, nie mącą jednak ducha bazy.
Tylko niech mi ktoś powie, gdzie się podziało jabłko??

Mityczne germańskie wojowniczki, bez dwóch zdań podobne do wielkiej tantrycznej bogini, zachowują jednak indywidualny styl. Cóż, w końcu nikt nie powinien być wierną kopią własnych rodziców. ;)


Rok produkcji i nos: 2009, Marc-Antonio Corticchiato

Przeznaczenie: zapach uniseksualny, idealny dla ludzi lubiących łamać zasady i przeczyć utartym schematom; przy tym żyjących w przyjaźni z własnymi zmysłami. :)

Trwałość: na mnie świetna - od siedemnastu godzin wzwyż

Grupa olfaktoryczna: drzewno-orientalna

Skład:

Nuta głowy: kadzidło, aldehydy(??), opoponaks
Nuta serca: drewno sandałowe, mirra, cyprys
Nuta bazy: jabłko, labdanum, balsam z jodły, ambra
___
Dziś noszę to, o czym powyżej, drugi dzień z rzędu (co często się nie zdarza!).

P.S.
Ilustracja pierwsza to Walkiria, której autorem był norweski malarz Peter Nicolai Arbo.
Natomiast ilustracja druga to dzieło prerafaelity Edwarda Roberta Hughesa pt. Czuwanie Walkirii.
Obie reprodukcje pochodzą z commons.wikimedia.org

2 komentarze:

  1. Nie miałem jeszcze okazji poznać, ale to moja ulubiona marka, więc pewnie będzie ach i ach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, Łukaszu! :)
    Poszczególne zapachy P d'E można lubić albo nie, ale nie sposób zarzucić im bycia "nijakimi", przynajmniej wg mnie. Więc, jeśli tylko lubisz afrykańsko-kadzidłowe klimaty, nie powinieneś się zawieść. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )