Jeden z trzech Hermèsowych, a konkretnie Un Jardin en Méditerranée. Muszę przyznać, że z popularnymi "Ogródkami" mam spory kłopot: doceniam pomysł oraz silny charakter, odrębny dla każdego z "braci", ale żaden szczególnie mnie nie zauroczył. Ogródek Monsunowy jest efektowny i lekki, mogłabym go nosić podczas iście zwrotnikowych upałów. Ogródek Nilowy reprezentuje klimaty tak dalece nie moje, że nie wiem, czy kiedykolwiek zdobędę się na jego recenzję. Pozostaje Ogródek Śródziemnomorski - najcięższy, najbardziej dosłowny, zdaje się też być tym najmniej docenianym; wreszcie coś w moim stylu. ;)
Pierwszy zapach ogrodowej serii to ciekawa mieszanka, jednocześnie iglasto-żywiczna oraz przesycona cytrusowymi sokami. Choć na papierku testowym zawsze prezentowała zdecydowanie jaśniejsze oblicze, na mnie ma zwyczaj mrocznieć, tężeć, zyskiwać drugie dno [swoją drogą, to dość ciekawa cecha skóry :) ]. Miks cytrusów pod wodzą mandarynki miesza się z cyprysem, jagodami i liśćmi figi tworząc całość w pełni dwoistą: lekką oraz głęboką. A do tego zupełnie nieprzestrzenną, ale to nic nadzwyczajnego: wszak ogrody Śródziemnomorza otacza się kamiennymi murami. :) Kiedy do kompozycji dołączają lekkie nuty kwiatowe aromat robi się lekko.... warzywny. Przy czym nie jestem w stanie powiedzieć, jakie to warzywa rozsiadły się na mojej skórze; po prostu czuję się, jakbym w nadmienionym ogrodzie, przy rattanowym stoliku spożywała gazpacho. Oczywiście w miłym, kilkuosobowym towarzystwie. Gdzieś w tle wyczuwam delikatną woń kwiatów oraz aromatycznych drzew i krzewów (tu dużo ma do powiedzenia... wawrzyn, który podobno w uJeM brak).
Finał to delikatne nuty drzewne, jakieś łagodne orzechy i lekkie wspomnienie dawnej warzywności, a wszystko osnute wokół wspomnianego wawrzynu, cyprysu oraz piżma. Choć w dni ciepłe tego ostatniego nie wychwytuję. Jest miło, niezobowiązująco i bardzo, bardzo odświeżająco. Tylko, że...
No właśnie. Tylko, że. Ogródek Śródziemnomorski jest mi najbliższy ze wszystkich, ale brak mu "tego czegoś", a najpewniej w ogóle "tego" nie wyczuwam. Nie potrafię uchwycić ducha żadnego z ogrodowych zapachów, co widać nawet po skojarzeniowej najniższej linii oporu. ;) Nie znaczy to, że tym kompozycjom czegoś brak, ani że ich nie lubię. Bo lubię [no, przynajmniej tę śródziemnomorską i monsunową]. Zwyczajnie, po raz kolejny, okazało się, że pachnidła świeże i/lub lekkie nie są stworzone dla mnie. Co słaba trwałość Un Jardin en Méditerranée zdaje się tylko potwierdzać.
Rok produkcji i nos: 2003, Jean-Claude Ellena
Przeznaczenie: lekki, świeży, optymistyczny zapach typu uniseks. Ciekawy za dnia oraz na niezobowiązujące okazje wieczorowe (generalnie).
Trwałość: w porywach do pięciu godzin, choć znam osoby, na których wytrzymuje blisko dobę. :)
Grupa olfaktoryczna: wodno-kwiatowa
Skład:
Nuta głowy: mandarynka, cytryna, bergamotka
Nuta serca: kwiat pomarańczy, oleander
Nuta bazy: pistacje, jałowiec wirginijski, cyprys, liść figi, piżmo
P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z www.roadtoamherst.com
Trochę mi ulżyło, bo i mnie Ogródki na glebę nie powaliły. Fajne, ale żeby tym pachnieć? Nie bałdzo.
OdpowiedzUsuńChoc akurat Monsunowy pachnie na mnie przeterminowanym podkładem. Niszowo. Ale jakoś podziękuję. ;)
Pachnieć to bym nawet mogła, jak napisałam wyżej... spędzając lato w Brazylii (ICH lato ;) ). Ten przeterminowany podkład to rzeczywiście musiało być baardzo niszowe doświadczenie. :)
OdpowiedzUsuń