piątek, 14 maja 2010

Śmierć na Nilu, czyli o czym mógł wiedzieć Herkules Poirot


Choć czasy wspomnianego detektywa to pierwsza połowa wieku dwudziestego, jednak epoka, której Organza marki Givenchy mogłaby być dzieckiem, to wiek dziewiętnasty, a zwłaszcza jego ostatnie ćwierćwiecze oraz pierwsze 25 lat następnego stulecia - epoka doniosłych odkryć naukowych, archeologicznych, ale i ogromnych zmian społecznych, budzących nadzieje parweniuszy i zgrozę wśród dobrze urodzonych. Czasy, gdy najróżniejsze choroby zakaźne galopowały przez salony burżuazji i arystokracji, zmuszając ich przedstawicieli do zażywania kuracji w suchym a gorącym klimacie Śródziemnomorza, szczególnie we Włoszech, Grecji oraz w znajdującym się pod brytyjskim panowaniem Egipcie.

Kampania reklamowa Organzy (która wzięła nazwę od lekkiej i zwiewnej, przejrzystej tkaniny) nawiązywała do pustynnych, północnoafrykańskich terenów, którymi tysiące lat temu władali faraonowie. Rzeczywiście, jest w tym pachnidle coś egzotycznego i bliskowschodniego - tyle, że nie jest to orientalność sensu stricto, a jej zachodnioeuropejskie wyobrażenie. Ma w istocie tyle wspólnego z prawdziwymi aromatami Egiptu, Tunezji czy Libii, co rokokowe "chińskie salony" z prawdziwym chińskim [jak konkretnie chińskim?] poczuciem estetyki. Mimo to nie potrafię obok omawianych perfum przejść obojętnie. Czemu? Ponieważ, w mojej opinii, odzwierciedlają część historii Europy, kolonialne aspiracje bądź realia, przekonanie o potrzebie misji cywilizacyjnej wśród wszelkiego rodzaju "dzikusów", przedziwną mieszankę lekceważenia, pychy, fascynacji i strachu. Organza to zapach czasów naszych bezpośrednich przodków, czy nam się to podoba, czy nie.


W czasach, gdy najwyższe warstwy społeczeństwa Europy czy Ameryki Północnej uprawiały taki typ turystyki, który we współczesnych prawdziwych podróżnikach budzi, zrozumiałą zresztą, awersję, najważniejsza była wygoda. Jeśli pragniesz zdobyć górski szczyt, wynajęci ludzie wniosą Cię nań w lektyce, jeżeli chcesz zanurkować na dno morza po kawałek koralowca czy perłę, zrobi to za Ciebie trzynastoletni, skąpo odziany tubylec, jeśli zaś masz ochotę, by w samym środku Sahary zjeść na srebrnej zastawie kolację złożoną z dzikiego europejskiego ptactwa, astrachańskiego kawioru i szampana, także nic nie stoi na przeszkodzie. Szalony hedonizm, gargantuiczna przesada oraz niewyobrażalna pycha.

Organza reprezentuje świat miniony, epokę o, odmiennych od nam współczesnych, zasadach przyzwoitości i moralności. (Przecież narażanie życia dzieci z Karaibów czy Oceanii nie było niczym niemoralnym - "w końcu za coś biorą moje pieniądze!") A do tego przyciąga, wytrwale kusi i mami; cóż, w każdym z nas istnieją pokłady próżności znacznie większe, niż byśmy sobie tego życzyli. :)

Na mojej skórze ów zapach, ciężki, duszący i bardzo zmysłowy, prezentuje się pięknie. Zachłannie zagarnia ją dla siebie i zaprowadza własne porządki; inna sprawa, że zazwyczaj doskonale się ze sobą zgadzamy, więc aromat nie jest w stanie mnie zdominować (a że potrafi to zrobić w wyjątkowo wredny sposób, mogłam się już parę razy przekonać, dyskretnie obwąchując znajomych). :) Dość szybko zestala się , tężeje, oplata moją sylwetkę, niczym kreacja z jedwabnej organzy, zostawiając za sobą potężny sillage. Poszczególne nuty przemijają zarazem głośno, lirycznie i płynnie, niczym wirtuozerska symfonia.

Ma Organza (zasłużoną, co prawda) opinię perfum dla wampa, ale powiedzcie, moi mili, czy jest w tym coś nagannego? Czy w byciu zmysłową kobietą z silną osobowością naprawdę kryje się coś zdrożnego? Z pewnością nie jest to jeden z zapachów dla pań delikatnych i skromnych, takich, które nietrudno zranić i których mocną strona z pewnością nie jest stanowczość.
W każdym razie, ja tam Organzę kocham; miłością mocną i czystą, niczym Anaïs Anaïs Cacharel, Shalimar Guerlain, White Linen Estée Lauder, Soir de Lune Sisley, Angel Thierry'ego Muglera oraz Messe de Minuit od Etro. To właśnie są, na tym etapie mojego życia, perfumy w stu procentach "moje"; dzięki nim wiem, kim jestem i kim chcę być w przyszłości. Czy tak będzie zawsze? A skąd, na bogów, mam to wiedzieć?? :)



Rok produkcji i nos: 1996, Sophie Labbé

Przeznaczenie: zapach dla osób odważnych, nieulegających stereotypom, o silnej osobowości - i to niezależnie od płci! Z racji dużej mocy zwykło się traktować Organzę jako pachnidło typowo wieczorowe - i rzeczywiście nie polecałabym go do pracy czy na uczelnię; choć z drugiej strony, sama stosuję je także za dnia. :)

Trwałość: około dziesięciu godzin (hmm, mogłoby być ciut lepiej; ale to już czepianie się)

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna

Skład:

Nuta głowy: kwiat pomarańczy afrykańskiej, gałka muszkatołowa, gardenia, bergamotka
Nuta serca: tuberoza, jaśmin, ylang-ylang, piwonia, kapryfolium
Nuta bazy: wanilia, ambra, drewno różane, drewno sandałowe, drewno cedru wirginijskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )