
Wychodzi więc na to, iż zostałam ewidentnie "powołana", bowiem na mojej skórze Ambre Fétiche ani przez moment nie jest wstrętny. Zaraz po aplikacji rzeczywiście można wyczuć coś z wilgotnych romańsko-gotyckich murów, jakieś delikatne wspomnienie wetyweriowych mroków unurzanych we wszechobecnych oparach kadzidła. I wtedy właśnie zapach jest, w mojej opinii, najbardziej ekscytujący! Barrdzo gorący i zmysłowy, intensywnie wibrujący na skórze i wświdrowujący się przez nozdrza prosto do mózgu - czyli w kierunku odwrotnym do staroegipskich praktyk dehydracyjnych podczas procesu mumifikacji zwłok. :) Czy mamy więc do czynienia z "żywą wodą"? ;) Pierwsze fazy omawianego aromatu potrafią uwieść, kogo chcą, ale mogą także skutecznie odstraszyć. Hipnotyzują, kuszą, zachwycają, budzą emocje tak bogate, iż łatwo mogą na jeden dzień przemienić nas w kogoś całkiem innego. Snują swoją niezwykłą opowieść niczym Szeherezada po to, by przerwać ją w najmniej odpowiednim - naszym zdaniem - momencie. Dzięki temu użytkownicy Ambrowego Fetysza nie popadają w stan permanentnej ekstazy i, wypływającego zeń, odrealniającego rozleniwienia. Szybkim, wprawnym cięciem przywracają nas realnemu światu. Przynajmniej na razie.

Ostatnia nuta jest już znacznie mniej cielesna: dominuje w niej wspomnienie benzoesu, styraksu i kadzidła, utrzymujące się na solidnej podstawie ze skóry oraz w oparach bardzo lekkiej (i niezbyt słodkiej) waniliowej mgły. Zwłaszcza ten ostatni składnik wart jest większej uwagi, ponieważ zwykle wanilia przejawia tendencje do dominacji i autorytarnego narzucania własnego wizerunku reszcie woni. W tym przypadku jest, jak już wspomniałam, tylko ostatecznym szlifem, delikatną ingerencją w ogólny kształt dzieła.
Te perfumy to idealne połączenie archetypów "madonny" i "ladacznicy", stuprocentowa, nieprzekłamana ani nie wydumana jedność przeciwieństw. Zapach perfekcyjnie mistyczny i nieskończenie erotyczny. Zachwycająca mieszanka, niebezpiecznie bliska idealnemu zrozumieniu sensu olfaktorycznych praktyk.
Jedna moja znajoma stwierdziła kiedyś, że "najbardziej seksowni Polacy uczą się na księży". :) Kręcące się po wrocławskim Starym Mieście [zwłaszcza na linii Ostrów Tumski (a więc katedra, kuria, seminarium) - Rynek, na przełaj przez filologiczno-historyczny kampus uniwersytecki] grupy młodych mężczyzn w sutannach wciąż dają do rozumienia, iż COŚ jest na rzeczy... Widać magia zakazanego owocu nie słabnie. :) Ambre Fétiche sprawia, że zaczynam rozumieć, co dokładnie wspomniana znajoma miała na myśli. Wariacka pokusa. :)
Zaś tutejsze Quality ma teraz dwie "ambrowo fetyszowe" klientki.

Rok produkcji i nos: 2007, Isabelle Doyen i Camille Goutal
Przeznaczenie: uniseksualny zapach dla ludzi nietuzinkowych oraz lubiących się wyróżniać. Świetny dla silnych kobiet i stanowczych mężczyzn - byle nie w typie maczo!
Trwałość: na mojej skórze doskonała; niezależnie od pogody, temperatury i nastroju: zawsze około 24 godzin.
Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna
Skład:
Nuta głowy: styraks, kadzidło, labdanum
Nuta serca: irys, benzoes
Nuta bazy: wanilia, skóra
[ciekawe, że wśród nut brak ambry]
___
Dziś pachnę Musc Nomade, też od Annick Goutal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )