Ma swoje perfumy jubiler Durbano, jednak znacznie wcześniej na niwie olfaktorycznej postanowiła wykazać się rodzina Bulgari - niestety, z efektami nierównymi. Dziś będzie o jednym z dzieł sygnowanych przez grecko-włoskich jubilerów, Jasmin Noir. Już samo zestawienie: "Czarny Jaśmin" brzmi intrygująco i zachęcająco, sugeruje spotkanie w klimatach dusznych, nie dających spokoju, nieco mrocznych. Czy tak jest...? Cóż, nie do końca.
W pierwszej chwili czuję jaśmin, jakieś lekkie, podobne w odbiorze, kwiatki (które okazały się być gardenią) oraz dużo, dużo świeżej, wiosennej zieleni, zroszonej właśnie intensywnym deszczem. Jest duszno, ale i rześko. Z czasem zieleń staje się lekko nadgniła, a jaśmin bardziej intensywny; w zasadzie czuję tylko jego. Cała świeżość i przestrzeń gdzieś znikają, pozostawiając jedynie słodki, ciężki, lekko pudrowy aromat kwiatów jaśminowca. Tylko, że są to kwiaty lekko wymęczone, może znudzone; takie, co to z niejednego wazonu wodę piły i kawał świata przewędrowały. ;) Nadal potrafią zauroczyć tyle, że nie bardzo im się chce. Niełatwo je zaskoczyć, a jeszcze trudniej zaciekawić je sobą. Czarny Jaśmin pragnie odmiany - i to natychmiast! No, wypisz - wymaluj Léa, bohaterka powieści Colette Chéri. :) I tu pojawia się skojarzenie z negatywem: tak, jak młody kochanek jest dla naszej, przeczącej stereotypowemu postrzeganiu erotycznych relacji damsko-męskich, bohaterki tylko miłą odmianą, potwierdzeniem własnej atrakcyjności i witalności, rodzajem "zabawki" oraz wisienką na torcie, tak Jasmin Noir przestaje dusić, a staje się sensualnym, choć subtelnym [naprawdę!] i bardzo radosnym pachnidłem. Zgnilizna znika równie nagle, jak się pojawiła. Jest ciepło oraz erotyczno-radośnie: u tej kurtyzany nie znajdziecie pejcza ani lateksowych pończoch, a jedynie mnóstwo niekłamanego powabu, magnetyczną osobowość i najzwyklejszą w świecie zmysłową radość.
W trzeciej fazie do jaśminowych oparów dołącza jakaś dymna, nieco ziołowa ostrość - co to takiego? Jakieś drewna? Nutka olibanum? Lukrecja? Bóg raczy wiedzieć... W każdym razie pachnie to przewrotnie i zachęcająco. Szkoda tylko, że trwałość nie idzie w parze z charakterem.
Może i zabrakło mroków, jednak całość okazała się wciągająca, efektowna oraz ze wszech miar warta poznania.
Rok produkcji i nos(y): 2008, Carlos Benaim i Sophie Labbé
Przeznaczenie: zapach bardzo ciężki i wyrazisty - zatem nie zawsze będzie stosowny za dnia; nie udało mi się też znaleźć chętnego "królika doświadczalnego" płci męskiej, skłonnego przetestować Jasmin Noir. :)
Trwałość: na mojej skórze - im cieplej, tym dłuższa: od pięciu do ośmiu godzin. Więc nie zachwyca...
Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna
Skład:
Nuta głowy: gardenia, nuty zielone
Nuta serca: jaśmin, migdały
Nuta bazy: bób tonka, lukrecja, nuty drzewne
___
Dziś noszę Royal English Leather marki Creed.
Witam. Gratuluję bloga. Zachęcony opisem (?) testowałem dzisiaj "Jasmin Noir". Ciekawa odmiana. Pozdrawiam. Królik :)
OdpowiedzUsuńWitaj Króliku!
OdpowiedzUsuńMiło mi, że tu zaglądasz. :) Choć nie wiem, czy jest czegogratulować; wystarczy trochę wolnego czasu oraz pomysł – i każdy może pisać bloga. Wiem, bo sama długo się czaiłam. :)
Opis rzeczywiście mało rzeczowy, ale tak jakoś mam, że zmysły warunkują się u mnie synestetycznie: smaki mają kształty, a dźwięki i zapachy prowokują wizje. ;) Co do Jasmin Noir, to rzeczywiście ciekawa odmiana tej rośliny. Osobiście bardzo ją lubię (może nieco mniej, niż kiedyś, ale nadal dosyć).
Pozdrawiam!
Tez lubie Jasmin Noir, mimo ze to nie arcydzielo, chwilami przypomina mi Samsare Guerlaina, ale byc moze to tylko moje skojarzenie. I znowu wielka zaleta, nie czuje sie go na kazdym rogu ulicy.
OdpowiedzUsuń