piątek, 14 maja 2010

Ludowość nieudomowiona


Jako, że nieżyt nosa poszedł sobie precz, postanowiłam napisać o dwóch kolejnych, ważnych dla mnie, zapachach. Tych z cyklu "kocham i już!" :) Pierwszym jest White Linen, sygnowany przez Estée Lauder; nie wiedzieć czemu, na polskim rynku obecny sporadycznie i wybiórczo [we Wrocławiu - spośród ok. czterdziestu ewentualnych punktów sprzedaży (wliczając w to wszystkie duże drogerie itp.) - znajduje się w stałej ofercie tylko jednej perfumerii sieciowej w popularnej handlowej galerii]. Także na polskojęzycznej stronie firmy brak o WL jakiejkolwiek wzmianki. ...ale od czego mamy perfumerie internetowe? :)

White Linen to aromat skrajnie odmienny od swojego młodszego rodzeństwa z serii Pure White Linen. Podczas, gdy rodzice rozpieścili małe trojaczki do granic wytrzymałości, upodabniając je do pozornie "milusich" i uroczych domowych pupilków, które w zawsze czystych, niepomiętych i niepoplamionych ubrankach, na prośbę dorosłych recytują przed zołzowatą ciocią w kostiumiku z bazaru i tapetą na twarzy oraz jej niedomytym, obleśnym małżonkiem w koszuli "nawilżonej" plamami potu jakiś dziecięcy wierszyk, uśmiechając się słodko a przymilnie, starszy brat patrzy na całe to przedstawienie spode łba, dusi się w oparach fałszywej serdeczności, a przy tym intensywnie zastanawia, jakby tu niepostrzeżenie dać nogę...


Tak więc WL pozostaje zapachem nieco "dzikim", trudnym do okiełznania, choć nigdy w sposób egzotyczny czy drzewno-kadzidlany. Biały Len to aromat bardzo swojski, ciepły, nawet - co może zabrzmieć dziwnie - bardzo słowiański. Będąc mieszanką jednocześnie aldehydową i szyprową, a do tego tonącą w wyraźnych nutach piżma, ambry, sandałowca oraz drewna cedrowego, ma w sobie coś z, ostatnio coraz modniejszych, perfum - nie perfum; jest bardzo świeży, rzeczywiście przywodzi na myśl zapach lnu zaraz po praniu.

Zatem kojarzę White Linen z polską wsią sprzed drugiej wojny światowej (i starszą), o której można było powiedzieć wszystko, ale nie to, iż jest spokojna i wesoła - a więc beztroska. O, nie! Ta wieś to nie bukoliczne bajdurzenia Marii Antoniny ani idealistyczne wizje współczesnych "ludolubów", bawiących się w pseudofolklor; to krew, łzy i dużo, dużo potu. To całe dnie wypełnione ciężką pracą, wieczory spędzane w karczmie i w komorze. Nie ma tutaj miejsca na rozmowy o niczym ani na romantyczne marzycielstwo. Istnieją za to całe połacie mistycyzmu oraz, różnie pojmowanej, magii (choć nigdy zabobonu - ta magia ma konkretną genezę, cel i skutek).

Ważne miejsce w rozumowaniu dawnych mieszkańców polskiej wsi zajmują granice: między wsią a tym, co do niej przylega, a więc lasem, bagnami, rzekami, nawet drogą biegnącą przez wieś (w końcu tylko mały jej wycinek pozostaje "nasz"), między dniem i nocą, życiem i śmiercią, Nami a Innymi. Słowem: ówcześni kmiecie [?] bali się wszystkiego, co oddziela "przestrzeń własną, oswojoną, dobrą" od "przestrzeni obcej, nieokiełznanej, złej"; przerażeniem ale i fascynacją napełniało ich to, co niejasne, niedookreślone, niepewne i nieprzewidywalne. Zapachem owego "Czegoś" mógłby być właśnie White Linen, aromat Tajemnicy, prowokujący odważnych do przekroczenia granicy, do spotkania z niezrozumiałą i ekscytującą obcością... Zapach przygody. :)

Trudno powiedzieć, kiedy i w jaki sposób mijają kolejne nuty, bowiem zapach rozwija się tak harmonijnie, iż poszczególne elementy nakładają się na siebie, tworząc zadziwiająco spójną całość, trudną do rozebrania na czynniki pierwsze. Wiem tylko że pachnidło, na firmowej stronie internetowej skatalogowane jako "lush", takie jest w istocie; może nie tyle luksusowe, ile bujne, puszyste, bogate. WL na mojej skórze skrzy się i mieni, zachwycając niecodzienną wersją olfaktorycznej świeżości i oszczędzając nieprzyjemnych niespodzianek. Pozostaje zapachem nie do przecenienia; tym ciekawszym, że na ogół niespotykanym na polskich ciałach. :)


Rok produkcji i nos: 1978, Sophia Grojsman

Przeznaczenie: zapach zarówno dzienny, jak i wieczorowy, dla (nielicznych) miłośników szyprów, aldehydów oraz niekonwencjonalnej świeżości. :)

Trwałość: im cieplej, tym dłuższa; zimą około dziewięciu godzin, latem - blisko dobowa

Grupa olfaktoryczna: trudna do określenia. Może tak: kwiatowo-szyprowo-aldehydowa

Skład:

Nuta głowy: bułgarska róża, jaśmin, konwalia, aldehydy
Nuta serca: irys, kłącze irysa, goździk [ja wyczuwam także miód]
Nuta bazy: mech dębowy, wetyweria, piżmo, ambra, drewno cedrowe, sandałowiec
___
Noszę Organzę od Givenchy. :)

P.S.
Fot. nr 2 pochodzi ze strony Sidzina - zostań na dłużej (KLIK), a powstało w tamtejszym skansenie.
Fot. nr 3 jest mojego autorstwa, a wykonana została w Orawskim Parku Etnograficznym w Zubrzycy Górnej (TUTAJ TEŻ KLIK) w 2007 roku.

2 komentarze:

  1. Muszę zapytać, gdzie dokładnie we Wrocku można je znaleźć? Znasz moją niechęć do przemierzania galerii zwłaszcza, że wcale ich nie mało jest :P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano znam. :) Kiedyś była w Douglasach, w Dominikańskiej i (chyba..) Arkadach. W każdym razie na pewno w D. (Szkoda, że jedna przesyłka już do Ciebie leci, merde!) Ale jakby co, służę drugą próbką. I nie waż się odmawiać! :>

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )