czwartek, 20 maja 2010

Dżinn w haremie

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego najwięcej dzieł sztuki z cyklu "życie codzienne w haremie" powstało dzięki artystycznej twórczości dziewiętnastowiecznych europejskich mężczyzn, którzy wszak do haremów wstępu nie mieli? Co, rzecz jasna, nie przeszkadzało im w błogim fantazjowaniu na temat rzekomo zawsze chętnych i gotowych hurys. :) Ile w tego typu rojeniach kryło się prawdy, to już całkiem inna sprawa; mnie dziś interesuje ich lustrzane odbicie.


Musc Nomade od Annick Goutal to kolejny twór z serii "les Orientalistes". Rzeczywiście, sporo tu wyobrażeń utworzonych na kanwie europejskiego egzotyzmu: mamy zmysłowość, niezwykłą cielesność, harmonię oraz charakterystyczny, ostro-słodki zestaw woni. [O orientalizmie jako zjawisku kulturowym nieco więcej TU, TU albo TU :) ]. Zapach to niebezpiecznie ekstatyczny i gorący, ogromnie sugestywny - jeśli Ambre Fétiche to kontrolowany, utrzymywany w stanie idealnej równowagi miks erotyzmu i sakralności, Musc Nomade w pierwszej fazie jest demonem wypuszczonym na wolność, istną orgią na ołtarzu. Jest tak sugestywny, że lepiej nie przesadzać z jego stosowaniem (wiem, co mówię :) ).

Po paru godzinach dżinn sam włazi z powrotem do swojej butelki, obiecując cierpliwie czekać na kolejne wezwanie. Cierpliwie, dobre sobie! Może i pozostaje zamknięty, ale wciąż szamocze się w swoim więzieniu, ciągle kusi, by go wypuścić, mąci umysł obietnicami, jest na przemian groźny i przymilny. Nigdy jednak nie ucieka się do kłamstwa i oszustw, pozostając demonem bardzo sumiennym oraz (o dziwo!) słownym. Blisko mu do kobiecych, postharlekinowych fantazji erotycznych - może nierealnych i zbytnio idealizowanych, ale przecież istotnych i wartych zrozumienia.


Trzecia faza jest zaskakująco spokojna, nieco przytłumiona, efektowna i dystyngowana, choć to tylko pozory. Cała gładkość znika, gdy wwąchujemy się głębiej. Nasz dżinn już się nie sroży ani nie gniewa; w końcu wie, że wkrótce ponownie zazna wolności. Czasem jeszcze pręży muskuły albo mruknie coś niepochlebnego, ale robi to bardziej na pokaz, gdyż ma świadomość, iż nie ma potrzeby marnować energii na bezproduktywne działania. O kurczę, posiadanie własnego dżinna to całkiem przyjemna sprawa! ;)

W żadnej z Nomadowych odsłon nie potrafię zlokalizować konkretnych nut, wciąż przede mną uciekają. Wyczuwam tylko łagodny aromat piżma, egzotyczne drewna i coś z klimatów kadzidlanych. Czasem tu i ówdzie na moment przebije się róża, jednak zaraz znika pomiędzy oparami kadzidła i jakimiś podsuszanymi liśćmi (papirus...?). Uroczą słodkość zawdzięczam fasoli tonka. Tak czy owak okazuje się, iż piżmo syntetyczne (muskon) wcale nie musi oznaczać gorszej jakości mieszanki olfaktorycznej. Mnie, w każdym razie, podoba się bardzo! :)



Rok produkcji i nos: 2008, Isabelle Doyen i Camille Goutal

Przeznaczenie: uniseksualny zapach dla ludzi zmysłowych i czułych; nieco stosowniejszy chyba jednak wieczorem, choć to wcale norma.

Trwałość: dobra; na mojej skórze od ośmiu do dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna

Skład:

Nuta głowy: dzięgiel, muskon
Nuta serca: muskon, róża, ambra, egzotyzne drewna
Nuta bazy: białe piżmo [czyli też muskon... ;) ], bób tonka, labdanum, indyjski papirus

___
Noszę Fahrenheit Absolute Christiana Diora.

1 komentarz:

  1. to jeden z moich ukochanych zapachów Annick Goutal.drugi po Ambre Fetiche, i jeden z pierwszych zapachów niszowych jakie miałem okazję testować.
    po prostu rozpływam się.

    pozdrawiam.
    J

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )