środa, 12 maja 2010

Gdy powonienie szwankuje

Oglądam właśnie pewien (KLIK) serial dokumentalny i po raz stutysięczny nie mogę się nadziwić, ile swoiście pojmowanego esprit przejawia czasem Wielka Historia [a ile przewrotności/ironicznego humoru/bezmyślności ( niepotrzebne skreślić) ludzie nią zawiadujący :) ]. Dlaczego?
Choćby z racji tego, jakie konkretnie miejsce na Ziemi chcę nazywać swoim domem. Przecież jeszcze u schyłku drugiej wojny światowej naziści byli przekonani, iż cały Śląsk (a przynajmniej ten Dolny) pozostanie w granicach państwa niemieckiego. Wyszło tak, jak wyszło.


I bardzo dobrze! :) Dzięki temu - choć zabrzmi to nieco megalomańsko; w końcu Churchill, Stalin i Roosevelt nie wytyczali granic z myślą o mnie... ;) - mieszkam w miejscu o skomplikowanej historii, na ziemi, której cechą charakterystyczną, na przestrzeni wielu stuleci, było bogactwo etniczne i kulturowe. W miejscu, którego każdy współczesny mieszkaniec pochodzi "skądinąd", skutkiem czego każdy dość łatwo może stać się "tubylcem". Zatem choć nie bardzo wiem, ile w podobnym zachowaniu dolnośląskości, nigdy ani mnie, ani moich przyjaciół czy rodziny nie interesowało zbytnio drzewo genealogiczne danej osoby, ile jego/jej koleje losu, pasje, charakter - a takie postępowanie rzadko spotyka mnie w tych częściach Polski, którym wielkie przesiedlenia XX wieku były obce. (Zawsze, prędzej czy później, musi pojawić się pytanie: "a gdzie urodzili się twoi dziadkowie?" Niby nie zdrożne czy obcesowe, ale z lekka irytujące).

Więc, choć nic mi nie wiadomo o tym, bym posiadała przodków z Niemiec i Czech, TEGO typu potrawy uważam za stuprocentowo "moje", podobnie, jak i kilka innych kwestii regionalno-tożsamościowych. Ponieważ jestem Dolnoślązaczką. I bardzo mi z tym dobrze! :)



___
Pachnę Angel Sunessence Thierry'ego Muglera. Co dopisałam już po opublikowaniu notki, ponieważ sama zapachu nie wyczuwam. Więc zwyczajnie o nim zapomniałam! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )