sobota, 24 lipca 2010

Smoczymiętka

...czyli le Baiser du Dragon marki Cartier. :) Uch! Cóż ja mam właściwie o nim napisać? Spodziewałam się po tych perfumach wiele, szczególnie jako znana miłośniczka woni ciężkich i "vintage'owych". ;)

Tymczasem dostałam coś pomiędzy tym...



...a tym:



Pewność mam chyba tylko w jednej kwestii: mój smok jest zielony oraz słodko-kadzidlany. Od pierwszej chwili jest zdecydowanie świeży - i to jest świeżość, która [nareszcie!] nie powoduje u mnie migreny i/lub odruchów wymiotnych. Kapitalnie lekka, zmysłowa, pogodnie uśmiechnięta; nuty kwiatowe, pod przewodnictwem gardenii, neroli oraz jaśminu (delikatnie kierowanych przez pozostającą w cieniu różę) współgrają z odświeżającym muśnięciem cedru oraz paczuli. Nawet irys zyskuje moją aprobatę; choćby dlatego, że jest jeszcze mniej wyraźny niż róża, a jednak dodaje kompozycji przejrzystej lekkości.

Kiedy aromat tężeje, znikają gdzieś nuty świeże, a do głosu dochodzi jakaś karmelowa słodycz oraz niezbyt gęste, choć wyraziste, kadzidło. W tle pobrzmiewa amaretto, z czasem ustępując miejsca coraz silniejszemu jaśminowi, czekoladzie oraz dymnym substancjom okołoroślinnym. Finał rozgrywa się w scenerii paczulowo-wetyweriowo-kadzidlanej pod coraz silniejszym wpływem ambry. Czasem to tu, to tam, mignie meteor nut słodkich, apetycznie deserowych [no właśnie, czy ktoś z Was wędził kiedyś kawałek brownie czy innego barrdzo czekoladowego ciasta? ;) ]. Bywa też, że powraca zieloność, która jednak niewiele ma wspólnego ze świeżą prostotą, ile z barwą soczystą i, hm... płodną. Z czasem kadzidło gaśnie: stopniowo, cicho, z klasą.
I tak już do końca: kadzidło-paczuli z wetywerią-gourmand-ambra (dużo, duużo ambry).


Żałuję jednak, iż powyższą twarz Pocałunek smoka ukazuje mi jedynie w dni ciepłe, by nie rzec, że gorące. Zimą bowiem pachnidło jest - banalne. Nie potrafi niczym się wyróżnić. "Oszczędza" mi zarówno kadzidła, jak i wybuchów zielonej ekstazy. Ambry także nie wyczuwam, jako że dość często zastępuje ją zmydlone piżmo. Nie, to raczej nie jest "mój" zapach; przynajmniej nie wtedy, gdy robi się coraz chłodniej.
A szkoda.

To mógłby być początek naprawdę pięknej przyjaźni, a może nawet czegoś więcej. Niestety, tym razem muszę obejść się smakiem (albo raczej smokiem ;) ) lub zadowalać okazyjnymi spotkaniami. Nie żebym narzekała; po prostu moja skóra stanowczo nie jest polska. Bywa. :)


Rok produkcji i nos: 2003, Alberto Morillas

Przeznaczenie: zapach zaszufladkowany jako kobiecy, ale nie przejmujcie się tym przesadnie: pasuje każdemu, kto lubi nienachalny Orient, łagodne nuty drzewne oraz nieprzesadną świeżość. Wychodzi więc, że mamy do czynienia z aromatem dla ludzi stonowanych. :)

Trwałość: zimą jakieś pięć godzin, latem bywa, że i dwa razy tyle.

Grupa olfaktoryczna: drzewno-orientalna

Skład:

Nuta głowy: amaretto, neroli, gardenia
Nuta serca: irys, drewno cedrowe, piżmo, róża, jaśmin
Nuta bazy: paczuli, wetyweria, benzoes, ambra, ciemna czekolada, karmel
___
Dziś ponownie w oparach L'Eau Trois Diptyque.

P.S.
Źródła ważniejszych fotografii:
1. images2.layoutsparks.com/1/218868/the-green-dragon-cross
2. weenotions.co.uk/images/lil%20green%20dragon
3. www.profilekiss.com/picture/code-5/kiss+of+the+dragon

5 komentarzy:

  1. Wiedźmo, czy ja przegapiłam, czy nie napisałaś, o którego smoka chodzi?
    Ekstrakt wykluczam na podstawie opisu. Edt? :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano nie napisałam, już się poprawiam. :) EdP Z resztą mam kłopot jeszcze większy. Może kiedyś powyższy wpis zredaguję na nowo?

    I gratuluję szybkiego powrotu węchu - u mnie katar trwa dłużej niż wszelkie stany zapalne górnych dróg oddechowych. :/ Kurczę, naprawdę zazdroszczę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ekstrakt pachnie dużo inaczej niż edp? Zdaje mi się że widziałam reckę u Sabbath,jak odżyję to poczytam.Smoczka odbieram podobnie jak Ty...o dziwo;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę tak. Myślę, że zamiast "podkręcić temperaturę całości" - jak to się zwykle robi przy tworzeniu ekstraktu - dodatkowo zamieszano w kadzi (albo raczej w retorcie ;) ) i czegoś dolano więcej, czegoś mniej i wyszedł taki mały puchaty smoczek, który nie zdążył jeszcze opanować umiejętności ziania ogniem. :)
    Sympatyczne, ale na dłuższą metę irytujące.

    Ech, czasami nam się zdarzy duplikować własne wrażenia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Skarbu, Ty też jesteś chora?? Ożesz! Najpierw Sabb, teraz Ty? Co to się z teraz dzieje?
    Chyba, że "odżycie" czego innego dotyczy. :)
    Tak czy siak, pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )