poniedziałek, 12 lipca 2010

Druga skóra

Oryginał...



...oraz wariacja na temat. :)



Jakie to typowe dla Fin de Siècle'u: zwalić wszystko na próżne i bezmyślne baby, "najbardziej rozkoszne zwierzątka ze wszystkich, które istnieją" [tekst "obczajony" przed laty w jednym harlekinie - zgadnijcie, czemu zapadł mi w pamięć? ;) ]. Ale nie o ówczesnej mizoginii chcę dziś napisać, a o jednym z najbardziej niezwykłych pachnideł, które dane mi był poznać. Specjalnie użyłam słowa "pachnidło", albowiem dość luźne skojarzenie z bohaterem powieści o identycznym tytule nasuwa się samo. :)

Najpierwsza z Diorowych Trucizn oplata moje ciało słodko-gorzką mgłą, równie kuszącą co zgubną, by po dość krótkiej chwili... zniknąć. :) Nie ulotnić się, nie przylgnąć do ciała jak druga skóra, po prostu - stopić się z moim naturalnym aromatem. Jestem absolutnie pewna, ze nie jest to typowy zapach utrzymujący się blisko ciała: znam ich trochę i naprawdę żaden nie znika tak nagle, nie ujawnia się prz gwałtowniejszym ruchu, by nadal pozostać wyraźnym (o ile wciśnie się nos w skórę). Mam wrażenie, jakoby Poison zagłębiała się w atomy mojego ciała, zlewała z nim w jedną, całkowicie naturalną, całość. Tak jakby stworzono ją specjalnie po to, by uzupełniała się z molekułami mojej prywatnej woni. I byłabym znalazła swój signature scent, gdyby nie fakt, że perfumy to ja lubię czuć. Naprawdę; bez nadmiernego wysiłku, bez forsowania dobrej woli i nosa.

Tymczasem mam do czynienia z początkowym uderzeniem prosto w splot słoneczny; nawet nie wiem, co czuję najpierw: przyprawy czy odurzające kwiaty. Słodką różę, czy zawiesisty opoponaks. Pewna jest tylko śliwka: dojrzała, słodka, oberżynowa w barwie węgierka. Tak słodka i soczysta, że do drzewa, z którego za chwilę spadnie, zleciały się wszystkie okoliczne osy. I to one są naprawdę niebezpieczne, to właśnie ich należy unikać. Tylko co z tego, skoro chęć sięgnięcia po ten, jakby nie patrzeć zakazany, owoc jest silniejsza od rozsądku. Można wleźć prosto w gniazdo os, byle tylko móc skosztować ciemnej, zgubnej słodyczy. Chwilę później fajerwerki się kończą, aromat nabiera jednocześnie głębi oraz lekkości - staje się gęstszy, bardziej wytrawny, drzewny. I nadal delikatnie słodki.
A potem znika.

Potrzeba naprawdę sporej dozy cierpliwości i wyćwiczenia ciała niczym hinduski jogin (choćby po to, by móc powąchać własny kark... ;) ), żeby wyczuć, jak zapach staje się miękko-drzewny, ciepły, przytulny. Jak śliwka trafia do gara, gdzie stopniowo smaży się na powidła, doprawione aromatycznymi goździkami i cynamonem. W tle pobrzmiewa róża, choć pewności nie mam, oraz delikatna wanilia.
Czy ja naprawdę TAK pachnę? Podobno, choć pozwalam sobie mieć w tej kwestii inne zdanie. :) W każdym razie, Poison jest aromatem gorącym, zmysłowym, efektownym; ociekającym erotyzmem zrównoważonym domowym ciepłem. I bardzo, bardzo orientalnym, choć nie brak mu przytulnej swojskości (węgierki oraz róża). Trucizna duszna i wspaniała; uzależniająca.


Rok produkcji i nos: 1985, Edouard Flechier
[od tej pory, co jakiś czas, zapach pokątnie poddawany jest częściowej refomulacji]

Przeznaczenie: gęsty, sensualny aromat; idealny na wieczór, choć osobom odważnym i niekonwencjonalnym powinien spodobać się również w świetle słonecznym. :)

Trwałość: bądź tu mądra i określ! Na pewno około 10 godzin. :)

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna


Skład:

Nuta głowy: kolendra, owoce leśne, śliwka, drewno różane, goździki, ziele angielskie, anyż
Nuta serca: miód, goździk, tuberoza, róża, cynamon, jaśmin, kadzidło, kwiat pomarańczy
Nuta bazy: wanilia, piżmo, drewno cedrowe, drewno sandałowe, ambra, wetyweria, heliotrop, opoponaks
___
Dziś noszę White Linen od Estée Lauder.

P.S.
Ilustracja pierwsza pochodzi z http://29.media.tumblr.com

Nieco megalomańsko zdecydowałam także i dziś opisywaną Truciznę umieścić wśród moich Wiedźm Świata. Jako autorka bloga mam do tego prawo. :P ;)

2 komentarze:

  1. To jednak zabawna historia, bo Poison wydawaly mi sie nieciekawe, bo za bardzo niegdys modne i kilka dni temu poperfumowalam sie nimi, szyje, pod wlosami i apoteoza, przy kazdym ruchu glowy i wlosow czulam te niebianska trucizne ! Wspanialy zapach, szkoda, ze nie poznalam go przed reformulacjami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami nosowi się owidzi, czasami chemia skóry się nieco zmieni i nagle ulubiony zapach zaczyna męczyć, a dawny śmierdziel zachwyca. To dopiero jest zabawa: nie znasz dnia ani godziny! ;)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )