środa, 28 lipca 2010

Letnia kawka

...choć nie o jej temperaturę tu chodzi, a o ujmującą świeżość moich dzisiejszych perfum. Czyli Café Vert od Il Profumo. :)


Te urocze zielone fasolki to przyschnięte, choć jeszcze nie wypalane ziarna kawy. Prawda, że średnio podobne do tej, którą znamy z autopsji? ;) W ich "ducha" idealnie utrafił aromat perfum o nazwie Zielona Kawa. Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z nimi w jednym z wrocławskich Douglasów, była akurat zima (a pamiętacie, że miniona do łagodnych nie należała?); nic więc dziwnego, iż zapach unoszący się znad testowej tekturki, blotterem zwanej, jako żywo woni miłych dla mego nosa nie przypominał: był brudno-zielony, nieco stęchły, piwniczno-cmentarny, choć wieść niesie, że w składzie brak paczuli i wetywerii. W każdym razie uznałam, że "może innym razem", choć dużej ochoty na bliższe spotkanie nie miałam. Dopiero niedawno coś skłoniło mnie do zweryfikowania opinii i poważnych testów.

Kontrola wypadła pozytywnie. W nagrodę za cierpliwość dostałam uroczego, niesztampowego "świeżaka".
Od pierwszej chwili wdziera się w nozdrza aromat wprawiający w zdumienie: bo jak coś może być jednocześnie zielono-świeże, bez mała sportowe oraz mocno kawowe i hedonistycznie rozleniwiające? No, jak??


I w tym miejscu wypada podziękować lekkim cytrusom oraz uroczym, z reguły przyciężkim, a w tym wydaniu subtelnym, nutom kwiatowym, które niczym grzeczne dzieci w świeżo wypranych i wyprasowanych mundurkach recytują wierszyki na szkolnej akademii. Bo całość jest grzeczna, mleczna i ujmująca. :) Można też pokusić się o inną wizję, nawet lepszą, z racji braku typowej dla pierwszaków nieporadności. Oto miły, leniwy poranek w ciepły wakacyjny dzień, jeden z tych, w które możemy liczyć na śniadanie w łóżku, serwowane przez ukochaną osobę. Jest tak miło, przytulnie i sympatycznie (w dość szerokim rozumieniu), że nie bardzo zwracamy uwagę na nagłe pogorszenie pogody. W końcu co chłód, deszcz i wiatr mogą nam zrobić, gdy leżymy w ciepłym łóżku w zacisznym pomieszczeniu? :)

Tak więc serce CV jest doprawdy sympatyczne, choć nie sposób odmówić mu bliskich koneksji z kwiecistym banałem; ale przecież nie o to w życiu chodzi, by przez cały czas funkcjonować na najwyższych obrotach; a do tego kawowa świeżość nie znika całkowicie. Dodatkowo umocniła okopy i zdołała doczekać finału. W którym znów pozwolono jej zabłysnąć, choć już nie z siłą z otwarcia. Dzielnie kroku dotrzymuje jej... wetyweria. No weźcie coś zróbcie, ale ja dalej ją czuję! (choć już nie na samym początku)
Najpierw był krzyk, potem jednostajne, niemal kocie mruczenie, które ostatecznie przeistoczyło się w gasnący na ustach szept. Café Vert umiera cicho, zasypia.
I jest wprost stworzona na lato! :)


Rok produkcji i nos: 1998, Silvana Casoli (?)

Przeznaczenie: zapach uniseksualny; uznałam go za idealny na lato, ale przecież gust mam raczej nietypowy. Więc równie ciekawie pachniałby i zimą. A! I jak pięknie potrafi rozwinąć się na męskiej skórze! :)

Trwałość: ok. siedmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-aromatyczna

Skład:
[hmm...]

zielone ziarna kawy, różowy grejpfrut, miazga mandarynki, cyklamen, jaśmin, geranium
___
Dziś pachnę Café Vert właśnie.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. image.made-in-china.com/2f0j00PvnaAdmElIkz/Green-Coffee-Bean-P-E-SW-GCB-
2. Serwis Flickr, folder użytkownika o pseudonimie Pink Sherbet Photography KLIK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )