środa, 21 lipca 2010

Magiczne zioła

I nie chodzi tu bynajmniej o rozłożyste liście zwane pieszczotliwie "manią". ;)

A co tobie do ziela? - poczęła baba - to nie wasza sprawa... lubczyk tobie żaden nie pomoże, boś szpetny... Choćbyś go dziewce dał i bez wrotyczu, czar nie poskutkuje...

(J. I. Kraszewski, Stara Baśń; źródło cytatu)



DAŁ lubczyk, wy zbereźniki jedne! ;) A zioła, o których w tytule, zamknięte zostały we flakonie jednej z wielu odsłon Guerlainowej serii Aqua Allegoria, konkretnie w Herba Fresca. Albowiem pierwszym, co czuję podczas testów jest wielkie, mroczne uroczysko (a może chatka jakiejś mojej siostry? :) ), pełne aromatycznych, świeżo ściętych roślin, lekarstw i trucizn, z których wciąż jeszcze wycieka sok. Mój nos wyławia aromaty wrotycza, rumianku, odrobiny lubczyku oraz całego zagona piołunu, który towarzyszyć mi będzie do końca spotkania z Herba Fresca.

Wiem nawet, komu za ów charakterystyczny aromacik piołunowy podziękować: to miks mięty z nielubianą przeze mnie czerwoną porzeczką oraz kwiatem gruszy; tak absorbujący i, w ostatecznym rozrachunku, męczący, że nie bardzo mam okazję, by wywąchać coś poza nim. Z duużą dozą dobrej woli uczestniczę w szybkim pożegnaniu z resztą ziół, które ustępują pola cierpkawej cytrynie, dodatkowo złagodzonej wonią zielonej herbaty - na chwilę niewiele dłuższą. Dopiero finał kompozycji sprawia, że piołun spuszcza z tonu, ujawniając jakąś kwiatową świeżość w stylu orchidei (już wiem, że to cyklamen), złamaną swojską konwalią; a potem zielsko znowu wraca, choć już w mniejszym natężeniu.
Napisałam tu kiedyś, że szukam perfum rodem z chatki na kurzej nóżce, nie muszę więc chyba mówić Wam, jak bardzo się na Herba Fresca zawiodłam? Choć, z drugiej strony, możliwe, że właśnie ów zapach odkryłam - w końcu nie bez przyczyny zwykło się przedstawiać czarownice jako wstrętne, zgrzebne i zgrzybiałe staruchy. ;) [ale mam nadzieję, że się mylę].

Na koniec krótka autobiograficzna uwaga o fatum; urodziłam się pod koniec roku 1986, kilka miesięcy wcześniej miała miejsce awaria reaktora atomowego w Czarnobylu. Tymczasem... w języku ukraińskim piołun to byl'ia, zaś "czarny piołun" to Czarnobyl. Jakieś dziesięć lat temu zaczęłam podejrzewać, że piołun mnie prześladuje [szczegółów Wam oszczędzę ;) ]. Może jednak to ziele jest moją rośliną totemiczną...?
Dam sobie jeszcze kilka okazji, by móc się upewnić. Próbka dzisiejszej AA będzie grzecznie czekać. :)


Rok produkcji i nos: 1999, Jean-Paul Guerlain

Przeznaczenie: zapach typu uniseks dla miłośników bliskiego (naprawdę bliskiego) kontaktu z naturą naszej części Europy. :)

Trwałość: zadowalająca; na mojej skórze - około ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: świeżo-aromatyczna




Skład:

Nuta głowy: kwiat gruszy, czerwona porzeczka, cytryna
Nuta serca: koniczyna, mięta, zielona herbata
Nuta bazy: konwalia, cyklamen
___
Dziś noszę Alchimie marki Rochas.

P.S.
Ilustracja pierwsza pochodzi z DeviantArta, zatytułowana jest po prostu Witch, a jej twórczyni to Akreon. Źródło TUTAJ.

2 komentarze:

  1. Chatka siostry? A Ty wiesz, że mnóstwo osób mówi na mnie "Wiedźma". Od wiedzy. Tak twierdzą. ;)))

    Lubczyk uwielbiam. Używam multum w kuchni. Na drugim miejscu jest u mnie jałowiec. Potem kilka innych woni, między innymi cynamon, laur, gałka muszkatołowa.

    Za to piołun... No nie jest moim ulubieńcem, choć urokowi picia absyntu przesączonego przez płonący cukier (i koniecznie gaszonego gołą dłonią) uległam. To taka lekko zboczona rozrywka. Prawie sado - maso. ;)

    Ale ja elaboraty w komentarzach tworzę. Ale to Twoja wina! Gdybyś pisała mniej stymulująco nie musiałabym tu się tak rozpisywać. :p

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę! :) A masz jakąś letnią rezydencję w głębi lasów? ;)

    Z ziół mam fioła na punkcie bazylii (ale nie w perfumach!), lubczyk też jest cudny; no i mięta. I tymianek. I rozmaryn... STOP!

    Natomiast likierów ziołowych to ja nie za bardzo. :) Czy to wermut, becherovka czy Zielona Wróżka. Nie, i już (bo z tego typu alkoholami mam, jak reszta Polaków z winami - muszą być słodkie, żeby były "pijalne"; no, chyba, że to nalewka domowej roboty :) ). Zaś teraz mam na sobie pewien absynt perfumeryjny (mainstreamowy, ale fajny).

    Jakie elaboraty, kobieto? Dzięki za ciepłe słowo, ale kajać się nie mam zamiaru. ;)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )