czwartek, 29 lipca 2010

Słodki półmrok

...oraz gorąca para wodna i chłodne barwy.
Powyższe zdanie opisuje moją wizję Cuir Ottoman od Parfum d'Empire. Właściwie, pisząc te słowa, jestem zakłopotana, ponieważ nie potrafię się do tych perfum ustosunkować. Mimo, że znam je dość długo i testowałam wielokrotnie - myślę, że to jest właśnie powód mojej niepewności. A teraz do rzeczy! :)

Chciałabym w tym zapachu widzieć odzwierciedlenie ducha Imperium Otomańskiego [choć bez tyranii!], sułtańskie pałace, a w nich posągowo pięknych, półnagich strażników (tylko wąsy bym im zgoliła ;) ) i snujące się po haremie klony Aziyadé. Ech, miałabym chęć poczuć się jedną z tych europejskich podróżniczek, którym dane było zwiedzać ziemie od Bałkanów po Persję; oczywiście po to, by napisać przesycone orientalizmem i ksenofobią wspomnienia, wydawane ku uciesze żądnych wrażeń współplemieńców. :) Jednak nie jest mi to dane; a przynajmniej nie zawsze.


Albowiem nie jest Cuir Ottoman zapachem na chłodne dni - dla wyżej podpisanej, rzecz jasna. Ponieważ prezentuje oblicza, które nijak nie potrafią zyskać mojej pełnej sympatii: od zimnej, obrzydliwej, nabijanej ćwiekami skóry rodem z taniego sex shopu i ubabranych spermą mebli po "słodkiego" przyjemniaczka, lubiącego pozory i złudne wrażenia. W sumie nic urzekającego. Czasem tylko, gdy miałam możliwość siedzieć w ciepłym miejscu i w miłej atmosferze, aromat ewoluował w stronę mokrej sauny takiej, jak na zdjęciu obok, gdy wokół ciemno, gorąco i ciężko.

Wiem na pewno, że połączenie woni skóry z irysem do moich ulubionych nie należy. Nawet, gdy dodać do nich jaśmin, słodziutkie rodzynki czy gęste kadzidło. Także finałowa wanilia w tym ujęciu nie zyskuje mojej aprobaty - zbyt wiele w niej uciążliwej psychicznie i wymęczającej fizycznie pracy. Tak przynajmniej opisuje swój fach pewna znajoma córa Koryntu [tak, tak, mam takie - i proszę zachować dla siebie ewentualne świętoszkowate oburzenie, jeśli łaska :) ]. Można by więc pomyśleć, że CO do gustu mi nie przypadło.


Jednak podczas niedawnych upałów dałam pachnidłu jeszcze jedną szansę i - o rety! Jaki piękny, miękki, zmysłowy zapach, pikantny i słodki zarazem. Od pierwszej chwili czuję głęboką słodycz oraz upajającą woń delikatnej, dobrze wyprawionej skórki. Właśnie tak, skórki, nie skóry. Słodkie akcenty dodają lekkości, a kwiecistość dba o ostateczny, subtelny rys. Z czasem spod tej kombinacji wybija gęste, mroczne kadzidło, doskonale komponujące się ze skórą, której już nie sposób oddzielić od słodyczy.
Baza to zejście wgłąb jaskini (freudowskie skojarzenia wskazane ;) ) - dużo tam gry światła oraz cienia, powołanej do życia dzięki przyniesionym przez nieustraszoną ekipę latarniom i pochodniom. A w tej jaskini, wbrew wszelkiej logice, w miarę schodzenia w dół robi się coraz cieplej. Cóż, obawiam się, ze w niniejszej wizji więcej Podróży do wnętrza Ziemi Verne'a niż odwzorowań bliskowschodniego imperium. :)
Szkoda tylko, że powyższe oblicze Cuir Ottoman raczy mi pokazać jedynie wtedy, gdy żar leje się z nieba, a ja o perfumach myślę najwyżej w chłodnych pomieszczeniach.


Rok produkcji i nos: 2006, Marc-Antonio Corticchiato

Przeznaczenie: zapach typu uniseks dla miłośników perwersyjnych zabaw, Orientu lub starych powieści fantastyczno-naukowych. :)

Trwałość: od siedmiu do ponad dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-orientalna (oraz szyprowa, jak podają w Sieci)

Skład:

Nuta głowy: egipski jaśmin, irys, rodzynki
Nuta serca: skóra, kadzidło, bób tonka
Nuta bazy: balsam tolu, styrak (albo benzoes), wanilia
___
Dziś noszę Alchimie marki Rochas.

P.S.
Źródła ważniejszych fotografii:
1. www.furniturestoreblog.com/2010/04/05/hammam_bathroom_spa_collection_by_effegibi
2. www.nysun.com/arts/imitation-jules/81650

2 komentarze:

  1. Ciemny typ, ale jaki piękny! Trzeba pokonać wszelkie wyobrażenia, przeniknąć przez CO i stać się jednym z CO, bo każde nawet najmniejsze rózróżnienie zapach i człowieka oddzieli od siebie.

    ele_gancki

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapewne, mości Łukaszu, zapewne. :)
    Tylko co zrobić, jeśli "się nie da", no chyba, że temperatura sięga 35 st. C w cieniu; wtedy szanse na jedność i brak uprzedzeń są duże.W innym przypadku - sorry, Winnetou. ;)
    Żałuję, że się z CO nijak dogadać nie potrafię; ale przyzwyczajenia to mają do siebie, że ewoluują - tak więc będę próbować. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )