- Jutro, kiedy słońce się schowa, brunet wieczorową porą do ciebie zapuka...krew widzę! Ty go zabijesz!
- Ja?
- Nie chcesz, a zabijesz! Ukryj go!
- Co!?
- Nikomu nie mów! Nie dowie się nikt! Zakop!
...czyli niezapomniana przepowiednia z filmu Brunet wieczorową porą. :) Źródło cytatu TUTAJ.
Niniejszy post dotyczyć będzie sławnego i osławionego jednocześnie Night Aoud od M.Micallef. Śpieszę donieść, iż powyższy cytat ma charakter nieco przewrotny, gdyż zaraz po pierwszym zetknięciu z omawianym pachnidłem w mojej głowie zakołatała tylko jedna myśl: "No i gdzie ten koszmar??" Gdzie gabinet dentystyczny? Gdzie szpital nawiedzony? [no, może jakieś ciche jego wspomnienie przemyka po opłotkach, włosów na głowie jednak nie jeży]. Albowiem od początku do końca czuję się, jakbym trafiła do świata romantycznej, nieco mrocznej, ale jakże miłej dla oka, ucha czy nosa, gotyckiej opowieści z nieco pokracznym happy endem; któryś z filmów Bartona też spełnia moje kryteria.
Zamiast szpitalnych podziemi, zamieszkanych przez duchy pacjentów - ofiar nielegalnych eksperymentów poprzedniego kierownictwa placówki a odwiedzanych i kontrolowanych jedynie przez demonicznego woźnego czuję ciepłą wilgoć. Jeśli mamy do czynienia z piwnicą, to taką w starej, niezbyt okazałej rezydencji na obrzeżach wielkiego miasta w kraju postkolonialnym. Oud, do którego polski nos musi się przyzwyczajać, ma z reguły to do siebie, że po krótkim szoku albo zachwyca, albo odrzuca. O trzeciej drodze jeszcze nie słyszałam. Póki co, coraz śmielej zwracam się ku pierwszej opcji. :)
Odziana w Night Aoud czuję się, jakbym w Orient Expressie, bądź którymś z bardziej egzotycznych luksusowych pociągów, podróżowała po nieznanych mi ziemiach. Jednak to nie żądza wiedzy jest motywem działań mojego drugiego "ja"; obce, niezrozumiałe krainy zamieszkane przez poczciwych dzikusów niebywale nudzą tę retrosnobkę we mnie. Tym, co sprawia, iż rozpoczyna kolejne wojaże (czy wdaje się w kolejne romanse) jest chęć przełamania tabu, jakaś dojmująca pustka oraz niezaspokojona fascynacja sytuacją "bycia w podróży", tego zamieszania, tych emocji, tego pełnego wyczekiwania podniecenia: gdzie zawędruję? kogo tym razem poznam? czego się dowiem? Znudzenie i fascynacja; tak, to jest to.
Jak wspomniałam wyżej, od początku czuję gorącą wilgoć, parne powietrze, przez które są w stanie przebić się jedynie palące promienie słoneczne. Oraz oud, wielki, wszechpotężny, przemożny oud, zmieszany z wonią nieobranych cytrusów. Chwilę później, kiedy molekuły perfum na dobre wczepią się w moją skórę, kompozycja tężeje i cichnie, nabiera szlachetnego dystansu. Gałka muszkatołowa oraz gęste labdanum okazują się być idealnymi partnerami dla ujmującego ylang-ylang oraz wanilii. Ta ostatnia z czasem nabiera mocy, choć nie jest w stanie zdominować woni tytułowej; po prostu nadaje mieszance lekkości i pięknie komponuje się ze składnikami równie wyrazistymi, a jednak znacznie bardziej mrocznymi. Finał to akordy miękkiego sandałowca i ambry, z odświeżającym muśnięciem cedru. Oraz oud.
Wiecie, kogo ta kompozycja mi przypomina? To w dużym stopniu połączenie osobowości niespełnionych i nieszczęśliwych małżonków, Kitty i Waltera Fane z powieści Williama Somerseta Maughama, Malowany welon (oraz z jej ekranizacji :) ). Dwójka Europejczyków zagubiona w Wielkim Świecie, w prowincjonalnych Chinach i we własnych duszach.
Rok produkcji i nos: 2004, Geoffrey Nejman
Przeznaczenie: zapach uniseksualny, świetny dla podkreślenia wyrazistych osobowości. :)
Trwałość: około dziesięciu, może dwunastu, godzin
Grupa olfaktoryczna: drzewno-orientalna
Skład:
[znowu w ciągu!]
ylang-ylang, gałka muszkatołowa, cytrusy, oud, wanilia, drewno sandałowe, paczuli, drewno cedrowe, ambra, labdanum
P.S.
Fof. nr 1 pochodzi z DeviantArta, nosi tytuł It's raining again, a jej twórcą jest użytkownik o pseudonimie HeyKtupq. Źródło TU.
Fot. nr 2 pochodzi z tego samego źródła, nosi tytuł Orient Express, a jej autor/ka to Wagner. Źródło TU.
Hej Wiedźmo:)
OdpowiedzUsuńMój nos wyczuł w nim stuprocentowy gabinet stomatologiczny i niewiele poza tym:D
Już wiem,że nos mam dziwny...ale co tam,tak jest ciekawie,jestem tu i nie mogę się nadziwić jak bardzo inny jest Twój odbiór tego zapachu:)
Cześć Skarbidło. ;)
OdpowiedzUsuńTo niekoniecznie kwestia dziwności nosa, bo w końcu chyba każdy z nas ma dziwny (większość zadowala się tanią chemią "marki" bi-es. ;) ).
Co do odbioru zapachów... czasem mam to samo u Ciebie, a czasem mogłabym się podpisać pod recenzją. Bywa różnie, że tak "filozoficznie" zakończę. :)