poniedziałek, 19 lipca 2010
Smutna księżna Bałtów
Worek z recenzjami nagrody loteryjnej się rozwiązał, więc na dziś przewidziałam notkę na temat Baltic Amber marki Voluspa; a przy okazji poszerzę swój sławny poczet. ;) Konkretnie o, na poły legendarną, postać Biruty, matki księcia Witolda [to na fali niedawnej rocznicy].
Tak więc była Biruta potomkinią jednej z litewskich rodzin arystokratycznych oraz kapłanką-dziewicą, której zadanie polegało na strzeżeniu świętego ognia. Gdzieś w połowie lat 40. XIV wieku do świątyni w Połądze, gdzie żyła nasza bohaterka, zawitał wielki książę Kiejstut; zachwycony urodą Biruty, miał nadzieję na, hm.. łaskawsze potraktowanie. Gdy ta odmówiła, książę zorganizował porwanie kapłanki [ale podejrzewam, że bez "zwyczajowego" gwałtu po drodze się nie obeszło]. Wkrótce na zamku w Trokach (dziś to Senieji Trakai, czyli Stare Troki) odbyło się huczne wesele.
Biruta urodziła Kiejstutowi dziewięcioro dzieci: cztery córki i pięciu synów, w tym przyszłego zwycięzcę spod Grunwaldu. Kiedy w 1381 oraz 1382 roku Kiejstut wszedł na wojenną ścieżkę z Jagiełłą (znanym nam skądinąd ;) ), został - przy współudziale krzyżaków - osadzony w zamku Krewo, gdzie po tygodniu zmarł - w niewyjaśnionych okolicznościach. Biruta przeżyła męża o kilka miesięcy, więziona na zamku w Brześciu (dzisiejsza Białoruś), gdzie jesienią 1382 roku utonęła - w okolicznościach równie tajemniczych. Wśród Litwinów pamięć naszej bohaterki jest żywa do dziś.
Baltic Amber jakoś dziwnie skojarzył się mi ze smutną wielką księżną, której losy naznaczyły namiętności, władza i przemoc. Choć nie mamy tu do czynienia z zapachem nieprzyjemnym - wcale. Już od pierwszej chwili ujawniają się akordy sympatyczne, żywiczne i pieprzowe jednocześnie, przyjemnie kłujące w nos. Krótko później aromat zaczyna wibrować: stopniowo przycicha, uwypuklając jakąś miękką, słodką, miodową nutę, by zaraz znowu uderzyć w wysokie C żywiczne; i tak kilka razy w przeciągu jakiś trzech-czterech godzin. Ostatnia odsłona to więcej słodyczy, naraz i miód, i wanilia do spółki z miękkim sandałowcem, na delikatnej, acz zadziwiająco wytrzymałej, podstawie z żywicy. Skojarzenia ze średniowieczną polityką czy religiami rodzimymi uważam za słuszne oraz w pełni uzasadnione. :)
Jedynym, co mogę Baltic Amber zarzucić, jest niezbyt zachwycająca trwałość (choć jak na dzieła Voluspy i tak rewelacyjna). Co w żaden sposób nie wpływa na moją ocenę całokształtu kompozycji: głęboko żywicznej, tajemniczej, nieco mrocznej, a przy bliższym poznaniu ujmującej ciepłem i słodyczą. Ten zapach jest uroczy, chociaż nigdy w kontekście, który współczesne przerośnięte klony lalek Barbie określiłyby "słitaśnym". Bowiem Bursztyn z Bałtyku to nie aromat opalonego pępka, a raczej jasnej strony dusz naprawdę skomplikowanych i/lub wrednych.
Co zaświadczam własnym przykładem. :)
Rok produkcji i nos: nieznane
Przeznaczenie: zapach typu uniseks dla osób, które za głównym nurtem kultury raczej nie przepadają. ;)
Trwałość: od sześciu do dziewięciu godzin
Grupa olfaktoryczna: drzewno-aromatyczna
Skład:
ambra, sandałowiec, wanilia, drewno cedrowe, bursztyn
___
Dziś noszę Chaos od Donny Karan.
P.S.
Dwie pierwsze ilustracje pochodzą z wikipedia.org
* * *
W ramach "offtopa" polecam TO (także z myślą o pewnym komentarzu Sabbath, zamieszczonym na niniejszym blogu, pod recenzją A*Mena :) ). Zmysłowość i erotyzm - owszem, lubię, chyba nietrudno się domyślić. :) Niby wszystko jest dla ludzi ale, kurczę, to dawka czyni truciznę!
Niniejszym pozdrawiam wszystkich przeciwników edukacji seksualnej w polskich szkołach i życzę im jeszcze więcej sukcesów na polu erotycznej dezinformacji. ;) Może dzięki temu wybijemy się na pierwsze miejsce w owym chwalebnym rankingu?
Etykiety:
aromatyczne,
drzewne,
nisza,
perfumy,
Poczet Wiedźm Świata,
Voluspa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No rzeczywiście, skojarzenie niewprost, bo zapach odbieram jako pogodny i... takie trochę ciepłe kluchy. Ale bardzo przyjemne to kluchy są.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Cię zainspirowała paczuszka. :)
Też się cieszę; dzięki za dostarczenie wrażeń. :) Dziś chyba znowu sobie pofolguję recenzencko, choć jeszcze nie wiem, za pomocą jakiego narzędzia. :)
OdpowiedzUsuńÀ propos ciepłych kluch: wyraz twarzy Biruty z jej dziewiętnastowiecznego "portretu" u samej góry, odbieram jako jeden z najbardziej bezmyślnych w dziewiętnastowiecznej ikonografii (więc, jak przypuszczam, krzywdzących tę postać).