czwartek, 8 lipca 2010
Dama w żółcieniach
Tym właśnie jest dla mnie zapach Chanel N°19: subtelną, urokliwą kobietą; taką pełną migotliwego czaru, lekko nierzeczywistą, zdającą się żyć we własnym świecie, nadwrażliwą. Przy czym każdy przejaw egzaltacji, o ile takowe w ogóle mają miejsce, pozostaje całkowicie niezależny od woli naszej damy. Ona nie pozuje na niewyemancypowaną mimozę (pewnie gdyby powiedzieć to wprost, jej oczy zrobiliby się duże ze zdziwienia), ona po prostu nią jest. Nocami marzy o odmianie swojego prozaicznego losu, o kochanku, który pozwoliłby jej wyrwać się z zaklętego kręgu pogoni za pieniędzmi i prestiżem, którego trybikiem stała się nie wiadomo kiedy. Zastana rzeczywistość oraz powierzchowność osób z otoczenia, ich komiczne podrygi w świecie bezlitosnego materializmu śmieszą naszą bohaterkę. Dziewczyna więc bawi się nimi, świadomie rozpoczyna grę w kotka i myszkę, choć ma świadomość, że podobne igraszki dobrze skończyć się nie mogą. Lecz zawsze są lepsze, niźli nuda i coraz silniejsza depresja. Nasza dama jest - w mojej opinii - prorokinią egzystencjalizmu, przejmującą w samoświadomości, w godzeniu się z własnym beznadziejnym losem; tym bardziej, że wie, iż ostatnia, desperacka próba uczepienia się promyka nadziei na Prawdziwą Zmianę sprawi, że spotka ją powszechne niezrozumienie oraz odrzucenie. Tylko co na to poradzić? Nasza bohaterka to typ zdolny wstąpić na szafot z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Pisząc powyższe słowa miałam na myśli konkretną postać literacką. :) Chciałam namalować konterfekt Izabeli Łęckiej z Lalki Prusa. Tak, tak , hrabianki Izabelki Łęckiej, jednego z głównych czarnych charakterów polskich szkół; tej rozpuszczonej, bezczelnej, samolubnej zdziry, która okropnie potraktowała naszego kochanego Wokulskiego. Tymczasem ja mam w [sami wiecie, gdzie... :) ] Stasia, a podziwem darzę Łęcką. Bo powiedzcie, drodzy moi, jak w dzisiejszych czasach potraktowalibyście gościa, nowobogackiego szpanera, który zaczyna się szarogęsić na Waszym "podwórku" przekonany, że wszystko i wszystkich można kupić, a jedyną istotną barierą jest cena. Bo każdy ma swoją cenę, czyż nie? ;) Czasami z portfela współczesnego Wokulskiego niby-to-przypadkiem wypada zaświadczenie o wpłacie pięciocyfrowej [przed przecinkiem! :) ] sumy na konto znanej organizacji charytatywnej, czasami w prasie plotkarskiej można przeczytać, jak to stanął w obronie dziewczyny napastowanej przez pijanych dresiarzy, czasem wystąpi w programie typu talk-show gdzie opowie, jak to w dzisiejszych czasach trudno być porządnym. I co myślicie o takim człowieku? Czy powierzylibyście mu rękę własnej córki/siostry/przyjaciółki? Czy moglibyście mieć pretensje, że ten dość śmieszny i grubymi nićmi szyty pozer budzi w niej odrazę (do której żadne odmrożone w Wielkim Czynie PATRIOTYCZNYM dłonie nie mają aż tak dużo)?
Więc dlaczego Izabela Łęcka spotyka się w polskich szkołach z pogardą i/lub lekceważeniem? Odpowiedź na to pytanie jest zbyt długa, bym mogła pozwolić sobie na zajmowanie nią bloga. Wracam zatem do aromatu N° 19. :)
Zapach to doprawdy niezwykły: jednocześnie świeży i delikatny, utkany z lekkich nut kwiatowych, a podbity dyskretnymi akcentami orientalnymi. Całość wydaje się być jesienna; nie chodzi jednak o porę stosowną do noszenia Numeru Dziewiętnastego, a o głęboką, ciepłą, choć już raczej zgaszoną moc tysiąca odcieni żółci - barwy słońca i życia. Oraz melancholii. Początkowa świeżość zmienia się się w puchatą, ciepłą kulkę ze stereotypowo kobiecych kwiatów. Jest niezaprzeczalnie zmysłowo i efektownie. Całość pozostaje jednocześnie niezwykle dystyngowana; osobę noszącą N°19 musi cechować wysoka kultura osobista oraz rozumienie reguł rządzących światem - niekoniecznie dostosowanie się, po prostu zdolność objęcia ich rozumem. Rządy w fazie drugiej obejmuje róża, której wierni sekundanci to ylang-ylang i narcyz. Dama nie jest oschłą, chłodną marmurową figurą; kolejną jej twarzą jest eteryczna, umiarkowanie optymistyczna uwodzicielka. :) Finał aromatu rozgrywa się w scenerii powozu, wiozącego naszą lady na przedstawienie w Operze Paryskiej, gdzie mieszają się aromaty kwiatów i wschodnich wonności. Klasa jeszcze bardziej się pogłębia, w tym odcieniu nie brak nutki próżniactwa. Całość mami, kusi, fascynuje, wciąga. Ja jestem za - wszak miło czasem poudawać Prawdziwą Damę. :)
Rok produkcji i nos: 1970, Henri Robert
Przeznaczenie: aromat melancholiczny, pełen namysłu, a jednocześnie ciepły i umiarkowanie sensualny, więc należy go dopasowywać raczej do samopoczucia, niż okazji - ale to subiektywna opinia. :)
Trwałość: od ośmiu do ok. trzynastu godzin.
Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna
Skład:
Nuta głowy: bergamotka, galbanum, neroli, hiacynt
Nuta serca: róża majowa, kłącze irysa, narcyz, ylang-ylang, konwalia, jaśmin
Nuta bazy: drewno cedrowe, drewno gwajakowe, wetyweria, paczuli, piżmo, skóra, mech dębowy
___
Dziś noszę Spiritus Land marki Miller et Bertaux.
P.S.
Ilustracja nr 1 pochodzi z liveinternet.ru/images
Zaś ilustracja nr 2 z www.artewa.com/buyonline/catalog/images/galeria
Etykiety:
Chanel,
kwiatowe,
mainstream,
orientalne,
perfumy,
Poczet Wiedźm Świata
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pieknie napisalas o n°19, one wlasnie takie sa, to cala Chanel. Kobieta samodzielna, kobieca, troche samotna, bo jej sila nie pozwala sie zblizyc byle komu,chociaz przyciaga wielu. To byly ostatnie perfumy Coco, stworzone krotko przed jej smiercia, a 19 to dzien jej urodzin. Uzywam ich i latem i zima, chociaz czasami slysze zdziwienie: jak to, 19 zima ? Piekne i dosc rzadko uzywane, a to niezwykla zaleta.
OdpowiedzUsuńI co z tego, że zimą? Ona ma pasować do nastroju przede wszystkim. :) Kapitalny zapach, choć u mnie ma (niezasłużonego) pecha: ilekroć się czaję na flakon, to nagle pojawia się jakiś "muszmieć" i Dziewiętnastka schodzi na dalszy plan. Ale w końcu się doczeka, najlepiej w postaci czystych perfum. :)
OdpowiedzUsuńrzeczywiście, sporo osób je kojarzy, ale używa - znikomy ułamek. Prawdziwy atut.
Witam, piękny opis.
OdpowiedzUsuńMam prośbę. Miotam się między kupnem 19 edt, a edp, ale żeby było trudniej, to rozważam zakup 22. Jakie jest Pani zdanie, i czy w ogóle możliwe jest porównanie tych dwóch zapachów? Katarzyna.
Witaj! :) Dziękuję.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że nie mogę pomóc. Dlatego, że nie znam No. 22. :) Mimo wszystko postaram się podrzucić kilka pomysłów.
Przede wszystkim obydwa zapachy przed zakupem warto porządnie przetestować (w tym celu warto zaopatrzyć się w próbki pachnideł), ponosić w najróżniejszych sytuacjach aby sprawdzić, który okaże się "tym właściwym". :) A jeśli mimo wszystko dojdzie Pani do wniosku, że jednak się pomyliła, zawsze można spróbować zniwelować straty finansowe sprzedając flakon np. na Allegro. ;) Jedyną osobą, która tak naprawdę może podjąć decyzję odnośnie zapachów, jest Pani sama. :) Bo to właśnie Pani, Katarzyno, będzie z nimi najbliżej ze wszystkich osób świata. ;)
Mam nadzieję, że taka rada również okaże się pomocna?
Na koniec dodam jeszcze, że miło mi będzie, gdy na przyszłość będzie Pani zwracać się do mnie per "Ty". :)
Pozdrowienia!
Bardzo dziękuję za odpowiedź.
OdpowiedzUsuńJuż od kilku dni noszę na sobie oba zapachy i kontempluję :)
Potrzebuje jeszcze chwili, momentu, błysku...
Napiszę o wyborze, pozdrawiam :)Kasia
Nie ma za co.
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam na relację. :)
Ciepłego dnia!
Jestem ponownie, czasochłonne jest delektowanie się zapachami :) Dokonałam wyboru, a rzecz to trudna / zwłaszcza że portfel ograniczony. I kupiłam ... Sisley Soir de Lune ... i nie żałuję. Tak jak mi radziłaś, nachodziłam się, naspałam się z tym zapachem wszędzie i wróciłam i posiadłam.
OdpowiedzUsuń19 poczeka do wiosny, do zieleni i żółci za oknem. Pozdrawiam, Kasia.