niedziela, 18 lipca 2010
W drewnianym ogrodzie
Nadejszła wielkopomna chwila i oto dziś jedna z od-Sabbathowych próbek doczekała się swojej recenzji. :) Na pierwszy ogień poszedł rarytas praktycznie nie do zdobycia, czyli Rush for Men marki Gucci (choć po świecie jeszcze trochę tego się kręci; a choćby TU).
Gdybym miała w jednym krótkim słowie zawrzeć wszystkie uczucia, które owo pachnidło we mnie budzi powiedziałabym, iż jest "uporządkowane". Pozornie chaotyczna natura w tym przypadku pozostaje pod ścisłą kontrolą człowieka: tu nie ma miejsca na przypadek ani improwizację. Spontaniczność nie jest wskazana. Tutaj otoczenie człowieka, cały ten mini ekosystem, ma za zadanie opowiadać przybyszom jakąś historię, być odpowiedzialnym za utrzymanie idealnej harmonii człowieczej psyche. Nie może być li tylko miłym dla oka, odprężającym obrazkiem, jak ogrody okalające angielskie rezydencje, a dokładnie przemyślaną kompozycją - odzwierciedleniem stosunków panujących na linii człowiek-przyroda-bogowie, miejscem wymarzonym do medytacji. Rush for Men ma więc sporo wspólnego z filozofią ogrodów japońskich, gdzie każdy kamyk, każda ścieżka czy mostek nie jest wyłącznie sympatycznym gadżetem, a niezbędnym fragmentem większej, bogatej w symbole, całości.
Bardzo zbliżony do niniejszej wizji jest mój odbiór męskiego Rush: jak wspomniałam, aromat to idealnie skomponowany, efektowny, by nie rzec, że wyrafinowany, a jednocześnie niezwykle bliski naturze w stanie czystym. Bardzo jasny, świeży, lekki, ale także zmysłowy i - cóż za niespodzianka! ;) - drzewny. Przy czym nie jest to drzewność ciężka, gęsta czy mroczna; ten las to raczej misternie skomponowane założenie ogrodowe, po którym można spacerować godzinami, ani razu się przy tym nie gubiąc.
A jednak nie jest Rush for Men pozbawiony tajemnicy! Zacznijmy jednak od początku. Zaraz po aplikacji na mojej skórze pokazuje się odbicie soczystego, świeżo ściętego drzewa, które wkrótce bezpowrotnie zamieni się w drewno. ;) Ale na razie jest to włókno budujące korzenie, pień i gałęzie cedru oraz cyprysa, powoli umierające, choć robiące to dość dyskretnie. Wrażenie to staje się głębsze, gdy na krótką chwilę pojawia się lekki lawendowy obłoczek, niosący jednocześnie świeżość oraz ciężkawy mrok (coś w stylu porannej mgły). Potem zapach się uspokaja, drewno umiera; nie czuję wiele poza wyschniętym cedrowcem, drewnem sandałowym i paczuli, do których z czasem dołącza jałowiec. Nie znam, niestety, woni drewna okoumé, nie wiem więc czy w ogóle raczyło się zjawić, czy też, wzorem kadzidła, pierzchło gdzieś niezauważone. W każdym razie ostatnia odsłona to subtelne wspomnienie poprzedniej drewnianej świeżości oraz spokojne, dyskretne akcenty piżmowe.
Jest ujmująco i świeżo, całość zdecydowanie miła dla nosa, ale jakoś nie mam ochoty brać udziału w którejkolwiek ze zlinkowanych wyżej aukcji. Powód jest prosty: moja umiarkowana sympatia dla wiodącej nuty cedrowej oraz nieco przesadna świeżość kompozycji. No i jej mało imponująca trwałość... Jednak, jeśli tylko istnieje podobna możliwość, bliższe spotkanie z Rush for Men zalecam. :) Zdecydowanie.
Rok produkcji i nos(y): 1999 lub 2000, Daniela Roche-Andrier i Antoine Maisondieu
Przeznaczenie: zapach optymistyczny, szlachetny, raczej dzienny (choć to nie norma); zaszufladkowany jako męski, ale powinny się w nim odnaleźć także żeńskie miłośniczki drzewnej świeżości. :)
Trwałość: słaba; na mojej skórze - w porywach - do pięciu godzin
Grupa olfaktoryczna: drzewno-aromatyczna
Skład:
[wariacja własna, oparta na podanych wyżej źródłach]
Nuta głowy: lawenda, cyprys
Nuta serca: kadzidło, drewno cedrowe, jałowiec
Nuta bazy: drewno okoumé, paczuli, sandałowiec, piżmo (szare albo białe)
___
Dziś noszę Kryształa Górskiego od pana Durbano. ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nadeszła wiekopomna chwila, nie wielkopomna. Poza tym blog jest OK.
OdpowiedzUsuńI nadejszła, i wielkopomna (źródło: rolnik "zza Buga" i pionier na Ziemiach Odzyskanych, Kazimierz Pawlak, przybyły z wizytą do brata swego, Jaśka vel Dżona, do Chicago :) ). Mimo wszystko, dzięki.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!