wtorek, 8 czerwca 2010

Jeszcze inna twarz wanilii

Dzisiejsza notka będzie długa na tyle, na ile pozwoli mi przeciekający przez palce czas. :) A więc: nieco wcześniej pisałam o zachwycającej zapachowej odmianie słodkich strąków pewnego pnącza, jak i o waniliowym ulepie. Dziś będzie o czymś ze środka skali.


Ambre et Vanille marki E. Coudray to zapach dość zagadkowy: jednocześnie zmysłowy, zadziwiający, niebezpieczny, a z drugiej strony ciepły łagodny i ugrzeczniony. Tak przynajmniej układa się na mojej skórze - i to w tym samym czasie. :) Oto ni mniej, ni więcej, jak stuprocentowa olfaktoryczna Lolita, rozbudzone erotycznie dziecko. I nie wiadomo, jak się doń odnosić: nie da rady ani przylać jej za noszenie przykrótkich spódniczek, ani wsadzić pod taką spódniczkę łapy. Kurczę, freudowsko-edypalny wpis się tworzy! ;)

W każdym razie, moja skóra Ambre et Vanille przyjmuje jako słodkie, zaprawione wanilią cytrusy, znikające prędko, bo już po pierwszych dwóch lub trzech godzinach. Później zapach staje się znacznie mniej rześki i "sportowy"; dodatkową słodycz zapewnia tonka, zadziorny pazur to zasługa cynamonu oraz paczuli a duszna zmysłowość pochodzi od ylang-ylang i heliotropu (irysa nie wyczuwam). Pojawia się nawet karmel, którego próżno by szukać we wszystkich opisach nut Ambry i wanilii. Ostatecznie na długie godziny pozostaję w towarzystwie składników najbardziej trwałych: bobu tonka, paczuli oraz wanilii i ambry, rzecz jasna. Czasami pokaże się "ylangowy" cień, by po chwili zniknąć, niczym mały wredny poltergeist. Przez cały czas aromat nie traci niczego ze swojego dziecięco-erotycznego wdzięku.

I wiecie co? Mimo to zyskuje sobie moją sympatię; może nie na tyle, bym pokusiła się o zakup całej butelki, ale jednak. :) Chyba nadszedł czas, by znowu sięgnąć po Nabokova...


Rok produkcji i nos: 1935, ?? (Edouard Colmant...?)

Przeznaczenie: trudne do sklasyfikowania: zapach raczej kobiecy, dla osób odważnych, skłonnych do eksperymentów [jak zwykle w przypadku perfum z wanilią w składzie, radzę uważać podczas testów na ilość pachnidła na skórze :) ]. Teoretycznie, stosowny po zmroku, choć to z pewnością nie jest norma.

Trwałość: na mnie rewelacyjna - ponad dobowa, aromat zdolny przetrwać nawet kąpiel.

Grupa olfaktoryczna: gourmand-wanilowa
[mała dygresja: jak po polsku określić grupę znaną jako "gourmand": "apetyczny", "smakowity", "łakomy", a może po prostu "jadalny"?]

Skład:

Nuta głowy: ylang-ylang, bergamotka, gorzka pomarańcza, słodka pomarańcza
Nuta serca: irys, cynamon, heliotrop, bób tonka
Nuta bazy: wanilia, ambra, paczuli
___
Dziś pachnę Safran Troublant od L'Artisan Parfumeur.

P.S.
Fot. nr 2 pochodzi ze strony konewa.files.wordpress.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )