środa, 23 czerwca 2010

Klasyka gatunku


...czyli coś starego, dobrego i sprawdzonego przez wiele pokoleń. Jak spodnie. ;) Pierwsze kobiety z europejskiego kręgu kulturowego odziane w tę, tradycyjnie męską, część garderoby wywoływały skandale nawet nie opuszczając rodzinnego domu. Dziś zdziwienie budzi ta, która otwarcie głosi, że spodni nie lubi i nie używa - przecież naprawdę są o wiele praktyczniejsze i bardziej wygodne. A do tego uniwersalne (co piszę jako posiadaczka trzech par spodni wieczorowych). Po prostu ludzka mentalność zmienia się w sposób tyleż stanowczy, co trudny do zatrzymania. Dlatego dobre pomysły, jeśli tylko trafią na podatny grunt, nie przyjmują do wiadomości wszelkich kategoryzacji, tworzonych sztucznie dla ludzkiej higieny psychicznej. Czemu o tym piszę?

Kiedyś we wrocławskim Quality poprosiłam ekspedientkę o możliwość zapoznania się z zapachem Royal English Leather marki Creed. Przy okazji "wygadałam się", że podobno "ładnie się układa na kobiecej skórze". Pani na moje słowa zrobiła duże oczy i stwierdziła, co następuje: "Ale to jest przecież męski zapach!" ;) Cóż, perfumeria niszowa, więc założyłam że jej pracownica, skądinąd bardzo sympatyczna i całkiem kompetentna, widziała (i wąchała) już niejedno. Tymczasem spotkała mnie niespodzianka, aforystyczna wręcz!

A i tak okazało się, że miałam rację. :P Jeśli czyjaś skóra lubi perfumy szyprowe - a moja jest ich fanką - wtedy warto przynajmniej przetestować, w końcu REL to pradziadek wszystkich szyprów! :) Pierwszy aromat marki, stworzony na specjalne zamówienie angielskiego króla Jerzego III przez jego osobistego rękawicznika. [Swoją drogą miał ten Creed pomysł - perfumować rękawiczki; kto dziś poważyłby się na taki ekscentryzm? :) No, ale czasy były inne i inna kultura higieniczna.. ]


Jaka więc jest Królewska Skóra Angielska (jakkolwiek dwuznacznie to brzmi :) )? Od początku bardzo świeża, optymistyczna, rozbrajająco wręcz wesoła, z akcentem wiercącego się na ciele mchu. Później aromat przycicha, by wypuścić tkwiący pod spodem jaśmin: całość staje się miękka, aksamitna, subtelna. Jeszcze głębiej znajdują się natomiast nuty skórzane - ale nie twarde, oczywiste, nieco drażniące, jak choćby w Cuir Ottoman; w omawianym przypadku mamy do czynienia z delikatnym, świetnie wyprawionym zamszem. Nad ogólnym kształtem całości czuwa wspomniany już mech - czasem wyraźny, częściej trzymający się nieco z boku, ale często zaznaczający swoją obecność, niczym doświadczona przyzwoitka. Dzięki niej nie zaznajemy burz ani innych gwałtowności, całość pozostaje dobrze ułożona i grzeczna. Co nie znaczy, że niewinna, po prostu zaopatrzona w znaczną dozę opanowania. :) Więc mamy do czynienia z klasyką, stonowaną, efektowną i łagodną. Istnym lwem salonowym. A dziś zrównoważonym dżentelmenem albo damą; takimi, których gusta otoczenie postrzega jako kwintesencję dobrego smaku. Którzy doskonale wiedzą, że mniej znaczy więcej.

Panie Creed, był-żeś pan geniuszem!


A na koniec wizualizacja REL, przynajmniej w mojej opinii. :)

Rok produkcji i nos: 1781, James Henry Creed

Przeznaczenie: jak wspomniałam wyżej, zapach pierwotnie męski, a dziś uniseks; idealny dla dam i dżentelmenów, ludzi, których cechuje klasa, umiar i opanowanie. Dobry pomysł dla sfer biznesowo-prawniczych. ;)

Trwałość: mogłoby być lepiej - na mojej skórze utrzymuje się do dziesięciu godzin.

Grupa olfaktoryczna: skórzana (i szyprowa!)

Skład:
[niezmieniony od początku istnienia]

Nuta głowy: bergamotka, mandarynka
Nuta serca: jaśmin
Nuta bazy: mech dębowy, skóra
___
Noszę Eau de Provence eko-marki Cattier.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )