piątek, 18 czerwca 2010

Numer Trzy


Są takie zbitki wyrazowe, których każdy człon wydaje się być niepodzielnie związany z pozostałymi dwoma. Owszem, każde z tych słów niesie ze sobą wiele znaczeń, często budzi żywe emocje, już samo w sobie jest wystarczająco silnym przekaźnikiem informacji i kontekstów, jednak dopiero w towarzyszeniu pozostałych części - i to w konkretnym ustawieniu - nabiera cech pełni. Przynajmniej w naszym mniemaniu. ;) Tego typu zestawienia to na przykład "Litwa, Łotwa, Estonia" albo "złoto, kadzidło, mirra". Dzisiaj chciałabym się zająć ostatnim ze słów (to znaczy wyrazem "mirra", nie "Estonia" :) ), a konkretnie Mirrą marki Tesori d'Oriente.

Moja skóra mirrę lubi - tak z reguły. Podobnie jest i tym razem. Tylko, że...

No właśnie. Zazwyczaj żywica wspomnianego krzewu na mnie skrzy się, wiruje, wwierca w nozdrza z różnym natężeniem. Jednocześnie drażni i pociąga. Ma moc zmysłową, ale i dystansującą, jak Myrrhe Ardente Annick Goutal, albo pozostaje ostra, naturalna oraz nieco transcendentna niczym początek Fahrenheit Absolute Diora. Tymczasem w wariacji Tesori d'Oriente mirra jest zaskakująco grzeczna. Dobrze ułożona. I słodka.


Jako, że nie miałam jeszcze styczności z czystym mirrowym ekstraktem, nie bardzo wiem, jakie wrażenia ów aromat we mnie budzi. Miałam już pewien obraz, ale omawiane pachnidło skutecznie go rozmyło - i to w sensie dosłownym. Bowiem omawiana Mirra jest, jak wspomniałam, prędzej dobrze wychowaną dziewczynką, bohaterką powiastki umoralniającej, niż szaloną, niepokorną Pippi Långstrump. :) Przypomina mi małego, słodkiego kociaka: może i jakiś charakterek posiada, ale na razie jest tak uroczy, że żaden miłośnik rygoru i stanowczości nie zwróci na to najmniejszej uwagi. Jest ciepły, słodki oraz bardzo, bardzo puchaty. Dziwny.

Kolejna faza, dodam, że zbyt krótka, jest sucha i drzewna, choć nie brak jej wiodącej słodyczy. Gdy zaś wwąchać się głębiej, pojawia się pieprz, czarny i sproszkowany. Tak więc nasz kotek lubuje się w skrajnościach (jak to kotek... :) ). Trzeci etap to jeszcze więcej pieprzu, słodkości i coś jakby piżmo. Niestety, mydlące się i uniemożliwiające rzetelną ocenę. Jaka jest więc ta Mirra? Słodka, pieprzna, urocza, przekorna, puchata czy kanciasta? No jaka, ja się pytam?? :) I, co najważniejsze, czy w ogóle "mirrowa"? Perfumy miały powstać dzięki infuzji, może więc ona jest powodem całego zamieszania?

Lubię je, choć nadmiar męczących zagadek uniemożliwia pełne zrozumienie omawianego pachnidła. Z tego powodu nie marzę o posiadaniu firmowego flakonu (a raczej flaszki :) ).


Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: nietypowy zapach; może spróbować miłośników słodkości przekonać do nut drzewnych, ale czy zwolenników drewna do słodyczy - tego już pewna nie jestem.

Trwałość: około ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: drzewno-orientalna

Skład:

znany jest tylko jeden składnik - mirra; ale dam głowę, że jest ich więcej.


___
Noszę Iris Sauvage od Pierre'a Cardin, z jego cyklu kolekcjonerskiego.

2 komentarze:

  1. Hihi, trafna obserwacja - złożenia wyrazów, które nasz umysł traktuje jak "komplet". Czerwony, zielony, niebieski. CHWDP. ;)))
    Co do samej Mirry - wąchałam, ale zupełnie jej nie pamiętam. Miałam jakieś wrażenie bezjajeczności. Czyli w sumie zgadza się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, ale obserwacja nie jest moja. Poczyniła ją moja osiemnastoletnia kuzynka, podczas "zakuwania" do egzaminów końcowych w swoim liceum. Ja tylko dostosowałam do własnej wizji. :)
    "Bezjajeczność" zapachowa - też mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )