poniedziałek, 21 czerwca 2010

Noc Kupały


Nie wiem, jak Wy, ale ja długo nie mogłam się połapać, jak to jest: dziś jest Noc Kupały, natomiast dopiero za dwa dni - Noc Świętojańska. Zatem: co świętować i, co ważniejsze, kiedy? Jakkolwiek się na uroczystości związane z letnim przesileniem zapatrywać, wychodzę z założenia, iż jakoś uczcić je warto. W ramach notki okolicznościowej, nieco o zapachu Pagan marki Mayfair. Stargetowany na wiccan, których w Polsce zbyt wielu się nie uświadczy, jest w naszym pięknym kraju absolutnie niedostępny; sama dysponuję ledwie pięciomililitrowym dekantem. Zatem, choć to pachnidło selektywne, bez strachu zaszufladkuję je jako niszę. :) I cóż z mojej odlewki wynika?


Ano, ładnie jest. Może nie tak mrocznie, jak by sugerowało zdjęcie obok (było tak urocze, że nie mogłam powstrzymać się przed zamieszczeniem :) ), ale leśnie, swojsko i ludycznie. Skoki przez ognisko, puszczanie wianków na wodę, a najpewniej zdrowe igraszki na sianie dalekie są od sugerowania wyrafinowanej rozrywki. Tak, moi mili, wieś spokojna, wieś wesoła świętuje! Na tę imprezę nie zaproszono ani wykwintnisiów z dworu ani nawet darmozjadów z miasta. O księdzu dobrodzieju wspominam jeno półgębkiem. ;) Jak pić, to na umór, jak tańczyć, to aż do zgonu, jak spółkować, to bez wydziwiania, zdrowo, "po chłopsku" [kto czytał Konopielkę, kojarzy, o co chodzi ;) ]. Jest więc prosto, siermiężnie, ale i urokliwie - chyba zaczynam rozumieć młodopolskich "ludolubów", tak pięknie sportretowanych (sparodiowanych?) w Weselu Wyspiańskiego.

Pagan to aromat gromadzący nuty do bólu naturalne, stworzony z ekstraktów różnych elementów płodów Matki Ziemi (poza dwoma, dość wyraźnymi, wyjątkami), skoncentrowany wokół wszelakich odmian wiar rodzimych. Łatwy zysk? I owszem, ale czy odbębniony, tego już pewna nie jestem. Gdy złoży się do kupy lawendę, cytrusy, mroczne paczuli i żywice, a doprawi to wszystko aromatem siana i odświeżającym irysem, zaś całość osnuje na bazie erotycznej ambry oraz lekko mydlącego się piżma, oczom i nosom ludzkości prezentuje się kompozycję przyjemną, nieinwazyjną, stonowaną i efektowną, choć nadal zawierającą w sobie sporą dawkę dzikości. Lubię ją także nieco później, gdy tężeje i staje się leśno-żywiczna oraz - co wydaje się już nieco podejrzane - gdy siano zostaje zmoczone przez piżmowe mydliny, skutecznie rozwiewające kadzidlane opary. Wydaje się też Pagan być aromatem łatwym, zdolnym ciekawie ułożyć się na każdej niemal skórze i zaprezentować wszystko, czym warto się pochwalić. Dopuszczam jednak myśl, iż pachnidło okaże tajemniczość, pełną niedomówień i czaru. Tylko czemu akurat nie na mojej skórze?

Szukam wywaru rodem z chatki na kurzej nóżce [nie ten krąg kulturowy, wiem...], otrzymuję natomiast zwykłą wiejską orgię obrzędową. Oj, mam ja dylemat z perfumami "ziemi i lasu"; podobnie, jak moja wielka nieodwzajemniona miłość, czyli Artisanowy Mechant Loup, Pagan znika ze mnie po około czterech godzinach, nie pozostawiając po sobie nawet nikłego śladu. Plusem (dla niemieszkających w Polsce użytkowników) jest z pewnością cena omawianych perfum: w każdej postaci i wielkości flaszki zamykająca się w granicach 15£. Cóż, będąc w UK takiej kwoty pewnie bym nie pożałowała, jeśli jednak przemnożyć ją przez blisko pięć, wychodzi nam ponad 72 zł. A tej sumy już bym na Pagan nie wydała - lepiej zacząć zbierać na bardziej wartościowy zapach. Oto, jak poziom życia przekłada się na olfaktoryczne doświadczenia (oraz konsumpcję)! :)



Rok produkcji i nos: haha! dobre pytanie ;)

Przeznaczenie: zapach dla wiccan, pogan, zwolenników szeroko rozumianej swojskości.

Trwałość: jak pisałam wyżej - około czterech godzin (w porywach do pięciu). Edycja - 29.06. - dowiedziałam się po czasie, że "mój" Pagan to EdC, zatem trwałość okazuje się całkiem niezła. :)

Grupa olfaktoryczna: szyprowo-aromatyczna

Skład:
[cięgiem; uuch, jak ja tego nie lubię!]

bergamotka, lawenda, geranium, irys, paczuli, mech dębowy, ambra, piżmo (mocno syntetyczne), żywica, świeże siano, geranium, kadzidło

2 komentarze:

  1. Bo paganus znaczy "wsiok" i w założeniu było określeniem obraźliwym. To co się dziwić, że Pagan wsią zalatuje?
    Prawdziwy zapach pierwotnych wierzeń nie nazywałby się tak paskudnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Takoż i zdecydowałam się opisać go w świętojańskiej notce. :) Zdaję sobie sprawę z genezy tegoż słówka - szkoda tylko, że wiccanie (albo ci, którzy chcą na nich zarobić) nie bardzo. Choć i sam kult wydaje się cokolwiek zabawny - przecież nie da rady jednoznacznie oddzielić tego, co w danej tradycji "tutejsze", a więc "swojskie" i "pogańskie" od "obcego", czyli "pochrześcijańskiego". Tysiąc lat temu kultury także się przenikały... ;)
    A "perfum Baby Jagi" szukam od dawna - i jakoś żadne w pełni nie przystają do moich wyobrażeń. No to się chwytam każdej okazji. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )