Nie wiem, jak to wygląda u Was, ale im częściej mam do czynienia z tzw. "prawdziwymi ludźmi" (czyli "przeciętnymi Kowalskimi"), tym mocniej utwierdzam się we własnej nieprzystawalności do realiów. I tracę rozeznanie, czy to świat ma ze sobą problem, czy ja.
Miałam w życiu okres, gdy chciałam trzepnąć w moich rodziców nowiną: "Mamo, Tato, wychodzę za mąż" - na szczęście mi przeszło. :) Z tego czasu pozostało upodobanie do incydentalnego zaglądania na fora dla przyszłych państwa młodych, a raczej panien [mówię Wam, coś kapitalnego; człowiek rzadko kiedy ma okazję aż tak się uśmiać :) ] oraz sentyment do zapachu Le Parfum od Lalique.
Był kiedyś taki film, Ślubne wojny - typowa głupawa komedyjka z "przesłaniem". Pozwolę sobie zacytować STĄD jego opis:
Liv (Kate Hudson) i Emma (Anne Hathaway) są najlepszymi przyjaciółkami. Od dziecka wyobrażały sobie swoje śluby i obie marzyły o weselu w nowojorskim hotelu Plaza.
Właśnie skończyły dwadzieścia sześć lat i wychodzą za mąż. Spełni się ich największe marzenie i będą żyły długo, i szczęśliwie.
Albo i nie…
Popełniono błąd i daty obu ślubów wyznaczono na ten sam dzień. To będzie prawdziwa próba przyjaźni…
(...)
Najlepsze przyjaciółki, które do tej pory robiły dla siebie wszystko, postawią ceremonie na pierwszym miejscu. Zacznie się prawdziwa ślubna wojna.
Idiotyzm? Jak najbardziej. Szczyt absurdu? Całkiem możliwe. Prymat konsumpcji nad rozsądkiem? Również. Przesadzona, odrealniona rzeczywistość? Nie do końca...
Po każdorazowej wizycie na takim czy innym ślubnym forum nabieram przekonania, że groteskowa, weselna histeria przelewa się przez Europę z coraz większym impetem. Standaryzacja i unifikacja pożerają wpadające w amok, zapewne prywatnie całkiem dorzeczne, przyszłe panny młode. Dziewczyny same sobie przeczą: najpierw pieją z zachwytu nad "maleńkim skarbulkiem", którego "noszą pod sercem", by kilka tematów dalej zamieścić dwadzieścia własnych zdjęć w różnych modelach sukni ślubnych i zapytać "w której nie widać brzucha". Hej! To one cieszą się ze swoich dzieci nienarodzonych, czy nie? I tak dalej. W każdym razie zdrowy rozsądek nie jest tym, co współczesna kultura popularna promuje u przyszłych żon (i matek).
Ale ja nie o tym miałam... ;) Co z tą, swoiście wyrażaną, hm.. radością mają wspólnego Perfumy Lalique? Właściwie tylko moje skojarzenie. :) Oraz pewną dawkę słodyczy i nie zawsze oczywistej pretensjonalności. Na mojej skórze raz są bardziej dymne, raz jasne i wesołe, raz pobrzmiewa nutka pikanterii, a raz cukrowa świeżość. Jednak zawsze, w każdej odsłonie i we wszystkich stadiach pozostają słodkie, miłe, efektowne, głównie dzięki jedynym wyraźnym nutom - wanilii i tonka. Bezpieczne i przewidywalne. Ale czy to źle? Czy zawsze trzeba oddawać cześć bóstwom podziemnym? Czasami, zamiast po lasach, pieczarach, drogach rozstajnych i brzegach wód składać ofiary bogom pogańskim, warto pójść do małego, wiejskiego kościółka na nabożeństwo majowe. :) Niekoniecznie dla modlitwy; należy po prostu chłonąć klimat. I tym są dla mnie omawiane Perfumy: radosną swojskością, lekkim wspomnieniem dzieciństwa, miłym akcentem na poprawę humoru. Są ładne. Po prostu. :)
Rok produkcji i nos: 2005, Dominique Ropion
Przeznaczenie: radosny, słodki, bezpieczny zapach. Zatem powinien być idealny dla osób, które nie lubią być olfaktorycznie zaskakiwane oraz na Naprawdę Ważne Okazje. :) Niestety, żaden z zapytanych przeze mnie panów nie zgodził się na przetestowanie Le Parfum. :/
Trwałość: na mnie blisko dobowa
Grupa olfaktoryczna: orientalno-waniliowa
Skład:
Nuta głowy: bergamotka, różowy pieprz, liść laurowy
Nuta serca: jaśmin, heliotrop
Nuta bazy: sandałowiec, paczuli, bób tonka, wanilia
___
Dziś noszę omawiany wyżej zapach. :)
O jejuuu,mam identyczne odczucia ,mogłabym napisać słowo w słowo to co Ty Wiedźmo zanim przeszłaś do sedna czyli Lalique,przyznaję,że jeszcze nie postestowałam,próbka czeka w kolejce;)
OdpowiedzUsuńłaaaaaał wreszcie mogłam pokazać że tu bywam i to regularnie:) Jakże miłe to uczucie:)))
OdpowiedzUsuńDzień dobry, dzień dobry, dzień dobry! (a raczej dobry wieczór) :D :D
OdpowiedzUsuńZatem do czasu profesjonalnego monitu blog pozostanie bez weryfikacji. :)
Lalique to jedna w moich ulubionych marek mainstreamowych. jakoś tak się złożyło.
Ja też bardzo lubię:) Mam w planach zakup Lalique Lalique choć nie wiem czy to poprawna nazwa,bo pod rożnymi go spotykam ,chodzi mi o to śliczną flaszeczkę z gałązkowym koreczkiem,a na stanie mam Perles;)
OdpowiedzUsuńCo do Antologii...masz całkowitą rację,nie ma na czym nosa zawiesić ,choćby się człek nie wiem jak starał;)
Lalique de Lalique. A znowu te lubię jakoś mniej.. :) Perles... mam mieć. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Antologii, nie żebym sobie dużo o niej obiecywała, ale cała linia glównonurtowych uniseksów - to była wiele obiecująca propozycja. A tak... wyszło jak zwykle.
Dla mnie jedynym zapachem D&G który ma jakąś głębię jest The One,i nic więcej....;)
OdpowiedzUsuńA Perles kup koniecznie,świetnie się teraz nosi;)