piątek, 1 października 2010

Złoto otwiera wszystkie drzwi

Jak głosi popularne przysłowie. :) Któremu zresztą nie sposób odmówić słuszności jako, że ów plastyczny, niezbyt wytrzymały i rzadko występujący w przyrodzie kruszec budzi w ludziach jak najżywsze emocje. O jego olfaktoryczną interpretację swego czasu pokusili się spece z Comme des Garçons, nadając jednemu ze swych produktów enigmatyczną oraz wyszukaną nazwę 8 88.


"Złoto znaczy więcej niż dwudziestu mówców".
                                                                             William Szekspir



Ciekawy to pomysł, bo zarazem chwytliwy, bezczelny i budzący respekt - perfumy wyprodukowane w hołdzie złotu; nie upstrzone jego drobinkami, nie "robiące wagę" flakonowi, nie odwołujące się bezpośrednio do ludzkiej próżności, definiowanej jako pragnienie luksusu i wygody, ale mające na celu oddać hipotetyczny aromat sztabki złota (albo wręcz samorodka). Naprawdę, jestem pełna podziwu dla marketingowej kreatywności i to bez sarkastycznego podtekstu: takie coś po prostu musi się sprzedawać. Musi przyciągać spojrzenia, skupiać uwagę, budzić pragnienie poznania: bo ilu z ludzkich mieszkańców Ziemi jest naprawdę, całkowicie i bezsprzecznie obojętnych na migotliwy blask złota (tudzież szelest banknotów czy znikomy ciężar kilku kart płatniczych w portfelu)?

Dlatego tak trudno nam przejść obojętnie obok czegoś, co ma jakikolwiek związek ze sferą finansów. Dlatego jestem pełna uznania dla pragmatycznej idei marketingowców CdG.
Nic dziwnego, że z chęcią zaopatrzyłam się w próbkę Trzech Ósemek.


"Nauką i złotem drudzy Cię wzbogacą, mądrość musisz sam z siebie własną dobyć pracą".

                                                                                                                parafraza Adama Mickiewicza




Uwertura perfum, miła, świeża, jasna i dosyć przewrotna, przywiodła mi na myśl białe kwiaty z Guerrilli 1, aromatu budzącego we mnie przygnębienie lub wręcz poczucie dojmującej beznadziei. Owszem, doceniam czarowne, gładkie piękno otwarcia, ujmujących przypraw i lekkich kwiatowych woni (które - w ciepłe dni - na mojej skórze układają się w aromat... konwalii! :) ), jestem w stanie wmówić sobie, iż mam do czynienia z kompozycją lekką, radosną i żywą, ba! raz czy drugi zapragnęłam nawet całego flakonu, ale w gruncie rzeczy wiem, że wszystko to, co opisałam wyżej, jest jedynie zręczną iluzją.
Ponieważ, zanim łapczywa dłoń nieopacznie kliknie w przycisk "buy" lub "do koszyka" lub "i'll take one!" [ ;) ], warto się zastanowić: czego my właściwie od tych perfum chcemy?
Czy woni unikatowej, zapadającej w pamięć, niezwykłej? Jeśli tak, to szukamy w złym miejscu. A może czegoś bezpiecznego, stroniącego od niespodzianek, ale przyjemnie otulającego sylwetkę? Również błąd. Albo odwrotnie: czegoś krzykliwego, snobistycznego, sugerującego Naprawdę Wielką Forsę? W takim wypadku polecałabym raczej - w zależności od środowiska, w którym przyszło nam się obracać - Silver Rain od La Prairie albo któryś z flakonów od Clive'a Christiana lub tych sygnowanych "Ramon Molvizar".

I w tym momencie naszym oczom ukazuje się przykra prawda: 8 88 jest kompozycją - przeciętną; poprawną zaledwie. Zręczną robotą rzemieślniczą, pozbawioną kunsztu artystycznego. Starannie wycyzelowanym konceptem obarczonym przesadną ideologią ze szczęściem, pomyślnością wszelaką i chińskimi wierzeniami w tle.

Po miłym, opisanym wyżej, początku następuje faza, w której główną rolę grają przyprawy: kardamon, kolendra, szafran, szczypta cynamonu oraz dyskretne nuty pieprzu - wówczas kompozycja ogrzewa się i tężeje, nabiera pewnej głębi. Oraz kusi łagodnym czarem, dokładając obłok ciemnej, gorzkiej czekolady. Szkoda tylko, że tego kuszenia nie wystarcza już na bazę, którą zdominowuje miks geranium, szafranu i kolendry, z czasem przechodzący w słabiuteńką, ledwie wyczuwalną dziesiątą wodę po ambrze (a raczej: szafranowej ambrze).

Nie znaczy to, że jestem absolutnie nieczuła na uroki Trzech Ósemek lub też, że ich nie trawię, bo tak nie jest - miło jest czasem ów aromat poczuć na sobie czy bliźnich, miło jest też dać się ponieść opowieściom o czarownym, wesołym, ładnym złocie; tyle, że one nie są prawdziwe. Ponieważ wydobycie złota to krew, pot, łzy, brutalna przemoc, wyzysk, praca za głodowe stawki, niewolnictwo i morderstwa - podobnie, jak w przypadku diamentów. I wiem, że łatwiej jest o tym nie myśleć, gdy tacy czy inni specjaliści serwują nam piękną bajeczkę w odcieniach glamour. Rozumiem to; choć nie podzielam.
Dlatego podziękuję: i za 8 88, i za złote łańcuchy; nie tym razem. Panie i Panowie, musicie się bardziej postarać. ;)


"Nie zależy mi na pieniądzach i na sławie, chcę być tylko doskonała".
                                                                                                                 Marilyn Monroe



Rok produkcji i nos: 2008, Antoine Lie

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, równie stosowny latem, co zimą.

Trwałość: w granicach pięciu czy sześciu godzin, więc nie zachwyca (ale to w końcu CdG :) ).

Grupa olfaktoryczna: orientalno-przyprawowa

Skład:

Nuta głowy: kurkuma, kolendra
Nuta serca: kadzidło, geranium, szafran
Nuta bazy: ambra, paczuli, pepperwood [tylko które?? - TO, TO czy TO?]
___
Dziś noszę Shalimar od Guerlain.

P.S.
Wszystkie ilustracje pochodzą z http://dianepernet.typepad.com/diane/2007/11/if-gold-had-a-f.html
Cytaty, oprócz ostatniego, wzięłam z portalu Złoto On-Line.

7 komentarzy:

  1. Nie miałam przyjemności poznać ,podejrzewam ,że przyczyna leży właśnie w tym, że jest jak napisałaś-przeciętny;]

    OdpowiedzUsuń
  2. A właśnie! Skarbek jest żywym i pachnącym potwierdzeniem mojej tezy, że dla ludzi wiedzących, czego chcą, kasa nie jest atrakcją sama w sobie.
    Mam gdzies chyba próbkę. nie kusi. Dla mnie taka forma promocji zapachu to antypromocja - daje mi sygnał, że mi się nie spodoba. Nawet jeśli zapach fajny, to u mnie się nie przebił.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kilka razy patrzyłam na tę flaszkę w perfumerii... i jakoś nie zachęcała mnie do powąchania zawartości. Zatem nie znam Trzech Ósemek. I w ogóle mnie to nie martwi ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje drogie [ :) ] - bo kasa powinna służyć człowiekowi, a nie człowiek kasie. ;) Problem w tym że, o ile producent wykombinuje odpowiednio nośną ideologię, w którą może "opakować" kiczowaty flakon oraz (w najlepszym przypadku!) sympatyczny zapach, to "ludzie to kupią" w ciemno, z ogroomnym kredytem zaufania. I wiecie, co w tym jest najbardziej ponure? Że twórcy niemal nigdy się nie przeliczają, że się udaje; może to nie dziwne, bośmy próżny i pyszałkowaty gatunek, ale trochę smutno. :/ Zresztą, potwierdzają to: tekst, zdjęcia i komentarze ze źródła ilustracji; najbardziej lubię ten: "yuuuuum GOLD". ;) Gorączka złota nie wygasła.
    Skarbku, Esco - warto 8 88 odłożyć sobie do testów "na kiedyś". Wieczne kiedyś... ;)
    Sabb - aż tak silnie się nie uprzedzam, choć hmm.. zachowuję wzmożoną czujność i jestem potem mniej pobłażliwa. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No ja mam właśnie odłożone do testów. Na kiedyś.
    Całą furę próbek tak mam.
    Mam też furę do testów "na już". I ogólnie nie bardzo wyrabiam. Niektóre leżą w pudełku "na już" po dwa lata...
    W kwestii sprzedawania marketingu zamiast produktów - normalna rzecz. Dotyczy nie tylko perfum przecież. Ludzie lubią kupować złudzenia. Zamiast kupować napój, kupują styl życia, zamiast butów - wolność, zamiast zapachu - sex appeal. Nie mówiąc już o tym, że samo kupowanie stało się rozrywką... To dopiero masochizm. :]

    OdpowiedzUsuń
  6. I to zmutowany. ;)
    Moim ulubionym gadżetem w ramach "sprzedaży marketingu" jest kolekcjonerska szklana butelka Coca-Coli zaprojektowana przez Karla Lagerfelda (taki egocentryczny projektant), zdobna w wizerunek... Karla Lagerfelda. Miodzio! ;)
    Ech, te próbki - a najśmieszniejsze jest, że ciągle chce się nowych.

    OdpowiedzUsuń
  7. To nie jest śmieszne wcale. :DDD

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )