wtorek, 19 października 2010

Cywety, kaszaloty i inne piżmowce

To będzie wpis emocjonalny. Głęboko.

Co rusz w "perfumeryjnej" części internetu pojawiają się mrożące krew w żyłach sensacje w stylu: "och, och! ach, ach! właśnie się dowiedziałem/łam, skąd się bierze ambra i jestem w ciężkim szoku a moja miłość do pachnideł chwieje się w posadach".
Noż, kur*a, ludzie! Takie zniesmaczenia godne są dzieci z podstawówki (gimnazjum to górna granica tolerancji), nie dorosłych, świadomych konstrukcji świata osób.

Wielka mi nowina: ambra powstaje, wybaczcie wyrażenie, z gówna kaszalota. I co z tego, ja się pytam?? Żeby było ciekawiej, nie inaczej jest z piżmem zwierzęcym czy cywetem. I czym Wy teraz, bidulki, perfumować się będziecie??

Podobno każdy człowiek w swoim życiu zjada kilka kilogramów robaków [nie pamiętam dokładnie ile, ale na pewno do pięciu]. Wiecie w czym? Prosty przykład z brzegu: czy zdarzyło Wam się kiedyś zjeść mrożone czy garmażeryjne pierogi z kapustą i grzybami albo uszka, takie jak do wigilijnego barszczu? Czy ktoś jadł kiedyś zupę grzybową z torebki? Otóż wiedzcie, że grzyby, które w nich się znajdują, w większości przypadków były porządnie robaczywe. Ale skoro się takiego zerwało, to trzeba mieć zeń jakąś korzyść; dlatego zbieracze-zawodwcy takowe suszą i, już ususzone, mielą na proszek, który później sprzedawany jest do wyżej wzmiankowanych celów. Podobnie zresztą ma się sprawa z suszonymi owocami, nie tylko tymi dostępnymi w naszym klimacie. :)
I co teraz???

Mnie to średnio rusza. Nie pamiętam nawet, kiedy przestało obrzydzać. Nie znoszę hiperhigieniczności, tego całego "ą i ę, jem bułkę przez bibułkę". Irytują mnie ludzie, dla których normą jest szorowanie wszystkiego płynem antybakteryjnym pięć razy dziennie, jeśli nie ma ku temu poważnych medycznych wskazań.
Dlaczego w dzisiejszym świecie tylu jest alergików? Bo staliśmy się chorobliwie higieniczni i straciliśmy odporność na najbanalniejsze drobnoustroje (żeby nie było, sama też jestem alergiczką :) ).

Wkurzają mnie ci wszyscy świętooburzeni, pełni zniesmaczenia dla wszystkiego, co nie powoduje kompulsywnego napinania mięśni odbytu. Wrzućcie na luz i przyjmujcie rzeczywistość z pełną zachwytu pokorą! Inaczej ona Was zeżre i nawet się nie zorientuje.
A na marginesie, jak Wy w ogóle możecie uprawiać seks?? Przecież to takie niehigieniczne! ;)
Niehigieniczne jest też jedzenie, uprawianie sportu, przebywanie z dużą grupą ludzi w jednym pomieszczeniu, trzymanie w domu zwierząt. Tylko spróbujcie bez tego wytrzymać. :)
Rozumiem, że czasem potrzeba czasu, by przetrawić informację, że istotny składnik perfum pochodzi z okolic odbytu jakiegoś mniej lub bardziej egzotycznego stworka, ale, na litość!, większości moich znajomych zajmuje to nie dłużej, niż dziesięć minut. I w zupełności nie przeszkadza wrócić do ulubionych perfum. :)

Wiem, że powyższy tekst jest bardzo stronniczy, wiem, że ktoś może poczuć się urażony, ale wybaczcie: musiałam. :) Bo mam już po dziurki w nosie kolejnych łatwo brzydzących się.
A teraz idę skropić się ekstraktem z gówna kaszalota. Miłego dnia! :)
___
Noszę Ambre 114 z cyklu Histoires de Parfums.

10 komentarzy:

  1. Uwielbiam Cię! Z każdym Twoim wpisem umacniam się w tym odczuciu :D
    A tak w ogóle to nie napisałaś czym dzisiaj pachniesz, bo chyba nie samym gównem kaszalota :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc jest mi tym bardziej miło jako, że i Ty sprawiasz niezgorsze wrażenie. ;)
    Już dopisałam, co noszę - kto by pomyślał, że gówno potrafi wydzielać tak kusząco słodką woń? ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedźmo, no ja też Cię uwielbiam :) I mam ochotę pod tekstem napisać jedno: Amen! ;))

    I w ogóle skojarzyło mi się... seks jak seks, ale całowanie jest jeszcze bardziej niehigieniczne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Całowanie jest obleśne. Całowanie jest... do dupy! ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę OT, ale przypomniał mi się ten tekst http://archiwum.polityka.pl/art/pol-wieku-niechlujstwa,389620.html
    Ambra to jeszcze nic, ale skatol....

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za Kałużyńskiego - ciekawe (i nawet na temat ;) ). A Simone de Beauvoir wspomniana na końcu - jedna z ważniejszych autorek mojej średniej nastoletniości. :) Uwielbiałam tego typu smaczki, jakże prawdziwe zresztą. :)

    Najciekawsze, że skatol jest dodawany jako substancja smakowa do papierochów - to mogę rozgłaszać, bo ich smrodu nie znoszę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. A gdzie moja ukochana koszenila, dodawana do radioaktywnie czerwonych galaretek? :)
    Jednakże nie zgodzę się do końca - "higieniści" mogą spać spokojnie. Nawet w "niszowcach" ambrę zastępuje się mieszanką żywic i wanilii, a ambrę prawdziwą zazwyczaj dodaje w iście homeopatycznych dawkach. Oczywiście żaden z koncernów nie powie w jakich proporcjach użyto ambry szarej, a w jakich ambry "laboratoryjnej" - nawet jeśli ta "laboratoryjna" ma jak najbardziej naturalną, niesyntetyczną proweniencję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wzięłam pod uwagę trzy najpopularniejsze odzwierzęce składniki. Ale koszenila jest równie dobrym przykładem. :) I niby jasne jest, że prawdziwa ambra do tanich nie należy a zdobywanie prawdziwego piżma staje się coraz mniej etyczne, ale zauważ, Drogi Anonimie/Droga Anonimko, że wystarczy rzucić hasło, a „higieniści” popadają w stupor a potem na wyścigi lecą do toalety – bo takie można odnieść wrażenie... ;) Chodziło mi przede wszystkim o sprzeciw wobec wspomnianej reakcji, a tu zaprzeczanie byłoby chyba głównie kamyczkiem rzuconym do ogródka „higienistów”. Co nie znaczy, że nie masz racji.. :)
    A że koncerny milczą, to chyba normalne. ;) Od tego są koncernami, żeby mroczne sekrety trzymać w tajnych archiwach (czyli w twardych dyskach pecetów księgowych ;) ).

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozostaje mi się z Tobą Wiedźmo zgodzić. :)

    A koszenila przyszła mi na myśl z jednego powodu - uwaga, będzie off topic :) otóż mięsa nie jadam, a kiedyś jeszcze bardziej ortodoksyjna byłam. (im człowiek starszy, tym fanatyzmu w nim chyba mniej... :)
    W sklepie galaretka była, taka zwykła sobie galaretka. Ku mej radości bez żelatyny była (która jak wiadomo odzwierzęca jest) - na agarze i innych glonach. Za to "doprawiona" koszenilą :) Między młotem a kowadłem znalazłszy się, nie wiedząc jak węzeł gordyjski rozsupłać - galaretkę kupiłam, zeżarłam i przestałam się tak bardzo przejmować :)
    Czego higienistom z całego serca życzę! :)
    pozdrawiam/anonimka

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam nadzieję, że wyszło na zdrowie! Mój ulubiony tekst, kiedy ktoś pyta, czy aby wiśnie/czereśnie/jabłka nie są robaczywe: odrobina białka nigdy nikomu nie zaszkodziła. ;)
    Swoją drogą... nieciekawy dylemat moralny. Może producent miał nadzieję, że mało kto wie co to takiego, ta koszenila? J Jeśli tak, to miał chyba rację! :) A do życzeń podłączam się jak najbardziej.
    Pozdrawiam również!

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )