środa, 20 października 2010

Weź język wisielca, ślinę niemowlęcia i rosę, zbieraną w nowiu...

A teraz na drugą nóżkę! ;)
Poprzednia dzisiejsza recenzja dotyczyła świata subtelnych gestów, układów, delikatności, high life i bon ton; w poniższej ponownie oddam się klimatom, które kocham miłością szczerą i prawdziwą. Znów będzie o wiedźmach! :)


Kobiety zawsze coś knuły. Spiskowały po cichu, dyskretnie uwodziły i jeszcze bardziej dyskretnie zabijały (za pomocą trucizny, która nie bez kozery nazywana jest "kobiecą bronią" oraz szczególnie perfidnym narzędziem zbrodni). Czemu?
"Bo to złe kobiety są", parafrazując klasyka. ;)

I co z tego, że cała ta misterna teoria spiskowa nijak ma się do rzeczywistości? Wszak każde kłamstwo, powtórzone tysiąc razy, staje się prawdą. Nic więc dziwnego, że nawet tak trywialne wydarzenie, jak poród, potrafiło z czasem nabrać znamion nieczystego procesu czy innej "niewieściej sprawy" (jakby do poczęcia zbędne było uczestnictwo przedstawiciela drugiej z płci).
Historię polowań na czarownice i moje w związku z nimi przemyślenia przedstawiłam już przy okazji wpisu o Patchouli od Mazzolari, więc powtarzać się nie będę. Dziś za to opiszę Wam moją wizję świata wewnętrznego wszystkich tych pań, które postanowiły przekornie przyznać rację przestraszonym mizoginom i świadomie wybrały trudną rolę wiecznej outsiderki, dzikiej i strasznej czarownicy.
Mojej opowieści towarzyszyć będzie Fumidus marki Pro Fumum Roma.


Wspomnianym perfumom towarzyszy zła sława jednej z najmniej noszalnych kompozycji na świecie. Na wielu skórach, mimo najszczerszych chęci testujących osób, nie ma zamiaru ujawnić swego trudnego piękna lub też pozwala dostąpić ledwie któregoś z pierwszych stopni wtajemniczenia. Co w zasadzie mnie nie dziwi: nie jest to przecież kopciuch tradycyjnie kadzidlany, a raczej swąd lizanych językami ognia brzozowych szczap z ogniska pod kotłem, bądź... stosu. Nie sposób pisać o Fumidusie w kategoriach "straszny - piękny", gdyż każde umieszczenie tej kompozycji na którymkolwiek z końców wspomnianej skali byłoby krzywdzącym uproszczeniem, zubożającym charakter mieszanki. Więc proponuję nie zawracać sobie głowy podobnymi szczegółami, tylko dać ponieść się wyobraźni. :)

Więc.. czarownica z Fumidusa żyje w lesie, w otoczeniu dzikiej przyrody oraz paru demonicznych istot. Okoliczni mieszkańcy boją się jej, a ona - dzięki ich strachowi - ma święty spokój. ;) Nie jest też ważne, ile ma lat; podejrzewam że, jak każda z jej sióstr (oraz kilku braci) czasem jest stara, czasem młoda, w zależności od samopoczucia, kaprysu czy zadania do wykonania. Lubuje się w niedopowiedzeniach: tu dramatycznie załamie głos, tam nie zaprzeczy przypuszczeniom, dzięki czemu jej życie obrasta w szereg nieprawdziwych opowieści, zrodzonych z fantazji wieśniaków. Robi tak trochę dla sportu, trochę z próżności a trochę w nadziei na jeszcze bardziej skondensowaną dawkę niesamowitości, na jeszcze większą wiedzę, czasem lekkomyślnie nazywaną "mocą". :)
Wiedźma z Fumidusa lubi swoje życie.


... a wiedźma z podgórza lubi Fumidusa. ;)
Pamiętam, że przy pierwszym z nim zetknięciu pomyślałam: "o rety! palona opona!". Bo rzeczywiście tak odbierałam jego otwarcie. Dopiero po kilku użyciach, kiedy już oswoiłam się z potęgą dymnego obłoku, kiedy już wiedziałam, czego się po nim spodziewać, dostrzegłam także jego urodę. I mnie zauroczył; gwałtownie i nieodwracalnie.
Pękające pod wpływem gorąca soczyste polana, powoli stają się coraz bardziej osmalone: właściwie mamy już do czynienia ze smołą z brzozowej kory, dziegciem. Ten jest zaś obezwładniający, zatykający pory, gęsty niemożebnie. Kiedy zaś dołącza do niego woń słodu whisky (właśnie tak: słodu, nie gotowego trunku), wówczas trudno mi oderwać nos od przedramienia. Jak każdy szanujący się żul, przebywam akuratnie w swoim własnym świecie i nikomu nic do tego! ;)
Kiedy opary smoły lekko spuszczają z tonu, do towarzystwa dołącza wetyweria - ciemna, przestrzenna, zwęglona i wilgotna jednocześnie, podobna do znanej z męskiej wersji Encre Noire Lalique. Co oznacza, że jestem beznadziejnie uzależniona. Bo oto znalazłam Czarny Tusz bez akcentu świeżego, idealnie mroczną, choć niezatęchłą czarowniczą woń. Jeden z zapachów chatki na kurzej nóżce. Idealnej siedziby kogoś, kto ma władzę na życiem i śmiercią, miłością i nienawiścią, urodzajem i klęską, radością i rozpaczą.
Oto coś, o czym trudno zapomnieć! :)

Gaśnie Fumidus cicho, subtelnie, stopniowo odejmując po ociupince swej mocy, mięknąc, rozwiewając się w deszczowej aurze poranka na kompletnym odludziu, gdzie jedynym towarzystwem jest niebo, ziemia, las oraz wszystkie zamieszkujące go istoty.


Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: aromat uniseksualny dla wszystkich, którzy nie boją się przeznaczenia. ;) A poważnie - dla lubiących wyzwania i perfumowe siekiery. Raczej na okazje niezbyt oficjalne.

Trwałość: ok. szesnastu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

whisky, kora brzozowa, wetyweria (i chyba jeszcze dębina)

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.stanford.edu/class/history13/femalebody.html
2. Dzieło Borisa Vallejo pt. Czarownica i jej zausznicy (albo "chowańce", jeśli dobrze przetłumaczyłam :) ). KLIK
3. mój twardy dysk; 
[z tego powodu nie pamiętam nawet nazwiska autora ani tytułu powyższego obrazu. Jeśli ktoś je zna, bardzo proszę, niech napisze w komentarzu. :) Będę wdzięczna.]  Już znam: to Magiczny krąg autorstwa Johna Williama Waterhouse’a :)

9 komentarzy:

  1. bo Fumidus fascynujący jest i basta!

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie migrenuje, a jak już się przewrócę, to jeszcze kopie po nerkach :( Podchodziłam do potwora dwa razy i dwa razy chciał mnie zamordować. Na co mi wszystkie odbyte kursy samoobrony, kiedy przed Fumidusem skutecznej obrony, gdy wody i mydła w pobliżu brak, nie ma?

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się dzisiaj w końcu zebrałam na odwagę i pierwszy raz globalnie użyłam :) Do tej pory tylko nadgarstkowo, ale po podsumowaniu, że to "dla lubiących wyzwania" postanowiłam je podjąć :D I nie żałuję jakby cosik.

    OdpowiedzUsuń
  4. No na mnie nie chciał Fumidus objawić swej urody;]
    Straszny jest....jeśli czarownica to taka z solidnym pętem wędzonej kapiącej tłuszczem kiełbachy;) i spalonymi w ognisku zimniokami jeszcze pachnie;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Escorito - jak nic, urok. ;) Musiałaś narazić się jakiejś pogańskiej kapłance - nigdy nie wiadomo, kto może nią być... ;) A na mnie Fumidus bywa czasem wyczuwalny nawet po kąpieli (co w tym przypadku nie jest wadą :) ). Ale wyobrażam sobie, co musiałaś poczuć, jako znana wielbicielka drewniaków, kiedy Cię jędza odrzuciła. Łączę się w bólu. :)

    Dominiko - cieszę się razem z Tobą (choćby z racji zostania motywatorką ;) ). Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie. :)

    Skarbku - bo my faktycznie tak właśnie wyglądamy. ;P A ziemniaki wyczuwam i ja, ale już wiem, że to słód whisky, choć faktycznie pierwszy raz pomyślałam i o nich: najpierw palona guma, potem stare ziemniory. A fe! ;) Ale spróbuj jeszcze kiedyś, dobrze?
    Węch już wrócił? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A no widzisz? Jak on mi tak może robić! No nic to, znajdę sobie innego drewniaka, który mnie będzie kochał i wzajemnie. Uwijemy sobie gniazdko i będziemy żyć długo i szczęśliwie :) O, Chene na przykład ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten trzeci obraz to Magiczny krąg/Magic circle - a autor nazywał się John William Waterhouse. Też go miałam na dysku zanim mój stary laptop nie zdecydował się na globalną odmowę współpracy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Escorito - i życzę Wam, Tobie i Chêne, wielu lat szczęśliwego pożycia oraz gromadki wnucząt. ;P Bo piękna z niego gadzina - nie całkiem moja, ale piękna. A z Fumidusem daj sobie spokój - łaski bez. ;)

    Anonimko - dzięki, dzięki, dzięki! :* Masz u mnie gratisowy abonament na czytanie Pracowni do końca jej istnienia. ;) Odmowa współpracy twardego dysku to straszna sprawa (przeżyłam kilka lat temu); polecam skopiowanie jego zawartości do netu albo ściągnięcie programu umożliwiającego odzyskanie danych. Tak na przyszłość.. :) A obraz po prostu kapitalny, z klimatem zapadającym głęboko w pamięć. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )