czwartek, 28 października 2010

Rum, heban i miód, czyli wizyta w sklepie kolonialnym


Aby udowodnić dobre chęci, przedstawiam dziś recenzję Idole od Lubin, jednego z tych dzieł Olivii Giacobetti, które - w przypływie słabości - chętnie bym zakupiła. A czemu miałby to być odruch nierozważny? O tym za chwilę.

Zacznę od stwierdzenia, że Idole jest dziełem znakomitym - kapitalnie wyważonym, efektownym, wzbudzającym zachwyt i respekt; położonym w połowie drogi między Cywilizacją a Dziczą, jak by powiedzieli dziewiętnastowieczni kolonizatorzy. Cudnym w swej dosłowności, ale też umiejącym stworzyć iście arystokratyczny dystans.
Oraz dość łatwym do eksploracji. :)


Najbardziej chwytająca za serce jest introdukcja kompozycji: mocna, głośna, wyrazista, niemożliwa do zignorowania. Oraz ciepła. Czarno-złota, kusząca mieszaniną rumu, kminu i wędzonego ciemnego, lekko pikantnego drewna (to pewnie ów przydymiony heban). Gdzieś od dołu przebija jeszcze jeden akcent drzewny, ale już znacznie bardziej miękki, plastyczny, zawiesisty (palma? sandałowiec?), czasem śmignie obłoczek czarnego pieprzu. Jednak najbardziej istotny jest dwugłos rumowo-hebanowy, rozdzierający wrzask dusz tych wszystkich, którzy w dzieciństwie czy wczesnej młodości marzyli przede wszystkim o rzuceniu wszystkiego i wyruszeniu śladami Davida Livingstone'a albo chociaż Indiany Jones'a. ;) Byle dalej, za horyzont, w poszukiwaniu Przygody! [hej. ;) ]
Dobra, wspomnienie może i autobiograficzne, ale przecież bardzo zbliżone do klimatów, które chciałby nam przybliżyć Idole. Więc po każdorazowej aplikacji mam nań wielką ochotę.


Po jakimś czasie przestrzenne, alkoholowe i dymne opary zaczynają się przerzedzać, ustępując miejsca złotej zawiesinie: słodkiej, lejącej się, ciepłej, apetycznej, zawdzięczającej swoją barwę szafranowi, kandyzowanej skórce pomarańczy oraz mocnemu miodowi pitnemu. Mniam! :) Piękna, niekoniecznie ulepowata słodycz musi pochodzić z trzciny cukrowej, która po raz kolejny przypomina nam o wspaniałej przygodzie, czekającej tuż za progiem rodzinnego domu: o lądach do odkrycia, o skarbach do znalezienia, o ludziach, miejscach i smakach do poznania, o zapierających dech w piersi widokach. Tak, Idole cudnie generuje fantazje. :)

W ostatniej odsłonie kompozycja znów ciemnieje; chociaż słodycz nadal jest bardzo wyraźna, wraca kmin, który łączy się z dziwnie ciemnym, gorzkim sandałowcem oraz miękką, lekko przykurzoną skórą. Czasami z oddali dotrze ku nam wspomnienie rumu czy hebanowych targów. Ostatnie chwile pobytu mieszanki na skórze upływają nam w towarzystwie aksamitnej, zamszowej skóry, sandałowca oraz lekko przydymionego akcentu cukru.

Cała przygoda z Idole trwa zazwyczaj... nie dłużej, niż pięć godzin (a często znacznie krócej). Pięć godzin, macie pojęcie?? To mniej, niż podróż pociągiem z jednego końca Polski na drugi (okej, fatalny przykład ;) )! To mniej, niż trzysta minut błogiego, nieokiełznanego, iście dziecięcego fantazjowania do tego stopnia sugestywnego, że chciałoby się skombinować sobie skądś strój pirata i, uczepiwszy się poręczy schodów niczym zuchwały kapitan rei, wygrażać całemu światu kijem od miotły. ;) A po trzech-czterech godzinach: bach! koniec. Sen się skończył, marzenia także; czas przestać rozmieniać się na drobne i wrócić do banalnej rzeczywistości. Halo! Pobudka!
Kiedy ja nie chcę TAK się budzić; nie znoszę gwałtownego, bezpardonowego budzenia, które nieodparcie kojarzę raczej z rygorem wojskowo-więziennym, niż pięknym życiem poszukiwacza (poszukiwaczki) przygód. Nie godzę się na takie coś; Idole mnie zawiódł.
Pani Olivio, dlaczego Pani mi to robi?!


Rok produkcji i nos: 2005, Olivia Giacobetti

Przeznaczenie: piękny, pobudzający wyobraźnię aromat wyprodukowany z myślą o mężczyznach, ale w życiu nie słyszałam takiej bzdury! Bo to przecudnej urody uniseks jest. :) Na wszelkie okazje formalne oraz wtedy, gdy chcemy poprawić sobie samopoczucie.

Trwałość: opisana wyżej, ale dla porządku raz jeszcze - od trzech do pięciu godzin. Choć wyłącznie na mojej skórze.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-przyprawowa


Skład:

Nuta głowy: szafran, absolut rumowy, skórka gorzkiej pomarańczy, czarny kmin
Nuta serca: palma dum (widlica tebańska), wędzony heban, trzcina cukrowa
Nuta bazy: czerwony sandałowiec, skóra
___
Dziś noszę Olibanum od Pro Fumum Roma.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://kociewiacy.pl/gminy/bobowo/index.php?option=com_content&task=view&id=170&Itemid=33
2. DeviantArt; The Ebony autorstwa thethirdperson; KLIK
3. http://www.coco-cooks.com/2010/05/cajeta-with-black-strap-rum-from-a-chicago-point-of-view/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )