poniedziałek, 18 października 2010

Małżeństwo nieba i piekła

Miniona sobota była dla mnie dniem zwariowanym, jednak dopiero w niedzielę posiadłam trudną sztukę bilokacji. ;) Ale już wróciłam - witajcie!


Dziś będzie o Fiori d'Ambra marki Pro Fumum Roma, piekielnie pięknym aromacie, na który składają się dwie odurzająco orientalne wonie, ambra i opium. No właśnie...
Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie skrobnąć recenzji łączonej z innym sławnym Opium, tym od YSL. Jednak to ostatnie oparte jest o piżmo, czyli - siłą rzeczy - przegrałoby w przedbiegach z ambrowym cudem (choć zaiste, warte jest wielu pięknych słów). Więc pozostanę przy zwykłej, pojedynczej recenzji.

Fiori d'Ambra to woń piękna - w pierwszej chwili ciepła, gorzkawa, nieco kanciasta, narkotycznie zielona, z upływem czasu ogrzewa się jeszcze bardziej, nabierając głębi, zmysłowości i... znanej nam woni opium. :)

Pierwszy moment po aplikacji to uderzenie świeżo wysączonego mleczka, gdzieś na jednym z dużych opiumowych pól w Afganistanie czy Laosie: mamy tu ziołową dosłowność, goryczkę oraz suchą ziemistość. Wyczuwam też zapach ostrego wiatru oraz ludzkiego potu. Gdzieś od dołu przebija nienarzucająca się nuta ambry.
Praca w pocie czoła na nielegalnej plantacji półproduktu narkotykowego. Pot, strach i stres w służbie ciemnym interesom oraz ludzkiej żądzy silnych doznań. Emocje tak skłębione, że aż trudne do jednoznacznej klasyfikacji.

W sercu przychodzi, tradycyjne dla mojej skóry, uspokojenie: mieszanka tężeje, uspokaja się. Wiatr cichnie, pot zaczyna zasychać; wraz ze wschodem słońca ludzkie zmyły nieco tępieją, więc do naszych nozdrzy zaczynają docierać bardziej skomplikowane zapachy, nic dziwnego, że ostra woń Natury przestaje dominować. Moralność moralnością, ale jakoś zarabiać na życie trzeba. Mleczko makowe stopniowo, kropla po kropli, wysącza się z główki.


Jednak dopiero baza sprawia, że wpadam z zachwyt, że podziwiam cudną równowagę obu narkotycznych woni: opium jest ziołowo-pudrowo-korzenne (opiumowe po prostu :) ), natomiast ambra staje się charakterystyczną, pełną erotyzmu satynową chmurą. Obydwa składniki cudnie się równoważą, tworząc całość będącą ucieleśnieniem zakazanej dekadencji oraz istnej orgii zmysłów. Całość trudną do zdefiniowania; taką, o której wiemy tyle tylko, że "jest" i kusi nas ku sobie, wywierając coraz silniejszy wpływ, niezauważalnie zmieniając miękką tkaninę w żelazną obręcz, która przytwierdza nas do siedzenia. Jadnak nam jest już tak dobre, tak błogo, tak idealnie, ze nie zwracamy na to najmniejszej uwagi. Nie liczy się nic, poza kolejną dawką niezrównanej przyjemności, jaką daje nam palenie opium. A że w międzyczasie piękne, namiętne, splecione w uścisku ciała zmieniły się w stado pastwiących się nad sobą demonów? Co to kogo obchodzi? Zresztą, czy rzeczywiście tak jest...? Czy aby i nas nie zwodzi rozm i nie kpią z nas nasze zmysły!? Jak się przekonać??
I na tym właśnie polega geniusz Fiori d'Ambra - to stan permanentnego narkotykowego upojenia, nieustającego orgazmu, doświadczany jednocześnie od zewnątrz i od środka. Czujemy to, co człowiek w zmysłowym niebycie, jednocześnie zachowując jasny umysł, nie doświadczając niczego dosłownie.

Przytoczę Wam fragment rozmowy, jaką z inspiracji Jacqueline Kennedy Onassis w połowie lat 80. dziennikarz Bill Moyers przeprowadził z Josephem Campbellem, jednym z największych religioznawców i antropologów dwudziestego wieku (ich spotkania miały miejsce na ranczu George'a Lucasa), która z czasem ułożyła się w książkę pt. Potęga mitu [zapis zgodnie z polskim wydaniem]:

MOYERS: Napisałeś kiedyś, iż z piekłem, jak i z niebem, sprawa ma się tak, że trafiając tam, trafiasz w miejsce dla siebie właściwe, bo w końcu tam właśnie chcesz być.
CAMPBELL: Na tę myśl wpadł Bernard Shaw, zresztą również Dante. Kara piekła polega na tym, że na całą wieczność otrzymujesz to, co zdawało ci się najbardziej upragnione na ziemi.
MOYERS: Tristan pragnął swojej miłości, swego szczęścia, i był skłonny cierpieć za to.
CAMPBELL: Tak. Ale na przykład William Blake, w swoich wspaniałych aforyzmach Małżeństwo piekła i nieba mówi: "Gdym wędrował wśród piekielnych płomieni... które aniołom zdały się męczarnią" - to znaczy, że dla ludzi tam przebywających, a nie będących przecież aniołami, ten ogień nie jest płomieniem bólu, tylko rozkoszy.
MOYERS: Pamiętam Piekło Dantego; największych w dziejach ludzkości kochanków umieszcza on właśnie w piekle - są tam Helena, Kleopatra, Tristan. Co to znaczy?
CAMPBELL: Dante przyjmuje postawę Kościoła [nawiązanie do wcześniejszego wątku rozmowy - przyp. WzP]: to jest piekło, a oni cierpią w piekle. Jak pamiętasz, dostrzega on tam parę młodych, współczesnych sobie kochanków - Paola i Franceskę. Francesca miała romans z Paolem, bratem swego męża. Dante, niczym rasowy socjolog, zapytuje: "Miła, jakże to się stało? Jaka jest tego przyczyna?". Tu następują najsłynniejsze w dziejach Dantego wersety. Francesca opowiada, jak wraz z Paolem siedziała w ogrodzie pod drzewem, czytając historię Lancelota i Ginewry: "Kiedyśmy doszli, gdzie usta kochane / Rycerz całował w nieowładnej chęci, / On, z którym nigdy już się nie rozstanę, / Drżący do ust mych przywarł bez pamięci; / (...) w ten dzień jużeśmy nie czytali więcej".
To był początek ich upadku.
I to właśnie cudowne przeżycie miałoby być potępione jako grzech? Trubadurzy mówią tutaj zdecydowane "nie". Miłość jest sensem życia, jego kulminacją.

Potęga mitu. Rozmowy Billa Moyersa z Josephem Campbellem, oprac. Betty Sue Flowers, przeł. Ireneusz Kania, Wyd. Znak, Kraków 2009, s.216-217.


...i o tym właśnie opowiada mi Fiori d'Ambra. :)


Rok produkcji i nos: 2008, rodzina Durante

Przeznaczenie: zapach typu uniseks dla ludzi otwartych i zmysłowych. ;) Kapitalny wieczorową porą, choć i za dnia ujmy nie przynosi.

Trwałość: około piętnastu godzin

Grupa olfaktoryczna: orientalna

Skład:

opium, ambra
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.redbubble.com/people/tonyvella/art/1036772-3-wild-opium-poppy
2. http://forum.llc.ed.ac.uk/archive/06/king.php

9 komentarzy:

  1. Oż kurczaki!
    To ja chyba jakieś inne Fiore do Ambra znam...
    Nie miałam orgazmu. Nawet się nie podnieciłam. Za ładnie, zbyt grzecznie. No sex, no drugs, no rock and roll.

    OdpowiedzUsuń
  2. ...bo ja rocka też tam nie widzę - ni chu... chu! ;)
    Różnica penie wynika z odmiennego traktowania ambry przez Twoją i moją skórę: na mnie prawie zawsze erotyczna się robi. więc im więcej ambry, tym więcej seksu. :) A opium jest też od groma.
    Chyba rzeczywiście wąchałaś inne perfumy. ;) (albo rozcieńczone olejem słonecznikowym ;) ).

    OdpowiedzUsuń
  3. Perfumy, które ucieleśniaja historę z "Pocałunku" Rodina... mniam :) Niestety, nie pamiętam tego zapachu, muszę chyba zamówić sobie próbkę, żeby przewietrzyć zatkane niepotrzebnymi informacjami ;) szare komórki.
    Ja się musze w końcu z ambrą polubić. Tak pięknie piszecie o ambrach, tak się zachwycacie, to ja też chcę! Co tak będę w ogonie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie! :) Zapomniałam o tym! Przecież Pocałunek miał nawet trafić na Wrota Piekieł. :)
    Do testowania ambry zawsze będę namawiać, ale Escorito, kurczę, nic na siłę! Piszesz za to świetnie o drewniakach. I o paru innych też. :) Więc nie desperuj. (ale jakbyś się jednak przemogła i zaczęła testować, to nie zapomnij o tym wspomnieć ;) ).

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojojoj zainspirowalas mnie do odgrzebania probasa z czelusci :) Nie wiem co z tego bedzie...:/ Kiedys, dawno temu pamietam, ze za bardzo mi to przypominalo Opium YSL. Niemal identyczna nuta hmmm... Moze ja po prostu nie lubie opium? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. To bardzo możliwe. :P W pewnej chwili faktycznie pachnie niemal tak samo, jak Opium YSL, tylko z ambrą zamiast piżma. :) Dlatego tak mnie "wzięło".

    OdpowiedzUsuń
  7. A swoja droga ciekawe, jak u YSL uzyskali nute "opium" bez opium? :o

    OdpowiedzUsuń
  8. Oto jest pytanie! :) I - w mojej opinii - czuć je we flagowcu Pana Iwa bardzo wyraźnie.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )