środa, 6 października 2010

Pierścienie Saturna


Powstały w wyniku śmierci jednego ze skalistych księżyców planety, zniszczonego podczas zderzenia z innym dużym ciałem (albo są pozostałością pierwotnej mgławicy, z której powstał Saturn, choć mnie ta teza średnio przekonuje :) ) i składają się z drobin, grud oraz dużych brył skał i lodu. Choć miały sporo czasu, nigdy ponownie nie zestaliły się w jednolite ciało, ponieważ znajdują się wewnątrz tzw. granicy Roche'a, w której oddziaływanie grawitacyjne danego ciała jest tak silne, iż dominuje ono nad całym swoim najbliższym sąsiedztwem. Tak więc pierścienie Saturna ostatecznie opadną po spirali na planetę.
Bo z grawitacją nie sposób się kłócić. ;)

Mamy więc spore objętościowo, zachłanne ciało o tradycyjnie mrocznych konotacjach, ku któremu lgnie to, co - zdawałoby się - już na zawsze świadczyć będzie o jego wyjątkowości. Co mi to przypomina?
Ano, jeden z największych blogowo-forumowych przebojów ostatniego czasu, czyli Ikon od Zirh.

Podobnie, jak wspomniane ciało niebieskie, jest Ikon kompozycją dziwną: jednocześnie przestrzenna i masywną, ziołowo-lekką, ale z czasem nabierającą ciężaru i oleistej statyczności (a Saturn, jako planeta gazowa, jest w istocie całkiem lekki - oczywiście, jak na standardy kosmiczne... ;) ). Z początku uderzający w nutę słodkiego, niekoniecznie europejskiego kadzidła, rzeczywiście ma w sobie coś z Black Cashmere, ale jest to porównanie stanowczo zbyt swobodne: bo choć oba pachnidła penetrują te same obszary, to jednak różnią się polem zainteresowań czy konstrukcją; gdzie BC popada w miękką słodycz, Ikon obiera kurs na kanciastą ostrość i świeżą wytrawność ziół.


Po początkowej, lekko afrykańskiej i niemal kobiecej dawce miękkiego, bezpiecznego ciepła robi się goręcej: aromat, zamiast okrzepnąć i snuć nam do ucha opowieści o bogach i kreacji wszechświata, wkracza w pas asteroid, nabierając gorzkiej przestrzenności, unikając agorafobii, luźno osnuwając się na soku z cytrynowej skórki oraz przyprawach, ze świeżym imbirem, cynamonem, goździkami i kardamonem na czele. Dzięki tej właśnie lekkości, kompozycja zdołała się wybronić przed wpadnięciem w samozapętlające się kadzidlane klimaty i cudem uniknęła zderzenia z asteroidą. ;)
Mniejsze stężenie kadzidlanych dymów jest w tym przypadku miłą niespodzianką, dowodem na indywidualizm mieszanki. A mnie przypomina że inny Saturn, ten oryginalny, mitologiczny rzymski odpowiednik greckiego Kronosa zjadł, co prawda, własne dzieci, ale ostatecznie przywrócono je życiu. :) Więc nie mamy do czynienia z jeszcze jedną interpretacją, coraz popularniejszego ostatnio, kadzidła a raczej z całkiem odważnym żywiczno-przyprawowym cudakiem, niespotykanym zazwyczaj na półkach perfumerii głównonurtowych (dlatego też szybko z nich zniknął, ku rozpaczy perfumoholików całego świata).
W miarę upływu czasu kompozycja w zdwojonym tempie nadrabia zaległości, stając się coraz bardziej ciężką, statyczną, oleiście przysadzistą i bliską ciału (bardzo bliską nawet); co jednak nie odstręcza, a przeciwnie - nadaje jej wymiaru ludzkiego, organicznego i naturalistycznego.

Baza zapachu jest, w mojej opinii, najmniej udaną jego odsłoną: to typowa "męska" interpretacja kadzidła, dość płaska i często spotykana [że wspomnę tylko Incense Williamsona]: grzeczna, pozbawiona kantów, podejrzanie syntetyczna. Łatwa. Lekko zwęglona, ale i niepozbawiona przewidywalnej słodyczy. Lecz mnie to nie dziwi: wszak porządne perfumy winny posiadać osobowość, a ta składa się również z wad. :) Więc Ikon to kapitalne pachnidło, obdarzone pełnowymiarową duszą. I słusznie!

Na koniec jeszcze jedno kosmiczne zdjęcie (uwielbiam je!), wykonane przez sondę NASA, Cassini:


Ta duża, półokrągła płaszczyzna po prawej to Saturn (widziany od nocnej strony), wystające zza niego obręcze są pierścieniami, a ta mała kropeczka poniżej to jeden z księżyców, Enceladus. Lodowa, skalista bryła plująca w niebo... gejzerami wody! Cassini, dokonawszy pomiarów cieczy stwierdziła nie tylko jej "ziemski" skład, ale też obecność aminokwasów, czyli budulca życia.
Mała, potencjalnie żywa kuleczka tuż koło opasłego cielska planety - całkiem, jak Ikon ;)



Rok produkcji i nos: 2008, Frank Voelkl

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o mężczyznach, ale - jak bodaj wszystkie wonie kadzidlane - jest w istocie uniseksem. Wydaje się być idealnym na wszystkie okazje, jakie tylko wpadną nam do głowy. :) Choć trudno odmówić mu klasy czy niewymuszonej elegancji.

Trwałość: niezła - w granicach ośmiu-dziesięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: drzewno-przyprawowa

Skład:

Nuta głowy: cytryna, imbir, kardamon, kwiat davana
Nuta serca: cynamon, kłącze irysa, goździki, labdanum
Nuta bazy: drewno cedrowe, wetyweria, paczuli, ambra, olibanum
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.stfc.ac.uk/News%20and%20Events/3373.aspx
2. http://s2.webstarts.com/lunarsabbath/origin_of_saturday.html
3. http://saturn.jpl.nasa.gov/photos/imagedetails/index.cfm?imageId=4107

5 komentarzy:

  1. A ja jeszcze nie testowałam... Może skoczę jutro. I tak spędzę cały dzień w perfumerii...

    Recka zajedwabista. Dokładnie taka, jak lubię. Upstrzona ciekawostkami. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do przetestowania :)
    Recenzja rewelacyjna. Widzę, ze mamy podobne - astronomiczne - upodobania. Jak ja żałuję, że na astronomię nie poszłam, jak planowała... ale przeraził mnie zdecydowany nadmiar matematyki ;) No nic to, bo na szczęście ciekawe rzeczy w temacie mogę u Ciebie poczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uf! Wreszcie mi internet wrócił. :)

    Sabb - testowałaś??

    Escorito - znów Cię do perfumerii wysyłam? ;) Bo astronomia porusza się dziś po tych samych obszarach, które kilkaset lat temu penetrowała alchemia, tak uważam. Choć studiować bym jej nie mogła; choćby z tego powodu, że w czasach, gdy wybierałam kierunek studiów tzw. "przedmioty ścisłe" jeżyły mi włosy na głowie. ;)

    I co mam poradzić ma skojarzenie? Jakie przychodzi, takie opisuję. Ale dzięki Wam za ciepłe słowa. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet prostak może mieć pełnowymiarową duszę.Ale ja jego tępego nieokrzesanego charakteru i prostackiego zachowania i tanich dowcipów nie chce znosić.gdyby nie było cytryny ten zapach stracił by tandetę taniego dezodorantu a tak 20zł to wszystko na co mogę go wycenić.Proponuję producentowi reformulację bez cytryny( wtedy staje się piękny bez niej, bo sprawdzałem)Kadzidło i ta kwaśna cytryna to dla mnie porażka.Ale dobrze że jest czasem psikam i wącham ,nosić nie zamierzam nigdy, bo klasy ani wyrafinowania to on nie dodaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od tego, jak traktujemy perfumy. Czy są tylko przedmiotem użytkowym, jak mydło lub pasta do zębów, czy też dziełami sztuki (użytkowej ale jednak sztuki)? Dla mnie odpowiedź jest oczywiste - perfummiarstwo to sztuka, dlatego staram się nie skreślać na wstępie żadnego pachnidła (no, prawie żadnego.. ;) ) obojętnie, jest wyrafinowane [co to w ogóle znaczy? że elegancki osobnik półgłosem, przy kosztownym obiedzie kpi z ludzi, którzy muszą korzystać z pomocy Opieki Społecznej?] czy też nie. Czy dodaje nam czegokolwiek, odejmuje czy pozostawia na właściwym poziomie.
      I mój zachwyt Ikonem od czasu publikacji recenzji zdążył opaść, jednak nie wyczuwam w nim żadnego braku ogłady. Jest niezbyt skomplikowany, zgoda; prosty, ale nie prostacki. To duża różnica.

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )