W roku 1944 na świecie działo się tyle, że samo wymienianie zdarzeń starczyłoby za cały wpis: machina drugiej wojny światowej szalała z intensywnością rzadką w latach poprzednich; postępuje ofensywa Armii Czerwonej, a zachodni alianci utworzyli w Europie drugi front, lądując w Normandii; wojna na Pacyfiku szaleje w najlepsze, armia cesarza Japonii wysyła w bój pierwszych kamikadze, zaś w USA prace w ramach Projektu Manhattan nabierają rozmachu; rozpoczyna się kolejne starcie "rasy panów" z "podludźmi", tym razem w wydaniu japońsko-chińskim; rośnie zniecierpliwienie Europejczyków wobec przedłużającej się hitlerowskiej okupacji, w Słowacji, Polsce oraz Paryżu wybuchają powstania antynazistowskie, także wielu obywatelom III Rzeszy wojna coraz bardziej daje się we znaki (sławny "spisek generałów" i zamach w Wilczym Szańcu; do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie trafia mój krajan, jawny antyfaszysta i stały pensjonariusz więzień gestapo, pastor ewangelicki, Dietrich Bonhoeffer [dzięki osobistemu rozkazowi Hitlera nie doczekał końca wojny]); wraz z całą rodziną aresztowana zostaje Anna Frank; w Stanach na krześle elektrycznym umiera piętnastolatek.
Na świat przychodzą m. in. Diana Ross, George Lucas, Jan Peszek, Günter Verheugen, Jimmy Page, Magdalena Zawadzka oraz.. Stefan Niesiołowski [ ;) ]. Zmarli Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy, Antoine de Saint-Exupéry, Glenn Miller, Romain Rolland, Stefan Ossowiecki czy Krystyna Krahelska.
Dwudziestego piątego stycznia miało miejsce całkowite zaćmienie Słońca.
W tym samym czasie, w Paryżu, żył i tworzył Robert Piguet. Po 1940 roku nie zgodził się na firmowanie swoją osobą władz okupacyjnych, więc teoretycznie nie powinien mieć lekko. Mimo to pewnego wieczoru jego modelki przeszły po wybiegu w czarnych chustkach na twarzach, w strojach banitów i wyrzutków; uzbrojone w noże i rewolwery ciągnęły za sobą smugę najnowszych perfum sygnowanych nazwiskiem kreatora, Bandit. [swoją drogą, wiele dałabym za możliwość poznania dziennej daty całego zdarzenia; w necie można znaleźć wyłącznie informacje o roku, a te średnio mnie urządzają] To był prawdziwy skandal.
Czy mieszkańcom Paryża naprawdę brakowało wówczas lepszych zdarzeń i tematów do emocjonowania się?? ;)
Choć na dobrą sprawę jakoś trudno im się dziwić. W końcu skojarzenie TAKIEGO zapachu z kobietami musiało być szokiem. Jak donosi Helga z Perfume Shrine, Fracas powstał dla "prawdziwych kobiet", zaś Bandit dla lesbijek. Cóż, trzeba mu przyznać, że w niczym nie przypominał Chanelowej Piątki czy Quelques Fleurs od Houbigant. ;) Był niezwykle oddalony od panującej ówcześnie wizji kobiety [spójrzcie np. na damską modę lat 30.; superultrakobieca], przeto nic dziwnego, że szybko zyskał sobie zwolenniczki spośród grona artystek, diw lubiących szokować filistrów i przekraczać granice.
Popkulturowo najczęściej łączony bywa z Marleną Dietrich, osobą legendarną, ikoniczną, stanowczą oraz utalentowaną. A także temperamentną, w końcu - jak głoszą plotki - liczba jej kochanków (płci obojga) była trzycyfrowa. :)
Stanowcza odmowa współpracy z aparatem propagandy III Rzeszy oraz powrotu do starej ojczyzny sprawiła, że znienawidziło ją wielu rodaków. Na tyle mocno, iż nawet lata po wojnie Dietrich zmuszona była trzymać się z dala od Niemiec. Jednym z powodów były jej antynazistowskie wystąpienia oraz pomoc amerykańskim żołnierzom, zwłaszcza seria frontowych koncertów, mających na celu podniesienie morale wojaków. Za udział w walce z hitleryzmem została damą orderu Legii Honorowej.
Trzeba przyznać, że Bandit musiał pasować do niej wprost idealnie. :) Zaryzykuję nawet stwierdzenia, jakoby była uosobieniem "kobiety Bandit", idealną nosicielką pachnidła i wierną ambasadorką jego ducha.
Silna, odważna, o ekspansywnej osobowości, konsekwentna w działaniu, waleczna, budząca podziw i zachwyt, przy pierwszym spotkaniu wprawiająca w onieśmielenie, które mogła (choć nie musiała) osłabić jedynie bliższa, bardziej intymna znajomość. Opisuję teraz nie tyle Dietrich, co Bandytkę. ;) Albowiem obie były bliźniaczo podobne.
Trudno pomylić Bandit z czymkolwiek innym, nie ma drugiego tak mocarnego pachnidła stworzonego z myślą o kobietach [Incense Kamali jest uniseksem, a to jedyne porównanie, jakie przyszło mi na myśl]. Właściwie zaraz po poznaniu omawianej kompozycji pomyślałam: "rety! Kouros dla pań!" :) Ponieważ wyczułam w niej podobnego, chtonicznego, manichejsko przyziemnego ducha. I choć YSL'owskiego flejtucha nie mogłabym nosić (aczkolwiek urokliwy i zacny jest bardzo), do Bandit zapałam miłością gwałtowną.
Bo to istna perfumiarska bomba atomowa. No dosłownie: atol Bikini rozniesiony w proch. ;)
Bandit nigdy nie mógłby być skrytobójcą, nie dla niego knowania w mroku i trucizna, wylewana ukradkiem z pierścienia prosto do kielicha wroga. To zabijaka, grasujący po gościńcach rycerz-rabuś. Albo i nie rycerz. Pełen romantycznego, schillerowskiego wdzięku. Król życia.
Tyle, że jest kobietą. A to robi wielką różnicę.
W pierwszej chwili nic nie zapowiada zbliżającego się niebezpieczeństwa: ot, jakieś "babciowe" kwiatki, neroli, bergamotka, pomarańcza, ylang-ylang, cień tuberozy czy jaśminu. Jedno wielkie "phi!" i pytanie, o co tyle hałasu. Za to jakieś dwie minuty później...
Detonacja. Fala uderzeniowa, masy powietrza zmienione w wicher, kurzawa niosąca ze sobą niewyobrażalną, destrukcyjną energię oraz zabójcze promieniowanie. Postapokaliptyczny obraz zniszczeń. A mówiąc po ludzku i bez popadania w egzaltację: mocne, bezpardonowe uderzenie nut skórzanych, wzmocnionych galbanum i wetywerią. :) Zaraz za nimi kroczy paczuli, tym razem w aureoli z psychodelicznego pudru. Jeśli mamy szczęście, uda nam się wyczuć akcent wściekłej, mięsożernej róży, którą trudno znaleźć gdziekolwiek indziej. Jest jeszcze jakaś pofiołkowa benzyna [współcześnie najbardziej znana z roli w Fahrenheicie Diora :) ].
W ostatniej fazie, która ciągnie się niemal tak długo, co radioaktywne skażenie środowiska, występuje cicha, przypudrowana skóra, paczuli, lekka smuga wetywerii a wszystkie zdominowane przez wyciszający, statyczny mech dębowy. Dzięki niemu kompozycja nabiera stoicyzmu oraz pozwala noszącej ją osobie wrócić do równowagi. Staje się spokojna, zadumana; po budzącym grozę lub respekt akcie agresji odseparowuje się nawet sama od siebie. Oto świat, w którym człowiek nie jest już Panem. Strefa zamknięta, skażona; skansen, po którym nie sposób poruszać się bez podręcznego licznika Geigera. Klimat współczesnego Czarnobyla i okolic.
Podobno sam Guy Robert powiedział o Bandit, iż jest "piękny, ale brutalny". Dla mnie, w tym konkretnym przypadku, pozostaje piękny pomimo tego, że brutalny; a może nawet piękny, bo brutalny. Tak czy inaczej, porywający. Ot, ludzka natura: zachwycać się siłą, która nas morduje. ;)
Rok produkcji i nos: (1944) 1999, (Germaine Cellier) Delphine Lebeau
Przeznaczenie: zapach teoretycznie damski, ale spokojnie może być używany przez obie płcie [skojarzenie z Kourosem do czegoś zobowiązuje! ;) ]. Radziłabym uważać z "dzienną" aplikacją - nieprzeciętny sillage; ale wystarczy umiejętnie dozować ilość pachnidła, nie trzeba zupełnie rezygnować z noszenia.
Trwałość: ponad czternaście godzin
Grupa olfaktoryczna: szyprowo-skórzana
Skład:
Nuta głowy: pomarańcza, bergamotka, ylang-ylang, neroli, galbanum
Nuta serca: tuberoza, jaśmin, róża, fiołek, skóra
Nuta bazy: mech dębowy, paczuli, wetyweria, piżmo, cywet
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.lastfm.pl/group/Klasyka+Rocka/forum/129331/_/572793/9
2. http://www.basenotes.net/threads/245423-SotD-Monday-8th-of-February
zachęcam do większej ilości recenzji zapachów teoretycznie męskich :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, radigy
Witaj.
OdpowiedzUsuńAle przecież zajmuję się nimi! czasem. :) Po prostu wychodzę z założenie, że jeśli kobiecie naprawdę spodobają się jakieś perfumy stojące po "złej" stronie perfumerii, to kiedy się przemoże i zacznie używać, bez negatywnych interakcji skóry czy otoczenia, to to już raczej się nie zmieni. Z Wami jest trochę gorzej; bardziej oporny materiał. ;) Choć właściwie.. w ramach promocji blogowego równouprawnienia... ;)
Czekałam na brutala ze spluwą w garści a doczekałam się eleganta z wiatrówką ;) na mnie Bandit jest straszliwie podobny do Silences , tylko łagodniejszy . Być może jego wytrawność , duża jak na damski zapach ówczesny , była rewolucyjna w momencie powstania , ale poza tym wg mnie jest łatwiejszy do noszenia niż taka Mitsouko na przykład...
OdpowiedzUsuńMotyla noga! ;) Zabawne, że kiedyś myślałam, że to moja skóra uspokaja wszelkie "demoniczne" zapachy. Gdzie mnie tam mierzyć się z Tobą! ;))
OdpowiedzUsuńJeśli łatwość przyjmujemy za główną kategorię "przydatności" zapachu, zdecydowanie wolałabym Mitsouko; ot, co człowiek to inne wrażenia [banał dekady, wiem. :) ].
Może mój nos uległ zblazowaniu ;)bo ciągle czekam na coś , co mnie powali , a tu nic , nawet Musk Ravageur nie zrobił na mnie wrażenia - owszem lekko ciepło fizjologiczny na początku , a potem piżmak - prawda że bardzo ładny , ale cóż , tylko piżmak ;) chyba mam za duże wymagania :P
OdpowiedzUsuń