Niedawno wpadł w moje ręce jeden z zeszłorocznych numerów Newsweeka; konkretnie 44/2010, opatrzony datą 31 października. Szczególnie zainteresował mnie artykuł (a raczej wywiad) o tytule, który bezczelnie wypożyczyłam i który teraz możecie przeczytać powyżej. :)
Z rozmowy z psychologiem, profesorem Wiesławem Łukaszewskim możemy dowiedzieć się, między innymi, jak „piękna twarz, zgrabne ciało i luksusowe rzeczy pomagają odpędzić myśli o śmierci”. Nas zaciekawić może zwłaszcza druga część wywiadu, w której profesor prezentuje wyniki swoich badań samopoczucia klientów (oraz osób „tylko” odwiedzających) luksusowych perfumerii.
Więcej szczegółów TUTAJ.
A teraz wrażenia: pierwszą myślą, która zakołatała w mojej czaszce było niedowierzanie i zastanowienie, na ile tego typu badania mogą być wiarygodne. [To wersja oficjalna; faktycznie na samym początku pomyślałam: „najwyraźniej kupuję za mało perfum!” ;) ] Jednak po chwili naszły mnie wątpliwości: w końcu czyż nie poprawia nam się humor za każdym razem, gdy po raz pierwszy używamy nowych, świeżo nabytych perfum? Czyż nie uśmiechamy się na myśl, że nareszcie dany zapach jest już „nasz”? Czy zwykłe próbki nie poprawiają nam samopoczucia? Czyż nie używamy perfum jako masek, tarcz, feromonów, pryzmatów naszych nadziei i lęków?
I w końcu: czy wszelkie „próżne” hobby, perfumowe, kosmetykowe, modowe (np. szafiarskie) nie jest jedynie odtrutką na naszą trudną rzeczywistość, na nienormalny i niezdrowy tryb życia, na zbyt wysokie wymagania otoczenia, na problemy, które w gruncie rzeczy nas przerastają? Czy kilkadziesiąt tysięcy użytkowników portalu Wizaż.pl [oraz dalsze miliony bez konta nań] to w istocie grupa przygnębionych, zdołowanych, albo i wpadłych w depresję osób, które starają się jedynie ratować przed przytłaczającym światem resztkę godności oraz dobrego samopoczucia?
Ech, kolejny temat do przemyśleń…
___
Dziś noszę Ambre Noir marki Sonoma Scent Studio.
Raz dwa trzy...
OdpowiedzUsuńTo była próba. Upisałam się jak debil i komentarz mi wcięło. Spróbuję raz jeszcze, ale replaye zwykle nie wychodzą...
OdpowiedzUsuń---------------
A czy nie usmiechamy się przygotowują rano smaczna kawę, zamiast lury, słuchając dobrej muzyki, zakładając ładną bieliznę czy koszulkę ulubionej kapeli? Czy nie poprawia nam samopoczucia zakup i lektura dobrej książki, bilet na koncert artysty, którego zawsze chcieliśmy zobaczyć, spacer po lesie czy wreszcie kawał domowego ciasta?
Czy pasje i drobne przyjemności są odtrutką na rzeczywistość, czy raczej owej rzeczywistości częścią? Bo to przecież w znacznej mierze my decydujemy o tym, jaki bedzie nasz świat i jakie miejsce w nim zajmiemy. W tych samych realiach jedna osoba będzie potrafiła żyć tak, by być spełnioną i szczęśliwą, a inna będzie gnuśnieć w marazmie i samoudręczaniu.
I wreszcie w kwestii masek. Moim zdaniem nie tylko perfumy, ale i strój, sposób mówienia, używane przedmioty i gadgety - wszystko to jest formą autokreacji. To od nas zależy, czy będziemy używali ich jako maski, czy będą sposobem wyrażenia siebie, tego, jacy jesteśmy. Ja wolę druga opcję, choć przyznaję, cze czasem, szczególnie w kwestiach służbowych, maska jest przydatna. Ale perfumy jej dla nas nie "zrobią". :)
Mam taki trik: przed publikacją dłuższego komentarza zaznaczam go i klikam w "kopiuj". Przydatna rzecz. :)
OdpowiedzUsuń_____
Dlatego też zastanowiłam się nad metodyką podobnego badania. :) Problem polega na tym, że w świadomości "ogółu"perfumy są uważane za dobra luksusowe, a nawet Bardzo Luksusowe. Zupełnie, jakby jaśmin w dalszym ciągu pochodził tylko z Grasse i nadal ścinano go ręcznie. ;) Dlatego też naukowiec postanowił przyjąć taki, a nie inny wyznacznik komfortu, jak przypuszczam. Albo po prostu starannie wycyrklował grupę testową, coby mu pod tezę podeszła. ;>
Jasne, że wszystko, o czym piszesz poprawia nam humor, bądź "tylko" jeszcze bardziej ugruntowuje dobry. Tylko weź proszę pod uwagę fakt, że dla Ciebie, dla mnie, dla bodaj większości czytelników naszych blogów perfumy to zwyczajny produkt, środek do osiągnięcia celu (otoczenia się mniej lub bardziej efektownym zapachem, zawładnięcia nim czy zarządzania, czegoś jeszcze innego). Jak myślisz, ilu hobbystów załapało się na test? Podejrzewam, że niezbyt wielu. Dla większości perfumy to wielkie "łaał!".
Drugi akapit - pełna zgoda. Tylko od nas zależy, czy ciekawy kształt chmur albo dowcipne zestawienie dwóch billboardów zdołają wywołać uśmiechy na naszych twarzach.
Perfumy nie zrobią za nas wszystkiego, ale potrafią pomóc. O ile wiemy, jak. A przynajmniej pomagają mnie (placebo to też pomoc, prawda? ;) ). No i sama przyznajesz, że służą Ci do czegoś pragmatycznego [czyli do podkreślenia: "uwaga! zbliża się Klaudia H.!" ;) ]. Rzeczywiście, znacznie lepiej jest włazić we własne klimaty, niż cudze. Bezpieczniej, bo swojsko.
_____
Co nie zmienia faktu, że pierwsze z testowych słówek bez namysłu uzupełniłam jako "karawan". ;) Po prostu stwierdzam, że "COŚ" w tym jest. A odpowiedź "co dokładnie" i "ile" to już druga kwestia.
To ja dziwna jestem, bo mnie od razu na myśl przyszedł karaluch. I grzanka. :DDD
OdpowiedzUsuńA perfumy... Perfumy to dla mnie jest "łał!", a nawet łaaaał!". Podobnie jak muzyka - tez czasem wyć mi się chce z zachwytu, szczęścia i przejęcia, że mogę czego tak pięknego słuchać.
I wiele innych rzeczy jest dla mnie ważniejszych, niż statystycznie powinno. Bo ja narwana jestem i wszystko przezywam potrójnie. ;)))
Z perfumemi jest tak, jak z każda sztuką. jedni chodzą do teatru czy galerii "bo wypada", "bo elegancko", "bo trzeba mieć kontakt z wyższą kulturą", a inni dlatego, że lubią. Którzy są lepszymi odbiorcami sztuki?
No bo popatrz: czy perfumy w siermiężnym atomizerku, czyli tak zwane odlewki - wciąż są luksusowe? Czy to nie jest przypadkiem tak, że większe wrażenie na ludziach zrobi Szanel, niż Gutal?
I nie, perfumy nie służą mi jako "straż przednia". Nie wiem, jak to napisać... Nie potrzebuję wzmacniaczy charakteru. :)))
Ciuchy, perfumy, muzyka... To wszystko wybiera się samo. Nie jest kreacją, lecz odpryskiem osobowości. Tak ja to widzę. Najmocniejsze perfumy nie zrobią za ciebie (w senie za kogokolwiek) wrażenia na ludziach. Widziałam (czułam?) już mimrały w kadzidłach i tygrysice w owocowych słodziakach. Na charakternej babie owocowy słodziak będzie odbierany jako energetyczny i podstępnie uwodzicielski, na miernej klusce kadzidło będzie jakimś tam dymkiem.
Człowiek jest miarą wszech rzeczy. O! To przybiłam pointę dechą. :DDD
Pisząc o "większości" i "ogóle" miałam na myśli nie tyle ludzi, na których Gutal, choćby stanęła na rzęsach, nigdy nie zrobi ułamka wrażenia Szanel, ale kogoś jeszcze innego. Tych wszystkich, dla których szczytem Klasy i Wyrafinowania jest Avon tudzież Oriflame, a te wszystkie Szanele, Diory i inne Dolczegabany są snobizmem, na który stać może pół promila społeczeństwa. ;) [ostatnie słowa to dokładny cytat z pewnej znajomej] Ludzi, którym FM rzeczywiście robi godną pokojowego Nobla charytatywną przysługę, sprzedając "orginalne perfumki" bez metek. Pamiętam, że aż mnie zatkało, kiedy mi uzmysłowiono, jak liczna jest to grupa. Ostatnimi czasy jakby powoli maleje, ale nadal ma dużo do gadania.
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście dochodzi, wspomniana przez Ciebie, grupa faktycznych snobów, którzy robią coś bez przyjemności, za to systematycznie "bo wypada". I w efekcie mit Towaru Hiper Super Prestiżowego nadal jest podtrzymywany. Dwa tysiące procent przekonnia o najwyższym luksusie, kilka procent faktycznej przyjemności czerpanej z kontaktu ze sztuką, taką czy inną.
Bo tak być powinno. Ale, sama przyznaj, nie zawsze jest. Niekoniecznie wzmacniacze, wolę określenie "podkreślacze". ;) Co do reszty - na pewno. Problem w tym, że każdy człwiek ma wiele twarzy, każdy może mieć gorszy nastrój, a co zrobić, kedy okoliczności wymagają od niej/nniego imażu wojownika (na przykład)? Takie sytuacje mmiałam na myśli i w takich perfumy mogą mi pomóc. Cały sekret polega na tym, by umieć odnaleźć ten jeden, specyficzny, typowo "swój" entourage.
A przybijaj czym chcesz! ;))