środa, 30 marca 2011

Jedność nie-przeciwieństw

Ostatnio miewam dość dziwne problemy. :) Zastanawiam się, na przykład, nad definicją wulgarności. A więc czy jest to chamstwo, gruboskórność, ordynarność połączona z tępym samozadowoleniem? Jeśli tak, to temat uważam za zamknięty. Ale czy to jedyny możliwy sposób opisywania wulgarności? I jeśli dla każdego ów termin oznacza co innego?
Gdzie leży granica między dosadnością a wulgarnością? Między wulgarnością a werbalną przemocą? Czy nie jest przypadkiem tak, iż dla każdego przebiega w innym miejscu, a do tego jest bardzo cienka? Czy w dzisiejszych czasach [czemu akurat dzisiejszych, przeczytacie TU] nie jest łatwo zupełnie nieświadomie, bez cienia złych intencji, ubliżyć komuś?
Coś w tym musi być, co zresztą widać nawet na przykładzie świata perfum. Imaginujcie sobie: przy wielu niezbyt pochlebnych recenzjach Black Aoud od Pierre'a Montale jakoś nie odnajduję w nim nawet cienia wulgarności. Siłę, rogaty charakter, może nawet potęgę - owszem, tak; ale nie prostacką dosadność. Z drugiej strony obelżywe wydaje mi się stosowanie ukochanych przez tłumy świeżaczków, z niemożliwie ordynarnymi Light Blue D&G czy J'Adore Diora na czele. A przecież wspomniane kompozycje uznawane są za lekkie i miłe dla otoczenia!
Więc nie podejrzewam o pomyłkę ani siebie, ani miłośników Jasnoniebieskiego (który przecież "obiektywnie" jest ciekawą i dość niesztampową mieszaniną). Najwyraźniej mamy odmienną wrażliwość, zmysł estetyczny czy podejście do perfumowania ciała; to wszystko. N-no, może jeszcze charakter. ;)
Co w niczym nie zmienia faktu, że moje rozmyślania nie mają zamiaru zbliżyć się do szczęśliwego finału. Nadal nie bardzo rozumiem, czym jest (a czym nie jest) wulgarność.

Jak zwykle rozpędziłam się w przeciwnym kierunku. ;) Chciałam tylko napisać, iż rzeczony Black Aoud wedle mojego powonienia wcale nie jest wulgarny, gruboskórny czy zły. Wcale-to-a-wcale! :) Jest wyrazisty. Nieco mroczny. Urokliwy.


Lecz nigdy niewybredny w sposób koszarowo-prostacki. Choćby dlatego, że neopoganie raczej nie pozwalają się skoszarować. ;)

Black Aoud jest aromatem silnym, przemożnym, tytanicznym. Trudnym do zapomnienia oraz łatwym do pokochania. Traktującym romantyczno-ckliwe banialuki ze zdrowym dystansem a także z pobłażliwym uśmiechem odnoszący się do egzaltowanych tlenionych/czernionych pannic i ich odzianych w dresy, hm.. kawalerów. Kolejny drapieżny wampir z mojej kolekcji. :)
Jednocześnie gęsty i mroczny, świetlisty i przewiewny, niebezpiecznie pogrywający z Absolutem. A do tego poetyczny. Wpędza mnie cholernik w bajroniczne klimaty. ;)
I dobrze; wolę permanentny romantyczny bunt od smęcącego fantasty, Wertera.

Wiem nawet, skąd mogą brać się opowieści jarmarcznym charakterze omawianego pachnidła: w końcu niełatwo strawić wielogodzinne, conocne zmaganie aniołów z demonami; do tego równie celowe, co niekończące się turlanki Prometeusza. Toczoną w całkowitych ciemnościach walkę między twardym, ekspansywnym agarem oraz czarną, silną i zdeterminowaną różą. Do tego mamy i trzeciego bohatera; pierwotnie sędziego, dziś odrębną stronę w konflikcie, czyli złote, półpłynne i cielesne labdanum. A wszystko stanowcze do granic fanatyzmu; poetyckiej zadumy i subtelności starych koronek nie stwierdza się. Więc co tu kochać?


Odpowiem przekornie: poetycką zadumę i subtelność starych koronek. :) Tyle, że rozumiane nieco opacznie; zaduma jest bardziej baudelairowska, zaś pożółkłe koronki szczodrze posypano arszenikowym pudrem. Klimaty odległe od fałszywej, wystudiowanej subtelności. Oraz dowód na to, że [co niektórym wydaje się nieprawdopodobne ;) ] istnieje gorący seks bez ataków na godność osobistą partnera. Ale ja nie o tym...
Dygresja: zauważyliście, jak często trudno utrzymać w ryzach pisaninę o perfumach, o sztuce w ogóle? Jak bardzo rozłazi się na wszystkie strony, zahacza o wszelkie możliwe tematy? Jak bardzo analiza dzieła sztuki potrafi być interdyscyplinarna? Koniec dygresji. ;)

Oud, bordowa róża, labdanum - w takiej kolejności wychwytuję głównych graczy kompozycji. Splecionych ze sobą tak mocno, że z czasem coraz trudniej określić ich granice. Co więcej, labdanum pojawia się i znika gwałtownie, acz niezauważalnie; dlatego zwykło się przyglądać jedynie dwóm pierwszym nutom, i tak najsilniejszym, najbardziej niezależnym. A przecież marniejącym bez drugiego składnika! Taka para, co ani z sobą, ani bez siebie żyć nie może. :)
Cała reszta - mandarynka, paczuli, piżmo - jest tylko tłem, niezbędnym, ale ukrytym, cichym, nad wyraz dyskretnym.
Nie wiem o nich nic zgoła. Nie wiem, kiedy się pojawiają, jak wyglądają ani kiedy odchodzą. Zwyczajnie ich nie zauważam, zaabsorbowana grą mrocznej róży z osiłkowatym agarem. Nie ma w niej wiele romantyzmu, ale też ze świecą szukać agresji, pornofantazji czy (nawet symulowanej) niezgody któregokolwiek z partnerów.
Ano tak, partnerów. Bo przy całej pierwotnej gwałtowności pachnidła jego dwa główne składniki okazują się doskonale dopasowane, idealnie zbilansowane, równie temperamentne. Zwijające się w jedność, niekoniecznie przeciwieństw. Naprawdę równe sobie. I doskonale tego świadome.
Kto powiedział, że "ciemne" koniecznie musi równać się "złemu"?

Dyskretna dosłowność Black Aoud mnie nie odrzuca. Przeciwnie, doceniam ją i cieszę z faktu, że zawitała do mojego olfaktorycznego uniwersum. Stała się miłą niespodzianką po rozczarowująco gładkim Rose Aoud od M. Micallef.
Czuję, że umili mi niejeden dzień. :)


Rok produkcji i nos: 2006, Pierre Montale

Przeznaczenie: kapitalnie skrojony uniseks; bogaty, ciężkawy, o znacznej emanacji. Wieczorową porą bezpieczny, w dzień - tylko dla wrednych osobowości. ;)

Trwałość: ponad szesnaście godzin

Skład:

róża, oud, piżmo, mandarynka, paczuli, labdanum
___
Dziś noszę Santalum marki Pro Fumum Roma.

P.S.
Dwie pierwsze ilustracje to
Opactwo w dąbrowie pędzla Caspara Davida Friedricha oraz Orfeusz autorstwa Gustava Moreau. Obie pochodzą z czeluści mojego twardego dysku.

12 komentarzy:

  1. Obelżywe używanie świeżaków? Noż pojechałaś...

    Jeśli miałabym definiować wulgarnośc, to najbliżej jej do przaśności, z tym że o ile przaśnośc ma swój urok, wulgarność jest posunięta o krok dalej i raczej pejoratywna.
    Wulgarności w perfumach nie rozwazam nawet, bo jak dla mnie, wulgarne są tylko tak zwane zapachy alternatywne. Jawne podróby to przestępstwo. Perfumy wulgarne nie są, nawet jeśli lubi je cała fura ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. I co poradzić na to, że tak odbieram świeże świeżaki? ;)

    Przaśność ma swój urok; w życiu nie powiedziałabym, że np. "Konopielka" jest wulgarna, choć dosadności w niej nie brak. No i ta niemożność zdefiniowania, tysiąc procent subiektywizmu i względności, z różnych powodów zaprząta ostatnio moją mózgownicę.
    No właśnie; jak "obczaić" wulgarność w perfumiarstwie? W ogóle da się (poza podróbami właśnie)? Moim zdaniem to chyba niemożliwe, co nie zmienia faktu, że niektore zapachy można odebrać jako wyjątkowo toporne i gruboskórne (świeżyneczki i świeże słodziaczki na przykład ;> ). I zaprawdę, nie chodzi tu o popularność danej kompozycji; gdyby tak było, powinnam z całego serca nienawidzić Angela, Opium, Lolit Lempickich... A im ordynarności zarzucić nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany, ale recenzja! Jednym tchem przeczytałam! No i nie powiem, żebyś mi przyjemności nie sprawiła swoją opinią, bo lubię Black Aoud nad wyraz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki! Podejrzewałam, że przegięłam z gadulstwem i grafomaństwem. :) Pamiętam Twoją recenzję. Co więcej, podczas szukania w necie informacji w BA jednym z pierwszych wyników okazały się Wizażowe wspólne zakupy DominkiB. :) Więc pisząc i tak miałam Cię w głowie. :) Z tyłu i cichutko, ale tam byłaś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem schizofrenicznym głosem :D

    "...przegięłam z gadulstwem i grafomaństwem..." pffff... Kobieto! Ty masz dar niesamowity! Że tak zapytam niedyskretnie, czy piszesz jeszcze coś innego niż tego bloga?

    OdpowiedzUsuń
  6. Cichym, więc jak głosem? :) Co do schizy... napiszę, kiedy ci z tyłu, za moimi plecami, pójdą napisać na mnie raport. ;)
    Pytać zawsze można. ;) Ale pisanie mam w planach, tylko okoliczności sprawiają, że zabieram się do tego, jak pies do jeża. Klub niespełnionych pisarzy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. To i ja do klubu niespełnionych pisarzy się zapisuję :/ i wcale, ale to wcale nie jestem z tego dumna, bo spełnienie dużo przyjemniejszym bywa ;)
    Co do bohatera dzisiejszej opowieści - zakochałam się w nim lat temu kilka, kiedy to podróżując sobie tu i ówdzie, w pewnym pięknym miasteczku wypełnionym najczęściej oparami palonego cannabis cannabis, w ogromnej perfumerii stanęłam przed półką szczelnie wypełnioną topornymi flakonikami Montale i z uporem maniaka wąchałam dosłownie wszystkie Aoudy. I to właśnie ten czarny powalił mnie na kolana :) A Lime Aoud... rozbawił :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No właśnie. A pomysły nie są wieczne, kompozycja siada, dialogi się zacierają... Ech! Bierzmy cztery litery w troki i do roboty! :)
    Dominikana przypadkiem? ;) Santo Domingo? Przynajmniej było Ci miło; nierealnie, ale miło (biernych palaczy też to dotyczy :) ).
    Toś się nawąchała. :) Lime Aoud nie znam - ale sam pomysł wydaje się nieco, hm.. perwersyjny. Aoud Red Flowers jest ciekawe, pluszowy agar. ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. A właśnie że Amsterdam ;) To tam zakupiłam swojego pierwszego Durbano (oczywiście Turmalina) ;) I nawąchałam się za wszystkie czasy :)

    Moje pomysły... kiedyś mi się podobały, dziś mniej. Mam kilka rzeczy zaczętych, o kilku już nawet zapomniałam. Dupę w troki staram się zebrać, ale ona jakaś taka nieposłuszna ;) No nic, zostaje nam wzajemne wspieranie się :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kombinowałam z sąsiedztwem z Haiti... ;) Choć nie wiem, jak tam Montale i inne niszaki stoją. :/ Czyli mit "miasta wolności" nadal żywy?

    Też tak mam. Ale boję się, że wywietrzeją, zanim zrobię z nimi cokolwiek. Zakładamy kółko motywatorek!
    [po miesiącu:
    - To może byśmy wreszcie zaczęły coś pisać?
    - Noo, można by...
    Dwa miesiące później:
    - Piszmy wreszcie, choć jeden rozdział, na rozgrzewkę.
    - Dobrze, piszmy.
    Pół roku później:
    - Piszesz?
    - A ty?
    - Ja też nie.] ;))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Na mojej męskiej skórze czuję wciąż różę, która po dość krótkim czasie kwaśnieje, co mi w tym zapachu przeszkadzało. Trwałość kilkunastogodzinna, jednak odczuwam brak mocy, zapach raczej bliskoskórny i ciężko-oleisty, w powietrzu roztaczam mgiełkę różanego mydła, a sedno zapachu czuć tylko blisko skóry.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapomniałem dodać, że gdy pachę Black Aoud, to kobiety patrzą mi głęboko w oczy;-) Są chyba zaskoczone, że facet pachnie różami????

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )