sobota, 12 marca 2011

Wyższa filozofia w praktyce

Mańka nigdy nie czyściła kibla w rękawiczkach. W rękawiczkach to na bal chodzić, a nie dom czyścić. Wkładała więc wypalone detergentami dłonie po łokieć do rury i energicznie szorowała brązowe osady. Brud wpinał się pod paznokcie i robił bolesne zadziory. (...)
Czyszczenie klozetu to symbol racjonalności, zwykłej normalności. W życiu gospodyni domowej takich zabiegów jest wiele. Najczęściej kobiety nie zwracają na nie uwagi, zapracowane i skupione na kolejnych czynnościach. A szorowanie muszli to akt pokory wobec świata, tego co tutaj zastajemy, co zakotwicza nas w codzienności. Wywijanie druciakiem wgłąb rury to powrót do samego początku opowieści o nas samych. Bez osadu sztuczności, pozy, udawania. Źródło spokoju dostępne przede wszystkim paniom. Gospodynie domowe, nie doceniając lub nie zdając sobie sprawy, jak wiele mogą przeżyć, czyszcząc muszlę, są strażniczkami Miejskiej Mądrości. Gdyby tylko dowiedzieli się o tym pseudonatchnieni pisarze, natychmiast opisaliby to w swoim kolejnym bestsellerze. Na szczęście tajemna wiedza przekazywana jest matrylinearnie. Wielki sekret z babci na matkę i z matki na córkę: "Czyść mieszkanie swe, a nie zapomnij o sraczu". Bo mądre kobiety wiedzą, że pozorny dół łańcucha znaczeń w rodzinie to tak naprawdę realna władza nad częściami codzienności. A od tej nikt nie jest w stanie uciec. Tylko doskonały plan okiełznania pozornie banalnych czynności prowadzi do szczęśliwego życia.

Sylwia Chutnik, Kieszonkowy atlas kobiet, Kraków 2009, s.27-29.

Tej recenzji miało nie być; w końcu i łatwo, i ryzykownie zjeżdżać perfumy ukochane przez tłumy istne. Jednak zostałam o nią poproszona ["jakkolwiek, może być nawet szczerze, byle się pojawiła" ;) ]. Więc będzie szczerze. Dla Ciebie, Rysiu. :*

Właściwie nie będzie to recenzja; trudno o merytoryczną ocenę czegoś, czego od lat nie byłam w stanie zaaplikować na skórę na czas dłuższy, niż półtorej godziny i czegoś, co dla mnie tak dalece... antypachnie. J'Adore sygnowane nazwiskiem Christiana Diora.


O ile zapach znany z blottera, czyli świeże, leciuteńkie, transparentne kwiatki z owockami, w ostateczności (zimą) jestem w stanie znieść, to J'Adore w połączeniu z ludzką - czyjąkolwiek, a moją w szczególności - skórą dosłownie zatyka wiedźmi układ oddechowy; a i trawienny również.
Od początku do końca wyczuwam płyn do mycia naczyń, niezależnie od rodzaju pachnidła. Właściwie to koncentrat rzeczonego detergentu, a konkretniej: koncentrat koncentratu koncentratu. ;) Taki, co go można ciąć nożem na kawałki. Choć po prawdzie stężenie bywa zmienne.

Z rosnącym zdumieniem czytam opinie o kompozycji (?) na Wizażu, choć nieliczne Basenotes'owe konstatacje o podobieństwie Żador do szamponu do włosów wydają się dziwnie znajome.. ;) Jaki "duszący jaśminem", jakie kwiaty w ogóle, jaka zmysłowość? Teksty promocyjne natomiast śmieszą mnie tak dalece, iż stały się bezpośrednią inspiracją do zaczerpnięcia cytatu z Kieszonkowego Chutnik.
"(...) powrót do kobiecości, wrażliwości, zmysłowości, uczuć i kreatywności. Połączenie nowoczesności i tradycji. Świeżości i kwiatowego odurzenia"? Może faktycznie; o ile rozumiemy je tak, jak w otwierającym notkę cytacie. ;> W końcu do detergentów również dodawane są substancje zapachowe. ;)

Wybaczcie, nie umiem inaczej. J'Adore, choć z pewnością może się podobać, dla mnie pozostaje jednym z najgorszych pachnideł wszechczasów.
Za to niejako "na osłodę" dodam, iż kampania reklamowa od lat utrzymywana jest na niezmiennie wysokim poziomie, zaś flakon - to najczystsza Sztuka. :) Pusty i wysterylizowany chciałabym mieć w kolekcji. Dla samej przyjemności patrzenia nań i obracania go w dłoniach. Piękny...


Rok produkcji i nos(y): 1999, Calice Asancheyev-Becker [edp] oraz François Demachy [edt]

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o kobietach... i na tym poprzestanę. ;)

Trwałość: dobra; woda perfumowana utrzymuje się na skórze do ośmiu godzin [z tego, co pamiętam ;) ], toaletowa zaś - do sześciu

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-owocowa

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, melon, brzoskwinia, gruszka, mandarynka, magnolia
Nuta serca: śliwka, frezja, konwalia, tuberoza, jaśmin, fiołek, róża, orchidea
Nuta bazy: drewno cedrowe, drewno sandałowe, wanilia, piżmo
___
Dziś noszę Hypnotic Poison Eau Sensuelle i Hypnotic Poison Elixir tego samego producenta.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.bazarek.pl/produkt/1655096/ro-2-plyn-do-mycia-naczyn-abs-plus.html

9 komentarzy:

  1. Dziękuję. W końcu. ;) Nawet za szczerość bolesną. :)
    Rysia

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha, Aniele zrobiłaś mi sobotę ;D;D Wypasiona recka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam, że kiedyś dawno J'adore mi się podobał, ale w ogóle nie pamiętam tego zapachu. Wiem tylko, że od kiedy poznałam lek o nazwie bioparox, to już mi się j'adore przestał podobać, bo tylko mi się z tym wstrętnym sprejem do gardła kojarzył :)

    A tak przy okazji to Cię otagowałam u się ;)
    http://pachnaceblogowanie.blogspot.com/2011/03/sunshine-award.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Rysiu - nie ma sprawy i zawsze do usług. :)

    Skarbu - zatem bardzo się cieszę, że pisanina powyższa przypadła Ci do gustu. Każdy powód do uśmiechu jest dobry, prawda? :)

    Dominiko - też kiedyś podobało mi się wiele zapachów.. dziwnych. ;) A potem szczęśliwie weszłam w temat głębiej i nabrałam wprawy w wąchaniu, bo o nią chyba chodzi. Ale kompletnie nie mam pamięci do nazw leków.. Konkludując: może to lepiej, że dziś nie pamiętasz. ;)
    Cóż, dzięki! :) Zaraz odpiszę u Cię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Buahaha! Ale dałaś czadu! Uwielbiam takie recenzje. pasjami po prostu. :)))
    I wcale nie będę bronić. Bo dla mnie Żadorek to mniej niż odorek. To jest nic. Wielkie NIC. Zero oryginalności, zero charakteru. Ot... Zero.

    OdpowiedzUsuń
  6. To postaram się zjeżdżać częściej. Drżyjcie Sephory i Douglasy, płaczcie konsultantki Avonu i Oriflame! ;))
    Ano nic. Wołanie w próżnię.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie w próżnię. Ja tu jestem. :)
    I czekam. :ppp

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie, że w próżnię, czyli do nikogo, tylko w próżnię, bo takie z Żador nic. :) Nie zrozumiałyśmy się.
    Black Afgano jest do dupy, Avignon to gówno, Like This jest żałosne, a French Lover cuchnie. ;P I na tym moja inwencja się wyczerpała (a nos wydłużył tak, że właśnie muskam nim monitor ;) ). Może być?? ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. A pewnie, że gówno, że żałosne i że cuchnie. Nie to, co Żadorek, który jest wspaniały, seksowny i wzniosły zarazem, romantyczny i wyzwolony, bogaty i jaki tam jeszcze. No, sama wiesz. Cót nat códami. :ppp

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )