wtorek, 22 marca 2011

Wiosna, panie sierżancie!

I Wy, cała reszto, też. :) Świat powoli budzi się do życia, na drzewa wraca zieleń. Na podgórskich krzewach bzu powoli zaczynają formować się listki. Już wkrótce, już za kilka tygodni...



W oczekiwaniu na powódź purpurowego kwiecia raczę się jego aromatem, zamkniętym w fiołkowej barwy flakoniku: Pur Désir de Lilas marki Yves Rocher.

Niewiele jest do napisania, bo i perfumy mało skomplikowane; ot, miłe, niezbyt banalne pachnidełko służące do przywoływania uśmiechu na ludzkie twarze. Nic wielkiego.
Czyżby?

A na ile wycenilibyście własne dobre samopoczucie? Uśmiech swój i swoich bliskich? Tak tylko pytam. ;)
Chodzi mi o pokazanie, że woda z grupy jednonutowych nie zawsze musi zasługiwać na mniejszą uwagę. Nawet, jeśli z kapci nas nie wyrywa, nie zmienia we władców wszechświata ni... majtek nie zdziera. ;> Teoretycznie nudne dzieło, nie zasługujące nawet na miano "kompozycji", potrafi nieźle namieszać, a przynajmniej pomóc.

Pur Désir de Lilas to od początku do końca zapach bzu: kwiatów, liści, drewna, soków. W pierwszej chwili żywy, zielony, soczysty i ozonowy, z czasem przeistacza się w ulotną i trudną do opisania słowami woń kwiatów, by zakończyć żywot jako delikatnie pudrowe, pastelowe kwiatki. Zasuszone w pamiętniczku przedwojennej pensjonarki, by pomagały przywołać wspomnienie późnowiosennych pikników z koleżankami, wakacyjnych swawoli na harcerskim szlaku i tego miłego chłopca z letniska, które co roku odwiedza rodzina naszej bohaterki. :)
Więc jest uroczo, przyjemnie, może nieco staroświecko, ale w ten najmilszy ze wszystkich sposobów. :) Mamy bajkę, Awanturę o Basię czy inne Szaleństwa panny Ewy, a nie powieść okrutnego naturalisty. Twardy rdzeń, który nie zmienia się mimo upływu lat; silne, zuchwałe w swej prostocie, wiecznie żywe pozytywne uczucia, emocje, nadzieje.



Cóż jeszcze można napisać o woni bzu? Owszem, jest jednowymiarowa, przewidywalna, lekka i odświeżająca; wyzuta z silnych wrażeń, banalna, może nawet nudna. Tak - to wszystko prawda.
Lecz prawdą jest i Twój, mój, Wasz i nasz uśmiech, chwile ulotnej beztroski, momenty, w których psotne dziecko ukryte wewnątrz każdego z nas ma szansę "wypłynąć na powierzchnię" i ujawnić, iż mimo wszystko, mimo kłopotów natury wszelakiej, mimo chamstwa, zdrad, złośliwości czy co nas jeszcze w życiu codziennym spotyka, ono - to dziecko - jeszcze nie umarło. Ma się raz lepiej, raz gorzej, ale wciąż tkwi w każdym z nas. Nawet, jeśli nikt z naszych przyjaciół/współpracowników/rodziny nie śmie nas o nie podejrzewać.

Dlatego, jeśli zapragniecie zatrzymać ulotną woń wiosny albo przenieść się na moment z powrotem w krainę dzieciństwa, sięgnijcie po zapachy jednonutowe. I nie musi to być wcale rocherowski Bez, trzeba szukać i eksperymentować osobiście. Cofnąć się wstecz, poszperać w zakamarkach pamięci, przypomnieć sobie wszystkie dawno przebrzmiałe wonie i - zacząć poszukiwania w perfumeriach.
Tylko pośpieszcie się, dzieciństwo Wam mija! :)


Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: zapach o dość znacznej emanacji, raczej dzienny [choć to pobieżna rekomendacja]. Teoretycznie skierowany do kobiet, ale... ;)

Trwałość: od pięciu do ok. dziewięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowa

Skład:

bez
___
Aktualnie noszę to, o czym powyżej [wcześniej była Ambre Gris od Balmain].

Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://picasaweb.google.com/lh/photo/KsE-Y6Tr8fdqIeEYuTaCFA
2. http://picasaweb.google.com/lh/photo/3ru6iqmR7cC2QYnC87qBhg

8 komentarzy:

  1. Wpadłam w ten zapach po uszy jeszcze na studiach (mniej więcej dekadę temu... ale ten czas leci!) i do tej pory uważam, że to najpiękniejszy kwiatowy zapach, jaki znam... A wszystko przez skojarzenia i wspomnienia - właśnie z dzieciństwa :) Cieszę się, że o nim napisałaś :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedźmo, mam podobnie :)))
    Banana od ucha do ucha :) I radosne poczucie, że już za chwileczkę, już za momencik... ;)
    Wiosna!

    OdpowiedzUsuń
  3. Aileen - on w sobie "coś" ma, prawda? :) Taki czysty, ortodoksyjny bez a ile radości! Dziękuję. :*

    Magdulenko - odwzajemniam się rogalem :) Wiesz, ja właściwie lubię zimę [ba! uwielbiam], ale tak samo, jak wiosnę, lato (byle nie grzało przesadnie) i jesień słotną. Wszystkie w swoim czasie. :)
    Dlatego się cieszę. No i bzy znów zakwitną. I konwalie, tulipany, szafirki, narcyzy... ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię bardzo ten zapach, może i nie jest skomplikowany ale wywołuje we mnie mnóstwo pozytywnych doznań i jest wyjątkowo trwały. Kiedyś zachwycałam się iwroszerową piwonią , pamiętasz może biała buteleczka zamykana różowym korem;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie. Bardzo ciekawa alternatywa dla kogoś, kto chce pachnieć "inaczej" i "jakoś", nie przepada za podróbkami[pardon! "zapachami alternatywnymi" ;P ], a nie bardzo ma środki na pachnidła z wyższej półki. To powody, dla których polubiłam Yves Rocher. :)
    Piwonie nadal mają w ofercie. Ładna... Ale nie tak, jak Bez. ;) Kiedyś mieli Różę, do której dziś mi tęskno. Wczesnonastoletniej wiedźmie bardzo przypadła do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  6. A! Flakon Piwonii jest dziś cały różowy. Trza iść z duchem czasu, no nie? [didaskalia: grrr!]

    OdpowiedzUsuń
  7. łiii ale to całkiem co innego, nei chodzi mi o serię pure desire, tylko o to:
    http://www.miniperfumeworld.com/MINIATUREN/YZ/YvesRocher_Pivoine+b_mpw.JPG

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach! Nie skojarzyłam; rzeczywiście, było (choć kojarzę raczej z Francji niż z Polski). Choć zapachu już nie pamiętam; czy bardzo był inny...?
    Widuję tę Piwonię czasem na Allegro czy Ebay'u, ale jakoś nie mam ochoty ryzykować zakupu w ciemno.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )