Zanim opowiem Wam o moim dzisiejszym zapachu pozwólcie, że głos zabierze najpierw kto inny:
"(...) Potem zrobił klika kroków naprzód, a ponieważ mniemał, że jaskinia jest pozbawiona światła, nie mógł się nadziwić, gdy ujrzał przed sobą jasną salę wykładaną marmurem z wysokimi kolumnami i wspaniałymi ozdobami na ścianach. W sali było nagromadzone tyle potraw i napoi, ile dusza zapragnie.
Stamtąd Ali Baba [ ;) ] przeszedł do drugiej sali, która była jeszcze większa i obszerniejsza od pierwszej. Były tam przedziwne sprzęty, wysadzane najrzadszymi kamieniami, których blask oślepiał i których nikt nie zdoła opisać. Leżało tam mnóstwo sztab szczerego złota oraz przeróżnych przedmiotów kowanych z czystego srebra. Denary i dirhemy leżały usypane w kupy niczym żwir czy piasek w nieprzeliczonej ilości.
Gdy Ali Baba po tej wspaniałej sali przez chwilę się rozejrzał, otwarły się przed nim jeszcze jedne drzwi. Przez nie wszedł do trzeciej sali, która była jeszcze wspanialsza i piękniejsza od poprzednich i cała wypełniona po brzegi najwykwintniejszymi tkaninami ze wszystkich krain świata. Były tam bele kosztownej delikatnej bawełny, cienkie jedwabie i wypukły złotogłów. Nie było chyba ani jednego gatunku tkanin, którego byś w tej sali nie znalazł. Pochodziły one z syryjskich równin i odległych afrykańskich krain, z Chin i doliny Indu [czyli Indusu - przyp. WzP], z Nubii i najdalszych prowincji Hindustanu.
Następnie Ali Baba przeszedł do jeszcze innej sali, pełnej drogich kamieni, która była największa i najcudowniejsza ze wszystkich. Znajdowały się tam lśniące matowym blaskiem perły i różne klejnoty, których nie można było ogarnąć wzrokiem ani przeliczyć, opalizujące hiacynty, ciemnozielone szmaragdy, blade turkusy i różnokolorowe topazy. Pereł leżały całe góry, a obok nich - przejrzyste agaty i różowe korale.
Wreszcie Ali Baba przeszedł do jeszcze jednej sali, pełnej zamorskich korzeni, kadzidła i przeróżnych wonności. I to była już ostatnia sala. Znajdowały się tam specjały najbardziej wyszukane i i najdelikatniejsze. Gorzka woń aloesu i mocny zapach piżma unosiły się w powietrzu, ambra i cynamon roztaczały najpiękniejszy aromat. Słodki zapach mirry, wody różanej i mieszanina różnych innych wonności napełniały całą salę. Jak drwa na opał leżało wszędzie drogocenne drzewo sandałowe, a zamorskie korzenie rozrzucone były niczym chrust, jakby nie miały wartości.
Ali Baba był widokiem tych wszystkich niezmierzonych skarbów oślepiony i niemal nie postradał zmysłów, a rozum jego był bezradny. Stał tak przez chwilę nieruchomo, jakby odurzony i urzeczony tym cudownym widokiem. Potem podszedł bliżej skarbów, aby im się dokładniej przyjrzeć. To brał do ręki najczarowniejszą z pereł, to wyszukiwał wśród klejnotów najdrogocenniejszy kamień, to odkładał na bok sztukę złotogłowiu, to znów ulegał pokusie i podchodził do błyszczącego złota. Zbliżał się do delikatnych i cienkich jedwabi i wchłaniał w siebie aromaty aloesu i kadzidła".
Ali Baba i czterdziestu rozbójników, cyt. za [to będzie pełny tytuł! ;) ]: Baśnie z 1001 nocy. Wg niemieckiego opracowania Enno Littmanna. Spolszczyli: Krzysztof Radziwiłł i Janina Zeltzer. Ilustracje reprodukowane ze staroindyjskich miniatur znajdujących się w państwowych zbiorach w Berlinie, Nasza Księgarnia, Warszawa 1989, s. 12-13.
Uff! Wybaczcie, proszę, ów długi cytat; nie byłam w stanie skrócić go tak, by nie uszczknąć opisowi ani krztyny czarownego klimatu. :) A teraz niech podniosą rękę do góry ci, którzy zauważyli, jak wysoko w przytoczonej wyliczance uplasowały się "perfumowe półprodukty". ;) A jak jeszcze ktoś mi ktoś powie, że Arabowie nie umieli cenić przyjemności życia, to zdzielę kindżałem przez łeb! ;)

Powyższe przytoczenie zamieściłam z kliku powodów, z których dwa najistotniejsze to niedawne pytanie Skarbka o to, jakie zapachy lubię najbardziej [wszystko, co mieści się w bezpośrednim sąsiedztwie klimatów ostatniej sali w grocie zbójców, Skarbie :) ] oraz zagajenie recenzji
Sandalo od Etro.
Baśnie z 1001 nocy były jedną z najwspanialszych lektur mojego dzieciństwa: dość wcześnie, bo wkrótce po dacie wydania, sprezentowano mi zanotowane wcześniej dzieło. Jeszcze nie byłam w stanie przeczytać więcej, niż kliku słów naraz, przeto zadowalałam się pozycją słuchaczki (oglądającej obrazki :) ) oraz bawiłam się książką oddając jej honory w jedyny znany mi sposób, czyli nie rozstając się z nią nawet na krok (aż dziw, że małe dziecko targało ze sobą takie opasłe tomiszcze); uwierzcie, nie chcecie wiedzieć, jak ono dziś wygląda. ;)
A wspominam o tym dlatego, że wizja jaskini Ali Baby musiała być niezwykle stymulująca dla wyobraźni cztero- czy pięcioletniego dziecka, skoro pamięć o niej jest dla mnie żywa i dziś. Do tego stopnia, iż rozpoczynając przygodę z perfumami - zwłaszcza z tymi niszowymi - poszukiwałam idealnego zapachu sandałowca. Takiego, który odpowiadałby dziecięcym wyobrażeniom o baśniowej wyjątkowości, zaprawionej nutą ryzyka (w końcu zbójcy mogli wrócić w każdej chwili, przyłapując poczciwego perskiego biedaka na gorącym uczynku!). Nic więc dziwnego, że każdy kolejny aromat ze znacznym dodatkiem sandałowca rozczarowywał:
Santal Blanc był przewrotny, ale dość miękki i płaski, podobnie, jak mleczne
Tam Dao, nie wspominając już o puchatych nutach pokroju
Sensuous. To wiecznie nie było "to".
Aż tu nagle, pewnego zimnego dnia (to tak, jak dzisiaj!) zjawiło się Etrowe
Sandalo i sprawiło, że nareszcie uśmiechnęłam się z satysfakcją. Ali Baba wrócił. :)

Właściwie nie jest to mieszanina wybitna, choć nie sposób odmówić jej mocy: oto nareszcie odarto drewno sandałowe ze wszystkich zbędnych puchatych krągłości, płowych zmiękczaczy oraz bezpiecznych pluszów. Stworzono mieszankę ostrą, zadziorną, nieobrobioną i pozbawioną wszelkich zbędnych ułatwień; po prostu czystą.
Sandalo to kompozycja sucha ale i przestrzenna, sugerująca możliwość objęcia wzrokiem całych połaci pustyni, aż po horyzont i zachłyśnięcia się możliwością przemierzenia tej krainy, choć bez - charakterystycznego dla wszystkich istot obdarzonych ciałem - lęku przed zabłądzeniem, przegrzaniem, brakiem wody i pomocy. Mam wrażenie, że mój dzisiejszy aromat to czysta emanacja ducha bliskowschodnich opowieści, dżinn, który czeka wewnątrz butelki na śmiałka bądź głupca, który nieopatrznie wypuści go na wolność.
Podobnie, jak uwolniony z więzienia demon, tak
Sandalo zaraz po aplikacji musi rozprostować kości, uwolnić nadmiar energii, zaszaleć. Od samego początku wyczuwam niepojętą, niemożliwą do podziału mieszaninę drogocennych drzew, ambry, czegoś gorzkiego (paczuli), czegoś słodkiego (mirra), czegoś pieprzowego (lawenda, róża) z cytrusową zbitką, równie niejasną, co reszta kompozycji. Nad wszystkim zaś czuwa suche, nieheblowane, rzucone byle jak i byle gdzie naręcze surowego sandałowca.
Wraz z upływem czasu kompozycja traci na mocy, choć nigdy nie przetasowuje się na skórze, a jedynie stopniowo, systematycznie zanika. [Wyjątkiem jest krótki, ledwie wyczuwalny piżmowy meteor w sercu]. Dzięki temu zabiegowi nie bardzo potrafię pochwalić się rozpoznaniem kolejnych nut, zaimponować (?) znajomością zamorskich korzeni oraz ich sekretów, wzbudzić zazdrość opisem dynamicznego rozwoju mieszanki na skórze. Nie tym razem. Dziś po prostu stoję zbaraniała pośrodku sali niczym Ali Baba i w oszołomieniu doświadczam świadomego poplątania zmysłów w najbardziej dosłownym ze znaczeń. ;) I całkiem mi z tym dobrze. :)
Dodam też, że
Sandalo duchem przypomina mojego drogiego
Ambrowego Fetysza od pań Goutal i Doyen; jest podobnie zachwycający i erotyczny (ach, ta ambra!).
W każdym razie, zapach rozpoczyna się donośnym, spazmatycznym wdechem, trwa poprzez narkotyczne oszołomienie, by zakończyć życie wśród cichego mruczenia i czułych szeptów. Czy trzeba dodawać, że go uwielbiam? :)
W końcu
Sandalo to Przygoda na wyciągnięcie ręki. Spełnione marzenie małej dziewczynki. :)
Rok produkcji i nos: 1989, ??Przeznaczenie: aromat typu uniseks; niech każdy oceni, na jakie okazje będzie odpowiedni. W każdym razie, dość bezpiecznie można zrobić to w czasie nadchodzących chłodów - migreny nie powinny dawać się we znaki. ;)
Trwałość: od pięciu do ośmiu godzin (jako
edt edc, oczywiście, edc)Grupa olfaktoryczna: drzewno-orientalna
Skład:Nuta głowy: róża, pomarańcza, cytryna
Nuta serca: sandałowiec, paczuli, lawenda, drewno cedrowe
Nuta bazy: piżmo, ambra, mirra
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. Ilustracja do Ali Baby i czterdziestu rozbójników autorstwa Edmunda Dulaca; Serwis Flickr, konto użytkownika ayacata7. KLIK
2. Ali Baba autorstwa Maxfielda Parrisha; z zasobów Wikimedia Commons. KLIK