sobota, 18 września 2010

Dawno temu, w pewnej odległej galaktyce...

...żyły sobie pachnące jaśminem, fioletowe istoty. O nich dziś opowiem.


Alien z perfumoteki Thierry'ego Muglera to propozycja przewrotnie głównonurtowa i kwieciście lepka. Oraz trudna do przeoczenia [chyba, że ktoś jest ortodoksyjnym wyznawcą specyfików sprzedawanych w GaliLu i Quality Missala, względnie na stronie Luckyscent ;) ].

Zaczynam mieć skojarzenia dosyć jednostajne jako, że znów atakują mnie wizje świetlistego mroku. :)  Z zastrzeżeniem, że tym razem gęsta ciemność otoczona jest poświatą mieniącą się setkami odcieni fioletu, od jasnofiołkowego po najciemniejszą purpurę. A wszystko to migocze, błyska i roztapia się w dusznym cieple.

Ów głośny jaśminowy poemat rozpoczyna się... wcale nie kwiatowo; na mojej skórze Obcy z reguły wykonuje salto i całkowicie przenicowuje własną strukturę: otwarcie jest gęste, esencjonalne, żywiczno-paczulowe, lukrecjowo-kumarynowe, delikatnie owinięte zwiewnym fiołkowym woalem. Istna harmonia przeciwieństw, coś jak bokser wagi ciężkiej czytający Królewnę Śnieżkę. ;)


Później aromat ogrzewa się, staje się bardziej miękki i przyjazny: gdzieś w tle pobrzmiewają aromaty bergamotki oraz coraz silniejszego jaśminu, jednak główną rolę w dalszym ciągu odgrywa drewno; tym razem suche i giętkie. Migotliwe. Trudne do zidentyfikowania: palisander to czy gwajakowiec? A może bardziej swojski orzech?
Za to z pewnością wyczuwam w Alienie całe flachy iso e super. No, jak pragnę zdrowia: gdyby do pierwszego produktu z serii Escentric Molecules dorzucić nieco drewna i jaśmin, wyszłoby niemal to samo! ;)

Z czasem coraz więcej jest białego, odurzającego kwiatu, a coraz mniej drewnianej zwiewności (choć i ona akcydentalnie daje o sobie znać). Pieprzno-papierowa molekuła łączy się z jaśminem, dając całość przewrotną oraz bardzo żywą, nienachalnie zmysłową. Niezwykle pogodną i nastawioną niedwuznacznie pokojowo. :) Radosną.
Dopiero zamknięcie daje pokaz duszącej, jaśminowej hegemonii, gęstej jak mleczna mgła i odurzającej niczym laudanum. Ciemnej, niemożliwej do zignorowania, monolitycznej, miłej w odbiorze dzięki ambrowym oparom. Zachwycającej.
Bywa, że nuta iso zdoła jakoś przetrwać atak wściekłego jaśminu, a nawet jest w stanie go zwyciężyć, niemal w nieskończoność przedłużając trwanie serca zapachu, tego listu z papieru czerpanego, nasączonego jaśminowymi perfumami. I właśnie taka odsłona Obcego zyskuje sobie moje największe uznanie, taką chciałabym pachnieć ciągle. Tylko kto mi to zagwarantuje? :) Wszak dzisiejsze pachnidło podobne jest do swego starszego brata, Angela, którego cechą charakterystyczną jest nieprzewidywalność oraz zupełny brak pokory.

Na koniec krótka uwaga techniczna: powyższa recenzja dotyczy wersji eau de parfum. Wody toaletowe Muglera (choć nie tylko jego) są dla mnie najczęściej znacznie gorszą wersją mocniejszego wydania, cienkuszem zbyt mocno rozrzedzonym. Więc, o ile wyraźnie tego nie zaznaczę, perfumy od Muglera w stężeniu "toaletowym" murów Pracowni nie będą odwiedzać zbyt często.


Rok produkcji i nos(y): 2005, Dominique Ropion oraz Laurent Bruyère

Przeznaczenie: zapach programowo męski, ale - o ile na panach będzie się układał w sposób zbliżony do opisanego wyżej - może zostać uznany za świetnie skrojony uniseks.

Trwałość: dobra - w granicach dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna

Skład:

Nuta głowy: jaśmin, bergamotka
Nuta serca: wanilia, nuty drzewne
Nuta bazy: ambra
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Dwie pierwsze ilustracje pochodzą z DeviantArta, a ich twórcą jest użytkownik o pseudonimie Silvian25g:
1. Fractal 214 KLIK
2. Fractal 258 KLIK

14 komentarzy:

  1. Czytam tytuł, liczę na coś fajnego, a tu zapachowy koszmar o brzydkiej jak golono reklamie. Dobrze, że przynajmniej tekst się czyta bez dreszczy... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Reklama faktycznie przyprawia o dreszcze (i nazwa coś średnio trafiona; choć marketingowo pewnie w punkt) - mnie irytuje drugi z posterów, ten ze strasznom babom na wybiegu. ;)
    I faktycznie, pisząc pomyślałam, że pewnie Tobie to do gustu nie przypadnie: nie dość, że jaśminowa wścieklizna, to jeszcze iso. :)
    Proszę, jaka jestem przewidująca. ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. "Jaśminowa wścieklizna". Buahahaha! Mocne.
    Iso mi dynda - nie czuję go. Tylko płacić za nie nie lubię, skoro go nie czuję. ;)

    A reklamy Aliena sa po prostu brzydkie. Brzydotą... Brzydką.

    I pomyśl sobie, jak mnie wkurza ta nazwa, skoro jestem namiętnym i odwiecznym alienofilem - w sensie filmowym, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  4. ooooo Alien zabójca na tapecie:) A wiesz,jak zobaczyłam tytuł to nie przyszło mi do głowy że będzie o Alienie;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Sabbath, pamiętałam, że go nie czujesz; i przyznaję, z Twego punktu widzenia trudno o jakiekolwiek okoliczności łagodzące. :) Ja za kosmitami filmowymi nie przepadam (uważam, że w rzeczywistości naturę stać na znacznie większą różnorodność niż to, co mają do zaoferowania filmowi charakteryzatorzy; niby wiem, że faktycznie nie wygląd się tu liczy, ale właśnie on mnie irytuje). Choć taka nazwa dla danych perfum jest nieporozumieniem.

    Skarbku, taki właśnie był mój cel: zaciekawić i zaskoczyć. Nindża nie śpi. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czuję za to ambroxan. I własnie zastanawiam się, czy chcę za niego płacić... :)
    O gustach filmowych nie dyskutuje się tak samo, jak o perfumeryjnych. Ale faktem jest, że seria Alienów to jeden z moich filmowych świętych Graali. Jak kadzidło w perfumach... :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż, decyduj (bo ja sama nie wiem, czy warto skusić się na iso; a używanego jakoś nie mogę wychaczyć). :)
    Obcy zaiste, warci są uwagi (po prostu kapitalne thrillery fantastyczne); jak i sporo podobnych im dzieł. Są gusta guściki. :) Osobiście "od zawsze" jestem bardziej fanką Sapkowskiego niż Lema (znowuż dziwne, bo przecież pasjonuję się astronomią ;) ).

    OdpowiedzUsuń
  8. A no nie znam :( Ja w ogóle jeżeli chodzi o mainstream, to nie bardzo się orientuję :( chyba powinnam nadrobić, tak dla przyzwoitości, czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
  9. Cóż, nikt Cię nie zmusza ani nie zabrania. ;) ...ale od czasu do czasu mogłabyś np. poszperać w sieci w poszukiwaniu co ciekawszych (po opisie nut) kąsków głównonurtowych, a potem sprawdzić, jak faktycznie pachną. Uważam też, że bez znajomości najpopularniejszych, najbardziej komercyjnych pachnideł trudno zorientować się w woni "chemiczno-syntetycznej"; po prostu brak praktyki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Iii, to nie tak, że się w ogóle nie orientuję (ba, Angela znam i kiedyś niemal zabił mnie w kinie ;)). Ja po prostu nie jestem w stanie długo wytrzymać np. w Sephorze, bo się najnormalniej w świecie... nudzę :/ Zatem niuchnę tu, niuchnę tam i znikam :) Interesujące mnie - ze względu na nuty - zapachy mainstreamowe staram się wąchać, owszem,ale poza to jakoś mało wystawiam nos ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Aaa, no chyba, że tak.. Na szybkie znudzenie w globalnym kombinacie typu Sephora faktycznie trudno cokolwiek poradzić. Prawa rynku są nieubłagane, a my jesteśmy w mniejszości. :/ dlatego sama staram się wyczaić przede wszystkim nowości (a potem zadecydować, czy w ogóle dojdzie do testów ;) ).
    Nieco lepiej jest po męskiej stronie, choć i ona coraz bardziej rozczarowuje. Ogólnie, staram się nie przebywać w takim przybytku dłużej, niż 10 minut.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. No, ja Sapkowskiego lubię głównie opowiadania. Początek pięcioksięgu tez daje rade, ale potem sie jakoś to wszystko rozłazi.
    Trylogia husycka jest mi w miarę objętna, choć jest w niej postać wzorowana na mnie (wedle Andrzeja), zaś Żmija... Heh... Czasem nawet AS ma kiepskie dni...
    Lem zaś kształtował mi mózg, poczucie humoru, sposób rozumowania. Dziś częśc jego książek trąci ramotą, ale to i tak jest kawał genialnej literatury.

    W kwestii kupowania substancji chemicznych - właśnie "popełniam" Molecule 02.

    OdpowiedzUsuń
  14. Żmija i mnie rozczarowała; spodziewałam się jednak czegoś bardziej skomplikowanego (a znacznie mniej schematycznego). Husytów lubię, bo dzieją się "u mnie" (w sensie szerokim). :) Aż lękam się spytać, o kogo chodzi... ;) W Wiedźminach doceniam wizję świata. Opowiadania faktycznie są artystycznie i logicznie najciekawsze. :)
    Co do Lema... To nie jest tak, że nie doceniam jego twórczości - czapki z głów etc.: jego wyobraźnia i logika futurystyczna chyba nie miały granic. A do tego poruszał wiecznie aktualne tematy. Wrażliwość językowa też często niedościgniona. Jednak zawsze wolałam klimaty mityczno-historyczne niż przyszłość; tu, z biegiem lat, zmienia się kontekst i argumentacja, ale nie sedno.

    Czyli się w końcu zdecydowałaś - mam nadzieję, że będzie służyć. Ja na All. trafiłam na aukcję używanej Molecule 01, akurat w pasującej mi ilości, ale dałam spokój, gdy cena przestała mieścić się w granicach rozsądku. ;) Bo całej setki jednak nie zdołałabym zużyć... :)

    I jeszcze coś: ta osoba, co usunęła post powyżej - to też Ty? :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )