Właściwie w dalszym ciągu nie wiem, jak odnieść się do Infusion d’Homme Prady: z jednej strony zapach mnie rozczarował, lekko zniechęcił, ale przecież jest w nim coś zastanawiająco niezwykłego! Trudna, dwoista woń.
Cała historia rozpoczyna się dziwacznym połączeniem łagodnych, mało inwazyjnych zamszowych akcentów z toną irysowego pudru, tłumiącego i przyduszającego cały świat swym jasnofiołkowym, sproszkowanym jestestwem. ;) W mojej głowie zaczyna wykluwać się wizja upudrowanego, uperuczonego, strojnego w jedwabie, atłasy i brokaty osiemnastowiecznego dandysa, który z czystą wodą nie styka się nawet podczas posiłków. ;) Człowieka głośnego, obcesowego, nieco zaborczego, irytującego – słowem: prostackiego. Postaci tak jaskrawej, że aż nierealnej. Karykaturalnie przerysowanej.
Ów osobnik zwykł spędzać całe dnie i noce na zabawach i rozrywkach wszelakich. Jest mu z tym tak wygodnie, że nawet nie zastanowi się, czy czegoś przypadkiem nie traci, czy aby coś mu nie umyka. Pozwala, aby atłasy i puder zagłuszyły jego osobowość; nie przejmuje się starymi zrzędami i kpi ze szkaradnych panien na wydaniu; wszystko, co nie jest łatwą rozrywką nuży go i męczy.
Kiedy czasem zza ubrudzonego irysowym pudrem kostiumu wyjrzy delikatny obłoczek kadzidła, mój bohater otrząsa się z obrzydzeniem i idzie się napić. ;) Kiedy, choć na moment, stery obejmuje wetyweria, dandys czym prędzej wzywa służącego, by ten przypudrował jego perukę. I udaje się do teatru: najpierw „w krzesła”, a później, po sztuce, za kulisy. :)
Jednak, wraz w upływem czasu i rozwojem Infusion d’Homme, opisana wyżej maska powoli zaczyna opadać; choć irys nadal dyktuje warunki, to spomiędzy jego płatków zaczyna unosić się dym: delikatnie, wąską strużką, bardzo dyskretnie, ale jednak. Suchy wetyweriowy papirus staje się nieco wyraźniejszy, by po krótkiej chwili zniknąć na zawsze; jeszcze krótszy jest akord cedrowy. To wszystko jednak wystarczy, by wstrętny puder ewoluował w prawdziwy kwiat, zerwany przed chwilą przez dłoń w ciemnej zamszowej rękawicy.
Aromat staje się... smutny (tak, to dobre słowo). Ponury, a może zrezygnowany. Pozbawiony nadziei. Wszystko dlatego, że mój dandys nareszcie dojrzał; po to, by zrozumieć, ze nic i nikt nie jest w stanie cofnąć czasu i że właśnie stracił wszystkie szanse na godne życie oraz prawdziwe spełnienie. Czy bezpowrotnie?
Przypuszczam, że tak.
Baza jest nadspodziewanie, nawet jak na wycofaną konstrukcję całości, miękka i dyskretna, w pewnym sensie mleczna. A raczej mleczno-kadzidlana. :) Do niezwykłego, ani dymnego, ani zimnego kadzidła dołącza ciche, wyszeptane wspomnienie po cedrowym drewnie oraz jakieś jeszcze drzewne akordy, niemożliwe do zdemaskowania (heban to czy cyprys?), nieomal rozpływające się w gęstej mgle. Niezrozumiałe, a jednak wciągające. W pewien sposób rozpaczliwe, choć też oczarowujące niecodzienną urodą. Niezbyt męczące, a jednak trudne. Dziwne. W dwójnasób – dziwne.
Stąd skojarzenie z Eugeniuszem Onieginem [na drugiej fotografii Ralph Fiennes, wcielający się w tę postać w jednej z ekranizacji poematu Puszkina]: bohaterem skomplikowanym, niejednoznacznym, w równym stopniu antypatycznym co skłaniającym czytelników do identyfikacji z nim. Żywym. I beznadziejnym.
Ot, człowiek.
Rok produkcji i nos: 2008, Daniela Andrier
Przeznaczenie: aromat stworzony jako męski, ale ciekawie układa się również na skórze kobiety. Spokojny, wyważony, elegancki – więc znakomicie sprawdzi się podczas wszystkich okazji formalnych, zawodowych i prywatnych.
Trwałość: w granicach dziesięciu godzin.
Grupa olfaktoryczna: aromatyczna
Skład:
Nuta głowy: irys pallida, neroli
Nuta serca: wetyweria, drewno cedrowe
Nuta bazy: kadzidło somalijskie, benzoes
___
Dziś noszę l’Air du Temps od Niny Ricci.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. 18th century blog. Fashion and culture from the 1700s. (KLIK) Na zdjęciu widnieje nie kto inny, jak Hugh Laurie, czyli książę Walii w trzeciej serii Czarnej Żmii. ;)
2. knightleyemma.wordpress.com/2009/12/21/onegin-1999 [recenzja filmu Oniegin].
Kiedy zapach zaczyna być bliższy duchem Onieginowi, brzmi dla mnie ciekawiej. Po prostu nuty głowy jakieś takie nie moje.
OdpowiedzUsuńNa damskiej skórze, tzn na mojej jest bardzo zbliżony do damskiej wersji. Ciekawe skojarzenie miałaś:)
OdpowiedzUsuńEscorito - mnie tam neroli jest obojętne; gorzej, że irys sprowadza zapach ad absurdum. Po Onieginie jest dość miło, choć bardzo, ale to bardzo niedosłownie (to nawet nie połowa mocy uroczego Messe de M.). Wiec nie wiem, czy przypadnie Ci do gustu. Ale próbuj, próbuj. :)
OdpowiedzUsuńSkarbku - bo wieść gminna niesie, że I d'H miało przywoływać na myśl mężczyznę, który właśnie użył mydła z serii uzupełniającej Infusion d'Iris. :) Który to irysek na mnie jest tylko marnym, płaskim pudrem (choć jakość produktu doceniam). A skojarzenie z Onieginem przyszło mi do głowy, gdy przed południem gotowałam duży (bo na kilak dni) gar zupy szczi, kwaśno-słodkiej, z dużą ilością niepłukanej kiszonej kapusty, pomidorami i natka pietruszki. ;) To poleciałam po rosyjskiej linii. :)
"Kilka dni" miało być, nie "kilak" [swoją drogą, bardzo fajne słowo ;) ].
OdpowiedzUsuńNo i spróbowawszy... i nie przypadł mi za bardzo do gustu. Za irysowy, za delikatny, zbyt "mydlasty" na mojej skórze. Ale może dam mu jeszcze kiedyś szansę ;)
OdpowiedzUsuńI dlatego też nie pozbywam się swojej próbki. :) Może? Kiedyś...? ;)
OdpowiedzUsuńMam ten zapach od wiosny.
OdpowiedzUsuńWidzę tu dwie możliwości.
Albo pomyliłaś próbki albo
Prada etykietki.
Ciekawi mnie jak testowałaś.
Raczej na skórze.
Gdyby to był papierek, opis
powinien być inny.
__
Szczur Artur
Próbkę mam firmową, w zabawnej kopercie utrzymanej w stylistyce pudełka (a zawartość tejże jest zbieżna z tym, co zapamiętałam z perfumeryjnego blottera).
OdpowiedzUsuńTesty przeprowadzam kilkakrotnie: najpierw "na papierku", potem kilka razy, 3 co najmniej, na skórze w różnym natężeniu i możliwie dużych odstępach czasu (wrażenia sobie zapisuję). :) [Tak więc się przykładam. ;) ]
Myślę, że powodem naszych rozbieżnych opinii jest fakt, że moje skóra wprost nienawidzi irysa i różnie reaguje na cedr. Poza tym kadzidło w I d'H jest dla mnie "za grzeczne". No, i jestem kobietą ;) Co znaczy, że na te same perfumy pH mojej skóry reaguje inaczej niż pH skóry męskiej; no i taki na przykład pot - przecież można rozpoznać płeć właściciela przepoconej koszulki wąchając tę koszulkę, a to też ma znaczenie na odbiór zapachu.
Więc wychodzi na to, że mieliśmy do czynienia z tą samą mieszanką. :) A swoją drogą, Szczurze Arturze, jakie jest I d'H na Tobie? Bom ciekawa. :)