poniedziałek, 13 września 2010

Sprawozdanie prosto z beczki

Wróciłam.
I zaczynam od pijactwa. ;)


Ponieważ specjalnie dla własnej uciechy wlazłam do beczki (a nie jest to beczka Diogenesa ;) ); takiej, w której jeszcze nie tak dawno temu dojrzewał szampan. Do beczułki Yvresse marki Yves Saint Laurent.

W ramach informacji praktycznych oraz ciekawostek, o których i tak wszyscy wiedzą, ale przypomnieć wypada nadmienię, że na początku zapach ów nosił nazwę Champagne; jednak musiano ją zmienić z uwagi na (moim zdaniem, słuszne) protesty producentów szampana [tego oryginalnego, z Szampanii]. Jeśli ktoś ciekaw, czemu słuszne, po odpowiedź wysyłam TUTAJ.

Wracając do naszego Yvresse i mojej beczki: otóż weszłam sobie do niej myśląc "a posiedzę tu sobie cichutko, oparów się grzecznie nawdycham; co to komu szkodzi?" ;) Jak pomyślałam, tak zrobiłam.
I zostałam przez los nagrodzona, bowiem okazało się, że na dnie olbrzymiej kadzi ostała się dość spora kałuża szlachetnego trunku. Więc się nad nią nachyliłam. :) Pachniała zabawą, śmiechem, dźwiękami muzyki, szalonym tańcem, pocałunkami i... świeżą zielenią. Pierwsze zetknięcie z aromatem rodzi podejrzenie, jakoby część bąbelków zabłąkała się w przegrody nosowe. Choć trudno "z miejsca" odurzyć się samym zapachem alkoholu, to przyznam, że wąchając Yvresse łatwo o tym zapomnieć. Soczyste, okrągłe, miękkie owoce o słodkim zapachu i letnim, nieco lolitkowym smaku mieszają się z cięższymi woniami anyżu oraz lekko gorzkim kuminem. Gdzieś spomiędzy tego wszystkiego wypływa róża.


Róża miękka i jasna, choć z czasem coraz mroczniejsza. Kroku dotrzymuje jej jaśminowy meteor. Chwilę później aromat zaczyna się dymić.
Jednak nie jest to typowy dym z kadzidła, a prędzej zapach palonego drewna. Jakby ktoś postanowił podłożyć ogień pod beczkę, w której leżę w stanie upojenia alkoholowego [w sumie mogę mówić wielkim szczęściu, skoro jakaś dobra dusza zawiadomiła straż pożarną, która wyciągnęła ze środka kadzi mój zezwłok ;) ]. Teraz, już z bezpiecznej odległości, mam okazję napawać się wizją osmalonych desek i przywędzonego szampana.
Benzoes łączy się z przyprawami, w których prym wiedzie mroczny, zamaszysty kmin, dzielnie wspomagany przez anyż, coś jakby goździki (choć spisy nut deklarują obecność kwiatu, nie przyprawy) oraz - niekiedy - lekką cynamonową poświatę. W tym momencie kompozycja wydaje się być najbardziej ciekawa i piękna.
Jakaś taka retro; może nie do końca zgodna ze współczesnymi standardami, ale jakże uwodzicielska i głęboka! :)

Niestety okazuje się, że na finał kompozycji inwencji już nie stało. Ponieważ mam do czynienia z gwałtownym, szybko spalającym się drewnem nasączonym szampanem, po którym zostaje słodki, waniliowo-owocowy, delikatny szypr; a właściwie szyperek. Grzeczny, puchaty, sympatyczny, przymilny. Mały, miły kociak, kiedy ja wolałabym tygrysa zasypiającego po udanym polowaniu. No, nic, trudno się mówi; w końcu i tak nie jest źle. Jest wanilia, wetyweria, jest nieco piżma, mech dębowy, brakuje tylko charakteru.
Może to zemsta za wychlanie resztek z kadzi? ;)


Rok produkcji i nos: 1993 (pod nową nazwą od 1994 r.), Sophia Grojsman

Przeznaczenie: zapach sklasyfikowany jako damski; sympatycznie rozgrzewający i poprawiający humor, więc polecałabym go na jesienne słoty. :)

Trwałość: taka sobie; od pięciu do ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: szyprowo-owocowa


Skład:

Nuta głowy: brzoskwinia, morela, bergamotka, nektarynka, anyż, kmin rzymski
Nuta serca: róża, jaśmin, goździk, cynamon, fiołek, mięta
Nuta bazy: wanilia, benzoes, drewno cedrowe, piżmo, paczuli, wetyweria, kastoreum, mech dębowy
___
Noszę dziś Sensuous Noir od Estée Lauder.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.thewhiskyexchange.com/selection/frapin_1888_cognac.aspx [strona o whisky, fotografia ilustruje notkę o szampańskich konotacjach, a w rzeczywistości przedstawia kadzie po koniaku marki Frapin (czyli też perfumowo ;) )]
2. DeviantArt; Champagne autorstwa undrcover KLIK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )