czwartek, 16 września 2010
Ultrabłękit
Dziś będzie krótko. O Addict Diora.
Muszę wyznać, że mam z tym zapachem problem: otóż, jakbym się nie starała, nie potrafię go polubić. Przecież ma w sobie wszystko, co zazwyczaj przypada mi do gustu: jest i Orient, i słodycz, i jakaś gęsta, delikatnie mroczna nuta. A tymczasem nic. Zero. Nul.
Żadnego trzepotania serca, żadnych westchnień (choć i odruchów niechęci brak). Totalna, niezachwiana obojętność, której nie potrafiły przełamać nawet testy "globalne" (trzeba wymyślić jakiś sensowny odpowiednik tego określenia ["dopępkowy" też odpada] ;) ), wykonywane na przestrzeni kilkunastu miesięcy za pomocą paru firmowych próbek z atomizerem.
Nosząc Addict mam wrażenie przebywania na innej planecie... i, w tym przypadku, nie jest to miłe uczucie. Choć nie znalazłam się w świecie pełnym obrzydliwych, krwiożerczych Obcych, których przysmakiem jest szpik kostny Ziemian, a prędzej wśród małych, uroczych inteligentnych androidów rodem z Gwiezdnych Wojen, to nijak nie potrafię się zaaklimatyzować.
Początek zapachu jest dziwny: bywa, że właśnie wtedy ujawnia się jakieś tajemnicze waniliopaczuli, coś jednocześnie stęchłego i słodkiego w sposób ciężki oraz bardzo kaloryczny, dodatkowo zmącone wonią kwiatów. Jednak najczęściej przez pierwsze minuty nie wyczuwam niemal niczego; pachnie toto jak ostatnie podrygi bazy, delikatnie wspomnienie po wanilii czy bobie tonka.
Krótko później pojawia się waniliowy bobas, rozcieńczona wersja Hypnotic Poison, z czasem wzmocniona nieco podsuszonymi kwiatami oraz lekkim niby-cytrusowym wicherkiem. W tle pobrzmiewa okrągły, puchaty i jasny sandałowiec.
Finał to powrót podejrzanego akordu słodkiego, w stylu waty cukrowej przyprószonej wyschniętymi ziarenkami wanilii; popłuczyny po Hipnotycznej. Bywa, że sytuację ratuje miękki, kremowy sandałowiec (zbliżony do tego z bazy Sensuous E.Lauder), ale ogólnie nie jest za wesoło.
To jednak nie jest to. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że coś z tą mieszanką jest nie w porządku, coś sknocono albo czegoś zaniedbano. A podchodziłam doń naprawdę wiele razy.
Szkoda...
Rok produkcji i nos: 2002, Thierry Wasser
Przeznaczenie: zapach uznany za damski, ale odnoszę wrażenie, że na męskiej skórze częściej bywa skłonny do pokazania pazura.
Trwałość: bardzo dobra - od dziesięciu godzin wzwyż
Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna
Skład:
Nuta głowy: liść mandarynki, mimoza
Nuta serca: kwiat królowej nocy, jaśmin, róża, kwiat pomarańczy
Nuta bazy: wanilia, drewno sandałowe, bób tonka
___
Dziś nosiłam Belle d'Opium YSL (fatalna trwałość).
P.S.
Ilustracja pierwsza pochodzi z DeviantArta; Blue Moon autorstwa użytkownika o pseudonimie microbot23.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )