czwartek, 29 kwietnia 2010
O zamorskich podróżach
To, jakie wrażenie wywołuje na mnie Shaal Nur marki Etro ująć można pod postacią stwierdzenia: przednowoczesna wyprawa kupiecka. Długi, wyczerpujący rejs statkiem do miejsc odległych, dziwnych, ze wszech miar Innych. Podróż rozpoczyna się na morzu, wśród słonych oparów i rześkiego, świeżego wiatru. W tle wyczuć można aromaty cytrusów i gorzkich ziół, słowem - to, co zostawiamy za sobą. Wspomniana słoność ujawnia się po krótkiej chwili, drażni mój nos, ale i ciekawie komponuje się z orzeźwiającymi cytrusami oraz aromatami europejskich ziół. Ten etap podróży jest jednocześnie świeży i słoneczny, prawie gorący; bardzo przyjemny.
Natomiast nie bardzo rozumiem to, co dzieje się później. Niby logiczne, ze podczas wielomiesięcznej podróży przez oceany po prostu musi przydarzyć się jakiś porządny sztorm, jednak dlaczego akurat na mojej skórze? ;)To, co pierwotnie było słonymi owocami południowymi, kiszonymi cytrynami z Maroka, jedzonymi nad brzegiem morza, miało przypuszczalnie przeistoczyć się w ziołowo-kadzidlaną mieszankę dzięki pomocy lekkich nut kwiatowych. Tak to sobie przynajmniej wyobrażałam. Zamiast tego dostałam regularną morską bitwę między Człowiekiem a Naturą. :) Totalna olfaktoryczna anarchia: zioła atakują Orient i cytrusy, cytrusy ścierają się z Orientem, osłaniając się ziołami, Orient przypuszcza zmasowany atak na swoich poprzedników, zaś kwiaty leżą podeptane gdzieś na bruku. Nie mówię, że to źle - wcale tak nie jest. Czasami chaos może pomóc wydobyć się zupełnie nowej, interesującej jakości. Tak jest i tym razem. Gdy wichry ustają, a nędzne resztki okrętu dobiły już do brzegów arabskich lub indyjskich, Shaal Nur dokonuje przepoczwarzenia. Aromat na mojej skórze uspokaja się, wysładza, pozwala uwypuklić całą egzotyczną, zafałszowaną aromatem przypraw, kadzidlaność. Staje się nietypowym, ciepłym, zaskakująco optymistycznym pachnidłem, którego nie sposób zapomnieć. Rodzi nieoczekiwaną przytulność, rodzaj domowego ciepełka (o ile ktoś wychował się na Dalekim Wschodzie... ;) ), ponadzmysłową radość. Nawet drewno różane wyziera co rusz. Szkoda tylko, że nie ma go więcej...
Rok produkcji i nos: 1997, ??
Przeznaczenie: zapach typu uniseks, mający to do siebie, iż na każdej skórze potrafi zachowywać się całkiem inaczej - warto więc testować, testować, testować... Osobiście noszę go tak w dzień, jak i po zmroku, w zależności od okazji i nastroju. :)
Trwałość: niezbyt imponująca - do czterech godzin
Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna
Skład:
Nuta głowy: cytryna, bergamotka, grejpfrut, petit grain, drewno różane
Nuta serca: granat, róża, bylica, rozmaryn
Nuta bazy: styraks, mirra, opoponaks, cedr, wetyweria, paczuli, wanilia, piżmo, ambra
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )