piątek, 30 kwietnia 2010

Nocą


Noc to tak specyficzna pora, że zacierają się granice między snem a rzeczywistością, że nie zawsze wiemy, gdzie kończy się nasze ciało, a zaczyna wszelkie "nie-ja". To chwile sprawiające wrażenie niezależności od liniowego przebiegu czasu, gdy najsilniej docierają do nas głosy minionych pokoleń. Wówczas najbliżej nam, ludziom czasów wirtualnej wioski i second life, do przednowoczesnego rozumienia świata. Wtedy właśnie emocje są najsilniejsze, wrażenia najbardziej wyraźne, myśli najbardziej uporczywe. To czas, gdy stajemy nadzy przed lustrem, gdy nie da się uciec przed samym/samą sobą. ...jeśli tylko damy sobie szansę i choć raz nie uciekniemy w "nocne życie" - świat zabawy, iluzji albo erotycznych uniesień.

Czasami niezbędne jest by pobyć sam na sam z własnym ego, sumieniem czy czym tam jeszcze i szczerze zeń porozmawiać. Nie gwarantuje to natychmiastowego rozwiązania wszelkich kłopotów ani osiągnięcia nirwany, ale umożliwia coś, co jest równie cenne: zrozumienie. Siebie, innych ludzi, ich zachowań, reakcji, oczekiwań, uprzedzeń, nadziei, lęków... Bo, przynajmniej w mojej opinii, od mówienia ważniejsze jest słuchanie. Choćby dlatego, że im więcej usłyszysz, tym więcej później wiesz. ;) W porządku, starczy tych truizmów.


Soir de Lune, sygnowany przez Sisley, to zapach umożliwiający mi wsłuchiwanie się we własną duszę, pozwalający zrozumieć i zaakceptować wszystkie jasne i mroczne strony mej osobowości. Jest jakby finalnym szlifem - niekoniecznie dla stroju. W SdL moja osobowość zostaje w pełni uhonorowana i ukontentowana. :) To pachnidło daje się kochać, łatwo sprawia wrażenie, iż nosząca je osoba ma dostęp do tajemnicy, której nigdy nie poznają wszyscy inni. Jest efektowne i szlachetne, jego cechy charakterystyczne to niewymuszona elegancja i urok. Może kto inny nosiłby je z godnością i klasą godnymi królowej angielskiej, jednak na mnie to aromat bardzo psychologiczno-filozoficzny, ułatwiający osiąganie kolejnych stopni wtajemniczenia na drodze ku Świadomości. Zrozumienia, że negatywnych uczuć oraz uzasadnionej złości wstydzą się tylko kobiety słabe i nieświadome siebie, bezkrytyczne fanki telenowel i harlekinów, "ucywilizowane" przez strażników patriarchalnego porządku, nie rozumiejących ani kobiecości, ani męskości, wstydzących się siebie. Boję się, że kiedyś mogłabym stać się jedną z nich, od ćwierć wieku trwam w opozycji wobec niniejszej postawy. ...i pachnę niestereotypowo. ;)

Soir de Lune, zapach księżycowej kobiecości, niezwykły i intrygujący płeć przeciwną (sprawdzone! :) ) to jeden z najpiękniejszych łagodnych szyprów, jakie miałam okazję poznać. Do tego całkowicie różny od jednego z moich największych perfumeryjnych rozczarowań, Eau du Soir tej samej marki. Zauważalny, z długim, choć nie denerwującym trenem, stanowczy, zamknięty w sprzeczności: jednocześnie arystokratyczny oraz wiedźmowo-kurtyzański. W każdej odsłonie ciepły i stonowany, przynajmniej na mojej skórze. Nie robi nieprzyjemnych niespodzianek, nie denerwuje, nie narzuca swojej osobowości (a takową posiada; i to mocną!), po prostu trwa, nastawiony na współpracę i dialog. Oraz, jak widać, łatwo daje się personifikować. ;) Gdyby był facetem, oświadczyłabym mu się, a gdyby był kobietą, zaprzyjaźniłabym się z nim. Poważnie. :)


Rok powstania i nos: 2006, Dominique Ropion

Przeznaczenie: dla silnych, stanowczych osób, które wiedzą, czego chcą oraz jak to osiągnąć. Zapach podobno wieczorowy - hm... COŚ w tym jest, ale mnie nie przekonuje. :)

Trwałość: całodniowa

Grupa olfaktoryczna: szyprowo-kwiatowa

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, cytryna, koriander, mandarynka, gałka muszkatołowa, olejek pieprzowy
Nuta serca: jaśmin, konwalia, brzoskwinia, irys, róża majowa, mimoza
Nuta bazy: paczuli, piżmo, miód, sandałowiec, mech dębowy
___
Dziś noszę Mistress od Jaspera Conrana.

3 komentarze:

  1. Oh, Soir de Lune ! Dwa lata temu powachalam i musialam, ale tak fizycznie, miec ten Ksiezycowy Wieczor... Kupilam i bylo mi wspaniale. Pozniej dowiedzialam sie, dano nosowi wolna reke i nieograniczony budzet, Soir de Lune zabral mu 6 lat, co jest obecnie rzadkoscia. Jako ciekawostke dodam, ze projektantem korkow Soir de Lune i Eau du Soir jest polski rzezbiarz Bronislaw Krzysztof.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skarbku - ja też, ja też... ;)

    Vinou - tego o sześciu latach komponowania mieszanki nie wiedziałam. Rzeczywiście, z tą wiedzą moja percepcja SdL jeszcze bardziej się rozjaśniła: do tej pory główkowałam, jak to możliwe, że TAKI ZAPACH od lat stoi na półkach perfumerii selektywnych i jest dobrze, nikt nad nim nie kombinuje, nikt nie zmienia opakowania na "nowocześniejsze". Kapitalne - niszowy sabotaż! ;) Dzięki tej informacji, nawet cena (mimo wszystko, raczej nie mainstreamowa) staje się łatwiejsza do zaakceptowania.
    I faktycznie, dziadostwo uzależnia. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )