Często jeżdżę środkami komunikacji miejskiej oraz pociągami; a w podobnych miejscach - wiadomo, ścisk, tłok, tłum, pot, niemyte zęby. Mam więc cudowną receptę, jak wygospodarować sobie minimum przestrzeni osobistej (choć muszę przyznać, że to silna broń, może być obosieczna, jeśli więc już zdecydujemy się na jej użycie, należy zrobić to z należytym namysłem). :) Wiem także iż, podobnie jak w przypadku innych genialnych wynalazków, także i ten pojawia się - niezależnie od siebie - w kilku głowach jednocześnie. Otóż: należy dość obficie "spsikać się" mocnymi i/lub kontrowersyjnymi w odbiorze perfumami. Wówczas mamy pewność, że raczej nikt nam nie podepcze stóp ani nie będzie usiłował wcisnąć własnej pachy w bezpośrednie sąsiedztwo naszego nosa. ;) Jednak, aby móc z powodzeniem podejmować opisane praktyki emancypacyjne, muszą być spełnione cztery warunki: po pierwsze, metoda jest skuteczna tylko do pewnego punktu krytycznego, zależnego od natężenia ruchu i popularności danej linii autobusowej/tramwajowej/metra; po drugie: cóż to za broń, która kładzie na łopatki także i władającą nią osobę? Niezbędna jest więc mocna głowa i odporność na intensywne pachnidła; po trzecie: najskuteczniej omawianą metodę stosować wtedy, gdy podróżujemy bez towarzystwa, z którego zdaniem i marginesem tolerancji trzeba się liczyć; po czwarte, silnie związane z drugim: jeśli zabieg ma przynieść wymierne efekty, potrzebna jest duża doza stanowczości - w końcu nie zależy nam na tym, by pokonał nas bezczelny dresiarz lub starsza pani stosująca taką samą, jak my, metodę? :) Jeśli potrafimy wykazać się cierpliwością, mocną głową i sporą dozą asertywności, wówczas możemy być niemal pewni sukcesu. Warto także pamiętać o tym, iż praktyka istotnie czyni mistrza; wówczas łatwo jest odkryć choćby taki szczegół, jak uśrednienie, która dawka perfum jest niebezpieczna dla otoczenia, a nieszkodliwa dla nas.
A teraz do rzeczy: miałam nadzieję, że do podobnych zapachów-Terminatorów będę mogła zaliczyć także Néonatura Cocoon od Yves Rocher. Bowiem w pierwszych minutach po użyciu nie wydaje się być stereotypowo kobiecym: żadnych kwiatów i słodkości, jedynie ostry zapach tytoniu, połączony z niedookreślonością aromatu świeżo otwartego kokosa i lekkim muśnięciem dojrzałej, leśnej zieleni. Miałam świadomość, iż gdzieś tam głębiej ukrywa się wanilia, jednak pozostawała jedynie efektownym wykończeniem kompozycji. Po kilku godzinach zapach rozwinął się w taki sposób, że moje perfidne plany po raz kolejny wzięły w łeb. :) Tytoń stopniowo wyparowywał, by ustąpić miejsca coraz wyraźniejszej wanilii, ostatecznie zmieniającej nieokreśloną kokosowość w słodkie ciastko, dodatkowo zaprawione ciepłym kakałkiem. Tak więc zapach stał się w stu procentach "jadalny" - a to, choć czasami przyjemne, zupełnie nie pokrywało się z moimi oczekiwaniami. Ostatecznie, Cocoon przybrał oblicze ciepłej, słodkiej, lekko czekoladowej, wanilii w otulinie paczuli (więc zieleń znów wróciła; może tylnymi drzwiami, ale jednak). Dodam jeszcze, że omawiany zapach pana Iwa w początkowej fazie ciągnął się za mną, przede mną, obok mnie, by w dwóch kolejnych stopniowo przybliżać do skóry. Tak więc z Terminatora nici... :)
To aromat innego czasu i miejsca. Miło byłoby unurzać się w Néonatura Cocoon, otoczyć przyjemnym domowym ciepłem, zapachem kuchni w jakiś chłodny, wietrzny i deszczowy dzień, zamknąć oczy i oddać się marzeniom lub wciągającej lekturze przy kominku, w ulubionych, wygodnych i ciepłych ciuchach, z kubkiem kakaa bądź grzańca z miodu pitnego w ręku. Gdy tymczasem wiosna w rozkwicie...
Rok produkcji i nos: 2004, Beatrice Piquet
[edytowane 27. 04. 2012 r., dzięki informacji podesłanej rzez Jaroslava, któremu teraz dziękuję :) ]
Przeznaczenie: dla romantycznych marzycielek, osób zdolnych podróżować bez opuszczania domu; ;) dla pozostałych - znakomity poprawiacz humoru w chłodne dni.
Trwałość: znakomita; na mojej skórze ponad 24 godziny
Grupa olfaktoryczna: orientalno-waniliowa
Skład:
Nuta głowy: kokos
Nuta serca: kakao, wanilia
Nuta bazy: paczuli
___
Dziś pachnę Diamonds Intense pana Armaniego. :)
P.S.
Fot. nr 2 pochodzi z mojego twardego dysku, na który przed laty przybyła z DeviantArta; niestety, nie pamiętam autora.
Ależ nie ma za co;)
OdpowiedzUsuńPozdr,
J.
Wiedźmo , dam się zabić i pokroic na kawałki ,że Kokon jest starszy niż z 2004 . W obecnym miejscu mieszkam od jesieni 2003 , a miniaturke Kokona w wysyłkowej sprzedaży dostałam jeszcze przed przeprowadzką , więc na bank wczesniej - 2001-3 .
OdpowiedzUsuń