środa, 29 lutego 2012

Piękność w buduarze

Czas przerwać spokojny sen. Wszystkich, którzy myślą, że subtelne pastele i zwiewne wdzianka nie mogą stać się tłem krwawej rozprawy ze światem, czeka dziś zimny prysznic.


Nie, to nie jest żaden Eros z balu maskowego. ;) Oto przed Wami kolejne wcielenie Pani Zemsty czy Lukrecji Borgii, ewidentny pierwowzór Beatrix Kiddo: Julie Kohler (wcielona w Jeanne Moreau), czyli Panna młoda w żałobie z filmu François Truffaut. Wdowa, której rozpacz jest w stanie rozproszyć jedynie pragnienie zemsty. Pięciu mężczyzn, pięć narzędzi zbrodni i jeden cel. W przedstawionym wcieleniu odwet przyjmuje postać Diany Łowczyni, pani życia i śmierci, patronki porodów oraz śmierci gwałtownej, Artemidy i Hekate.
Jeśli ujrzysz ją, samotną i uśmiechniętą zachęcająco, nigdy nie bądź pewien, czym ta przygoda skończy się dla Ciebie. ;> Nigdy.

Dlatego, miast zżymać się na mizoginię skrytą pod płaszczykiem opowieści kina noir, przekornie żywię doń spore uznanie. :) Nie uważam, by przebiegłe i wyrachowane postaci kobiece były w stanie zaszkodzić mojej wizji świata. One są mi sojuszniczkami. Cenię je tak, jak każdego bohatera i każdą bohaterkę kultury obdarzoną siłą zdolną łamać schematy czy kruszyć kajdany. Wiem, że uroda i powab są ich częściami składowymi, środkiem do osiągnięcia celu.
Kobiety fatalne są stanowcze, ambitne oraz ponadprzeciętnie inteligentne. A przecież są to cechy, które w bliźnich należy cenić. Femmes fatales natomiast - stawiać innym za wzór.
Tym zaś, czego w starych opowieściach o przynoszących zgubę kusicielkach i ich biednych, ubezwłasnowolnionych najwyraźniej, ofiarach brakuje, to przytoczenie drugiej wersji wydarzeń. W filmach noir nikt nie uznawał za stosowne spytać o to, jak przedstawione zdarzenia wyglądały z perspektywy tych, które najłatwiej potępić i obarczyć odpowiedzialnością za intrygi, manipulację, śmierć, oszustwa, katastrofy budowlane oraz klęskę suszy. ;) Nikt nie zniżał się, by historię biednego omotanego żuczka opowiedzieć z punktu widzenia domniemanej pajęczycy. Bo, jak znam życie, wówczas usłyszelibyśmy kompletnie różną opowieść. ;) I już nie byłoby tak łatwo paluszkiem wskazać na jedyną przyczynę zła wszelakiego. :>
Oto powód, dla którego cenię Pannę młodą w żałobie. Przynajmniej stara się oddać głos kobiecie.


Ów przydługi wstęp miał na celu wyjaśnić, skąd biorą się moje skojarzenia z zapachem uchodzącym za piękną wizję dojrzałej kobiecości, pudrowym, o przepysznej konstrukcji, skojarzonym z różową barwą.
Krótko mówiąc: chciałam poszukać odpowiedzi na pytanie, ile buduaru jest w Boudoir od Vivienne Westwood. :) I dlaczego tak dużo a jednocześnie tak mało. ;)

Bo z tym, że pachnidło stworzono dla i o kobietach, nie sposób dyskutować. Lecz równie ważnym jest dostrzeżenie patronki przedsięwzięcia, ekscentrycznej brytyjskiej projektantki mody. Warto zadać sobie trud i z popularnego stereotypu (a nawet kilku stereotypów) zedrzeć kolejne warstwy farby by dzięki temu dostrzec, jak zmienia się świat, kiedy spojrzeć nań "z drugiej strony", pod kątem zupełnie innym, niż zwykle.
Stereotypem w Boudoir jest sama konstrukcja zapachu, spiętrzenie gorących wonności oraz słodkiego, upojnego kwiecia, uformowanego w misterne sploty, okalającego sylwetkę niczym zwój ciężkiego, drogocennego atłasu, szykownie upudrowanego. Skreślonego za pomocą standardowych środków oraz zaklętego w róż.
Lecz jednocześnie bardzo "innego", zastanawiającego a nawet niepokojącego, obdarzonego starannie wycyzelowaną mocą. Bogatego niczym wezbrane wody i silnego, jak podmuch żaru. Dojrzałego, przemyślanego, starannego; świadomego każdego słowa, gestu, każdej myśli. Pod pozorem urodowej sztampy skrywającego intelekt, który nie ma płci. A nawet mieć nie powinien [kolejny stereotyp się kłania].

Duch Buduaru Mme Westwood łączy w sobie dwa schematy, zadając kłam każdemu z nich. Lecz jednocześnie nie stara się podążać w stronę uniseksu ani nie szpera po zakamarkach "męskiej" perfumerii. Był, jest i będzie kobietą. Bo też i bycia kimkolwiek innym nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić. Nie udaje mężczyzny, nie podszywa się pod mężczyznę (kolejne zabawne patriarchalne nadużycie), nie pragnie być mężczyzną. Jest kobietą świadomą własnej siły i korzystającą zeń bez zahamowań [inna sprawa, czy równie dobrze czułaby się w świecie zorientowanym bardziej równościowo, gdzie nie ma potrzeby uciekania się do intryg oraz wiecznych niedomówień].

Mnie uczy jednego: by odrzucać to, co widzę powierzchownie; aby nie ustawać w poszukiwaniach dyskryminowanego drugiego dna. Gdyż wiem, że ono gdzieś tam jest i - często je znajduję. :)


W otwarciu mieszanka jest żywa, ostra i niezbyt przejrzysta. O aurze zmąconej dodatkiem ostrej kolendry oraz szczypty aldehydów. Pojawiają się gęste, uderzające do głowy kwiaty (by wspomnieć tylko o hiacyncie, ylang-ylang, jaśminie czy róży) a wraz z nimi irysowy puder, pokrywający wszystko, biorący opowieść w czarowne ramy.
Po jakimś czasie ilość kwiatów rośnie; są słodkie, wszechwładne, szalone. Opętują człowieka i uzależniają od siebie, zręcznie wspomagane przez akordy przypraw: cynamonu, kardamonu, goździków. No i wanilii, która dosładza to, co i tak jest słodkie, uwydatnia wyraźne, pogrywa z europejskim poczuciem estetyki operując swadą godną pozazdroszczenia. :)

W bazie kwiaty gęstnieją, przyprawy zlewają się w jedną burą chmurkę, unoszącą się nad egzotycznym drewnem, paczuli wetywerią, odrobiną tytoniu oraz niewielką, ledwie wyczuwalną nutką potu, całkiem zresztą przyjemną. Kmin to czy cywet? Nie mam pojęcia; zauważam za to podobieństwo do dwóch starszych piękności: Bal à Versailles marki Jean Desprez oraz Alliage od Estée Lauder. Wyobraźcie je sobie jako podkłady dla arcysłodkich, niezwykle zmysłowych kwiatów. Jakże łatwo wpaść w nie po same uszy!
Przynajmniej ja nie miałam z tym żadnych kłopotów. :)
Jarku, dobry duchu nasz, dziękuję! :*

Aha. Dla porządku: powyższy opis dotyczy starszej wersji Boudoir, zwanej koniakową. Młodszej i różowiutkiej nie znam.


Rok produkcji i nos: 1998, Martin Gras

Przeznaczenie: zapach dla kobiet (sorry, Jarek! ;) ), gęsty i mocarny. Pozostawiający za sobą olbrzymi ślad, więc do małych pomieszczeń - niestety! - się nie nadaje. Za to pasuje do okazji ważnych bądź wytwornych.

Trwałość: przeszło piętnastogodzinna

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna (i szyprowa)

Skład:

Nuta głowy: aldehydy, bergamotka, kwiat pomarańczy, hiacynt
Nuta serca: jaśmin, róża, kłącze irysa, narcyz, goździk (kwiat), przyprawy
Nuta bazy: tytoń, paczuli, drewno sandałowe, cywet, wanilia
___
W tej chwili jeszcze Grev, ale już za chwilkę będzie Tabac Aurea Sonomy. :D

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://entertainment.salon.com/2011/11/04/the_bride_wore_black_truffauts_delicious_homage_to_hitchcock/singleton/
2. http://twenty-four-frames.blogspot.com/2008/07/femme-fatale-in-film.html
3. http://ellejohnston.tumblr.com/

18 komentarzy:

  1. kiedyś pewnie dotrę do buduaru :) i jak znam życie albo pokocham albo znielubię ( "nienawidzę" to takie mocne słowo...)

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie szerokiej drogi, Polu. [pamiętaj, żeby niczego nie proponować! pamiętaj, żeby niczego nie proponować! ;> ]
    Czy mocne? Zależy, jak często go używasz. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To w nawiasie, to były didaskalia. ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. nie wiem czy mogłabym użyć określenia "nienawiść" w stosunku do perfum. Wiele zapachów uważam za okropne ale żeby je znienawidzić to nie.

    OdpowiedzUsuń
  5. A, o to chodziło. Bo myślałam raczej o pijaczku spod sklepu, co drugie słowo rzucającym krwami i innymi wulgaryzmami. ;) Dla niego raczej nie mają już szczególnie silnej mocy. :)
    Fakt, perfum trudno nienawidzić. Możne mieć o nich złe zdanie, ale nienawiść..? Najwyżej, jeśli kojarzą się z czymś, delikatnie mówiąc, mało przyjemnym. Na przykład złym wspomnieniem. Lecz to są odosobnione przypadki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dokładnie tak, też miałam zamiar to napisać ale nie chciałam już przeciągać komentarza. Ktoś lub coś musiałoby mi się bardzo "zasłużyć", żebym mogła stanowczo powiedzieć, że nienawidzę jakiś konkretnych perfum.

    OdpowiedzUsuń
  7. Potwierdzam:Zapachowo zdecydowanie dla kobiet,więc globalne zlanie nie wchodzi w grę,a flakon zapewne przetrwa drugie pokolenie,lub ostatecznie pojedzie w świat:)
    Spodobało mi się nawiązanie do ekranizacji Truffaut,którego twórczośc jak na razie jest mi obca,więc muszę nadrobić tę zaległość:)
    Polu daj mi znać,mogę podzielić się z tobą tym skarbem:)
    p.s
    Szkoda że nie wspomniałaś o reformulacji zapachu
    (starszej wersji koniakowej i nowszej łososiowej)
    Podobno to ta sama woda, tylko ciemnieje z upływem czasu jak wiele perfum.
    Jak dla mnie różnice w zapachu jaki w trwałości są znaczące,ale też trzeba wziąć pod uwagę, że każdy zapach, który działa na rynku od kilkunastu lat zostanie dostosowany (zmieniony) w taki czy inny sposób.
    Takie są prawa tego rynku,i nic na to nie poradzimy.
    Pozdr,
    J.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesłychanie ciekawe są Twoje buduarowe skojarzenia Wiedźmo.
    Dla mnie to zapach klaustrofobiczny, za gęsty, za mocno utkany- mnie uparcie kojarzy się z damą cierpiącą na globusa :)
    Ale Twoje nawiązanie do Truffaut sugeruje mi, że powinnam dać temu pachnidłu jeszcze jedną szansę.
    A miałam nawet gdzieś próbkę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Polu - no weź mi tu. Bo jak pacnę! :D "Przedłużać komentarz", no wymyśliła! To nie widać, że długie komentarze sa tym, co tygrysy lubią najbardziej? ;)
    No i czaję się na Ciebie z jeszcze jednego powodu. I już Ty dobrze wiesz, jakiego.. :>

    Jarku - bałam się, że uznasz moją klasyfikację za mocno przesadzoną. ;)
    Nadrób, nie zaszkodzi. Pewnie nie wiesz, ale Pola nie lubi, jak się jej coś proponuje. Co uważam za bardzo nieładne z jej strony. :>
    I mam nadzieję, że nie masz kłopotów z bankami, pracodawcami etc. ;P Bo tekstów pisanych małym druczkiem najwyraźniej się nie czyta, prawda? ;)) Na końcu jest jedno małe zdanko, z którego bez trudu można wywnioskować to, co napisałeś.
    I zgadzam się z tym, że oczekiwanie braku reformulacji jest naiwnością. Fakt, że o tym wiem, niczego jednak nie zmienia. ;)
    Trzymaj się

    Trzyrybo - moje skojarzenia najczęściej nie są ciekawe, tylko porąbane. Sztuką jest zrobić z tego atut. ;))) W której to sztuce wciąż się szkolę. Tym niemniej dzięki za miłe słowo. :) O ile "ciekawe" w kontekście polskim, nie brytyjskim na przykład. ;)
    Myślę, że globusa można złapać po siedmiokrotnej aplikacji Boudoir wprost z atomizera. Więc jest punkt, w którym zgadzamy się ze sobą. Reszta brzmi strasznie. Może na razie daruj sobie ponowne testy? O. Albo przeciwnie: miej je za sobą jeszcze zanim się całkiem ociepli. :)
    W każdym razie trzymam kciuki za "odmianę nosa". ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurde ale wpadka.Małego tekstu,a raczej tekściku nie zauważyłem,więc zwracam honor:)
    Pozdrawiam jak zawsze i wszędzie:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Siedmiokrotna aplikacja!
    Wszystko jasne Wiedźmo!!! Nie poprzestajesz na kuszeniu do testów nowych zapachów, które niechybnie skończy się moja utratą płynności finansowej a chcesz mnie po prostu zamordować!:)

    Tak na poważnie- mnie już trzy psiki Boudoir wysłać chcą do Krainy Wiecznych Łowów. Przetestowałam dziś zapach kolejny raz nadgarstkowo, na globalną aplikację nie starczyło mi hartu ducha- i to mimo kataru, który mnie pokochał i odczepić się nie chce.

    Kontekst mojej reakcji na Twoje skojarzenia jest bardzo, bardzo polski. Odczuwany z podziwem, zainteresowaniem i zazdrością, o której nie wstydzę się pisać.

    OdpowiedzUsuń
  12. A co, strach się bać! ;) To drugie. Oczywiste przecież, że chcę Cię zamordować. W marcu nikomu jeszcze tego nie zrobiłam. ;P

    Cóż, potrafię w to uwierzyć, bo cholera mocna nieprzeciętnie. I chyba o to właśnie Westwood (i wszystkim zaangażowanym w projekt) chodziło. Żeby Boudoir nie ignorować. :) Co się udało. ;) Co do kataru: próbowałaś inhalacji? Ale takich czymś naprawdę mocnym. Na przykład: kup kardamon w ziarnach, rozetrzyj je (najlepiej w moździerzu), nos w michę z przyprawą i kilka, kilkanaście głębokich wdechów. ;) Następnego dnia to samo. Mnie pomaga. :)

    Kurka, aż się zarumieniłam. :) Dziękuję Ci za miłe słowa, które zresztą odwzajemniam. Chciałabym pisać z taką precyzją, jak Ty. Widać zawsze musimy czegoś komuś zazdrościć. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. No dobrze, żeby dłużej źle nie czynić pozwalam sobie zaproponować :P Rozdawnictwo idzie mi nie najgorzej natomiast z przyjmowaniem przyznam się, że mam problem. Ale cóż trzeba nad sobą pracować :D.

    OdpowiedzUsuń
  14. Także Jarku daję znać :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeszcze ze dwa dni w pracy podobne do dzisiejszego a ochotniczo zgłoszę się na Twoją marcową ofiarę.

    Dziękuję za sposób na katar. Kardamonu do tej pory nie próbowałam, stosuje inhalację z olejkiem sosnowym- może przyprawy okażą się bardziej bezwzględne dla mikrobów, które tak sobie mnie upodobały.
    I dziękuję za dobre słowo :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Polu - czekaj, czekaj. Za niedługo (z ogromniastym opóźnieniem) przyjdą do mnie puste atomizery i już mi się złotko nie wywiniesz! ;>
    Zaliczysz kurs w otrzymywaniu. :P I już.

    Trójrybo - tylko, bardzo Cię proszę, nie zapomnij najpierw napisać małego oświadczenia i wysłać je na adres swojej prokuratury. ;) Bo nie uwierzą w twoje ochotnictwo, coś się boję... ;))
    Nie ma za co. :) Mogą być też goździki, cynamon; byle z eugenolem. :) Ładnie pachniałaby mieszanka kardamonu z goździkami..
    Taka pogoda, to i mikroby szaleją.
    Po raz kolejny: nie ma za co. Sama prawda. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Przyszła próbka od Jarka :)
    Oj nie dla mnie te klimaty- dużo, dużo ...cała tona dusznego kwiecia. Ładny to zapach ale ogólnie mam problem z kwiatami taki, że uwielbiam je oglądać i wąchać ale w naturze, nieliczne zapachy kwiatowe znoszę na sobie, na innych toleruję natomiast wszystkie. Tutaj króluje hiacynt, narcyz i goździki
    Baza zapachu milczy... ciekawa jestem może innego dnia wyjdzie i się ujawni toć taki cywet to niczego sobie składnik i potrafi dać popalić.

    OdpowiedzUsuń
  18. killer który może stac się obsesją ... sprzedalam i tęsknię🙂

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )