czwartek, 2 lutego 2012
Cukier w ogniu
Zima wydaje się być porą idealną do testowania najróżniejszych, przyprawiających o ból zębów, słodyczy. Bez ryzyka chorób jamy ustnej oraz nadmiaru kalorii. :)
Jednym z takich zapachów, mocarnych, ociekających słodyczą, zbudowanych na dymno-ogniowym postumencie, na poły kulinarnych i paprociowych, a przy tym pełnych bezpretensjonalnej, niewymuszonej szykowności jest Sucre d'Ébène od Huitième Art Parfums.
Ciekawe, że twórcy marki, Octavian Coifan oraz Pierre Guillaume pragnęli, by ich dzieła stanowiły nie tylko hołd dla perfumiarstwa jako dziedziny sztuki, ale też - biorąc za wzór klasyczne piękno - wyznaczały nowe trendy; na bazie naturalnych, uświęconych tradycją komponentów podejmując się manipulacji wonnymi chemikaliami. O ile z pierwszym członem mogę zgodzić się bez zastrzeżeń, o tyle z drugim chętnie podyskutuję. ;) Ponieważ niejasnym jest dla mnie, na ile Huitième Art nowe ścieżki wytycza a na ile - podąża już utartymi i popularnymi, czasem tylko wyszukując zmyślny skrót między jedną a drugą. ;) A właściwie to wiem, lecz o tym za chwilę.
[Przy okazji: jeżeli zechcecie osobiście zagłębić się we wspólny Manifest O. C. i P. G. z pomocą przyjdzie Wam ich strona. Miłej lektury! :) ]
Najprościej stwierdzić, iż Hebanowy Cukier to gigantyczna micha pełna ciepłego, zatykającego, złocistego i obrzydliwie słodkiego karmelu o sile, która jest w stanie wysadzać barykady. ;) Takie porównanie nie wymaga ani zmysłu artystycznego, ani żywej wyobraźni, ani nawet finezji w posługiwaniu się tą ostatnią. Jest tyleż oczywiste, co naturalne. Bowiem Sucre d'Ébène uparcie nie chce pokazać innej twarzy. Po prostu taki się urodził; i w tym właśnie tkwi jego siła. :)
Ponieważ pachnidło od początku do końca trwania rozprzestrzenia się po świecie z mocą, jakiej nie powstydziłyby się kolejne kompozycje Pierre'a Montale. Kto lubi szepty, niedopowiedzenia i niegroźne sugestie, niech zwiewa do najbliższej sieciówki. ;> Tu bawimy się Prawdziwymi Perfumami.;P
Także takimi, w których słodycz stopniowo krzepnie, zmieniając się w grubą skorupę karmelowych kryształków, gęstą siecią oplatających akordy typowo aromatyczne (gdzieś za horyzontem czai się lawenda) oraz ogniowe. Czyli takie, które nierozerwalnie wiążą się ze spalaniem: drewna, żywic, cukru, jakkolwiek obecności dymu nie zarejestrowałam. Im dłużej Sucre trwa mocno na skórze - czyli w praktyce przez długie, długie godziny - tym bardziej staje się suchy, zbrylony, okrywający ciało słodyczą niczym pancerzem. Nie zmieniając się w sposób rażący a jedynie dokonując delikatnego retuszu, z czasem redukując własną moc, zapadając w spokojny, głęboki sen.
Kiedy Guillaume komponował mego dzisiejszego bohatera, miał podobno inspirować się wiatrami wiejącymi w tropikach. Czy naprawdę muszę pisać, jak bardzo cieszy mnie, że nie stworzył tysiącznej topornej świeżynki, natchnionej wizją takiego czy innego ogrodu?? ;> Bo przecież o analogiczne "tropikalne" skojarzenie byłoby najłatwiej. Po raz kolejny klasa perfumiarza obroniła się sama.
Przynajmniej w ogólności. Albowiem kolekcja, choć bez wątpienia stworzona przez wybitnych znawców, z materiałów o wyśmienitej jakości, wydaje się średnio odkrywcza. Może czasem zaskoczy użyciem kory mangowca, skojarzeniem z wonią pomidorowych liści, zestawieniem zielonej gruszki z cielesną ambrą - bądź ciemnego cukru ze skórzanym benzoesem - ale powiedzcie: cóż w tym wszystkim wyjątkowego? Wspomniane składniki cieszą się uznaniem od lat, z powodzeniem stosowane w perfumiarstwie i zazwyczaj popularne. Zamiast zapowiadanego "nowego początku", lub przynajmniej odświeżenia perspektywy, dostaliśmy po prostu kawał porządnej olfaktorycznej sztuki użytkowej, bardzo zwyczajnej i nad podziw eleganckiej. Jak prosta garsonka z czystego lnu. :) Lecz czy jest w tym coś nagannego?
Dobra klasyka nie jest zła.
Rok produkcji i nos: 2010, Pierre Guillaume
Przeznaczenie: mocny, bardzo wyrazisty, słodki uniseks. Poważnie. :) Dla miłośników perfumeryjnych killerów, na długie wieczory i poranki, wolne od codziennych stresów. Choć nie musi to być normą.
Trwałość: około osiemnastu godzin (!)
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-gourmand
Skład:
benzoes, brązowy cukier, oczar
___
W tej chwili opary Oud Royal od Armaniego oraz wspomnianego Sucre d'Ébène zmieszały się w jedną, obłędną wprost całość! :)
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.starchefs.com/cook/content/chef-kurtis-jantz-and-pastry-chef-fabian-di-paolo-neomis-miami-fl
2. http://ideapedia.wordpress.com/tag/caramel/
Etykiety:
aromatyczne,
gourmand,
Huitième Art Parfums,
nisza,
perfumy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Moja znajoma nosi te perfumy i muszę przyznać, że są na niej obłędne, niejednoznacznie słodkie, niebanalne.
OdpowiedzUsuńPola
ups pomyliłam się... koleżanka ubiera się w Acqua e Zucchero :P ale blisko w takim razie przy okazji hebanowy cukier też trzeba będzie sprawdzić.:)
OdpowiedzUsuńPola
Acqua e Zucchero nie znam (Vanitas mi wystarczyła), za to poznać się z Cukrem Hebanowym bezwzględnie warto. :) Wystarczy, że skoczysz na Starówkę. ;) Bo mój próbkowy niestety się wziął i zniknął.. sam. ;) Chyba, że chcesz tych kilka kropel?
OdpowiedzUsuńUprzejmie wnoszę o zastosowanie ustawy ACTA na zdjęcia w tym wpisie w godz. 10-18, czyli, mówiąc ściślej, w tych w którym jestem w pracy. Człowiek głodny, a tu jeszcze taką świnię podkładają.
OdpowiedzUsuńNie świnię, tylko słodycze, to po pierwsze.
OdpowiedzUsuńA po drugie:
:P Skocz po pączka (albo kogoś wyślij ;> ).
Wiadomość z ostatniej chwili: premier zawiesił ratyfikację ACTA, 'definitywnie'.
A w ogóle: co Ty tu robisz w godzinach pracy, hę? :>
OdpowiedzUsuńWytłumaczenie może być tylko jedno - ktoś się pode mnie podszył :) Ale pomysł z pączkiem sam wykorzystałem. Kupiłem nawet 2.
OdpowiedzUsuńEhe... :>
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że smakowały?
nie no, na starówkę w sumie nie tak daleko kiedyś się tam wybiorę i popróbuj,ę nie wiem jak to jest ale nigdy mi nie po drodze to pewnie przez tą świadomość, że w sumie blisko itd...:)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam: nie odwiedzam, bo to za blisko [tu przydałby się Wizażowy brzydal ;) ].
OdpowiedzUsuńWiesz, że też jeszcze ani razu nie byłam w Q. pod ich nowym adresem? Po co, skoro próbki wysyłają bez szemrania? ;P
To mnie zainteresowałaś tym opisem. Chciałabym kiedyś powąchać te perfumy. Nigdy nie lubiłam słodziaków, ale biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio od pierwszego wejrzenia, a raczej niucha zakochałam się w najnowszym zapachu Prada Candy, jestem skłonna twierdzić, że również i ten mógłby mi przypaść do gustu.
OdpowiedzUsuńW takim razie bardzo mi miło. :)
OdpowiedzUsuńCandy jest porządnym pachnidłem, choć dla mnie cukier nie gra tam głównej roli. Hebanowy jest dużo bardziej słodki. W każdym razie przetestować nie zaszkodzi. :)
To jeden z niewielu słodziaków, które nosi mi się pięknie! Mojej córce zresztą również, więc mi nagminnie podbierała psiki z flakonika, co doprowadziło do prawie całkowitego wysuszenia flaszki. Całe szczęście w styczniu udało mi się kliknąć na all prawie pełny flakonik w niezwykle okazyjnej cenie, który to sprezentowałam mojemu pasożytowi :D
OdpowiedzUsuńPamiętam. Pierwsze odpsiki Sucre miałam od Ciebie właśnie. :) Nawet mówiłaś coś o dziecięcych protestach na widok Ciebie, pakującej flakon przed wyjazdem z moje strony. ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję udanego zakupu! Oraz sprytnego pomysłu na prezent. ;>