wtorek, 7 lutego 2012

Pałac na modłę neoimpresjonistów

Dziś nieco o dwóch niezwykłej urody zapachach; świeżakach, których używanie nie grozi migreną ani zidioceniem. ;> Nadeszła pora na czadowe (to dobre słowo) połączenia cytrusów z paczuli na ciepłej, lekko balsamicznej kwiatowej paście.


Czyli parę Palazzo od Fendi. :) Plastyczny, stonowany, chociaż niekoniecznie pozbawiony kantów duet o zawadiackim charakterze. Niecodzienny w swym blasku lecz pozbawiony życia, rozumianego jako aktywny, oddychający organizm o bijącym sercu. Bliższy idei "miejsca" niż "istoty". Na poły drzewny i pergaminowy. Otwierający w mojej głowie szufladkę z niegdyś ważnymi - a dziś zapomnianymi - przemyśleniami bądź wspomnieniami. Było coś, jednak nie pamiętam już, co. I muszę przyznać, że troszkę mnie to uwiera. ;) Irytujące; aczkolwiek podskórnie wyczuwam, że nie ma się czego bać.

Tak więc zacznę od dzieła lżejszego, bardziej świeżego, młodszego; teoretycznie pomyślanego jako delikatniejsza, mniej inwazyjna wersja pierwowzoru. I Palazzo Eau de Toilette, bo o nim mowa, na taką właśnie mieszaninę wyrósł. :)
Mieszanka z początku jasna, cytrusowa w sposób słodki i kremowy, złamana umiarkowanym dodatkiem paczuli z drewnami oraz bukietem kwiatów. Jednak przede wszystkim cytrusowa, trochę gorzka, trochę mandarynkowo apetyczna, wonna mikstura ukazuje jedno z najbardziej finezyjnych - a tym samym w ogóle nie drażniących mojej skromnej osoby - wcieleń owoców cytrusowych. Urocze, optymistyczne, jasne. Ciepłe jak też nieco rozespane. :)
Co staje się wyraźne po upływie kilku chwil, gdy kompozycja zestala się, lekko ciemnieje, zaś miejsce cytrusów przy boku śmietankowo suchego paczuli zajmuje zmysłowe, tradycyjnie stałe neroli. Towarzyszy mu delikatny promień piwonii. I tak to trwa. W sposób statyczny, wyraźny choć nie natarczywy, sucho-gładki. Wtulone w ciepło ludzkiego ciała trio cytrusowo-kwiatowo-paczulowe trwa wiernie przy moim boku, swobodnie niosąc się po świecie a zwykły dzień opromieniając dyskretnym acz pełnym magii blaskiem. ;) Pałac edt okazuje się wdzięcznym towarzyszem poranków, dni, wieczorów oraz nocy, zaufanym i dopełniającym wizerunku. Taką prywatną widmową tarczą. :)


Kiedy woda toaletowa godzi się na rolę cichej wspólniczki Palazzo Eau de Parfum od samego początku stawia wymagania, recytuje zagadki, wierzga. Zmusza do bardziej wytężonej pracy. I dobrze, takich dzieł nam trzeba! :)

W jego przypadku otwarcie jest chłodne, wciąż cytrusowe i suche, nadal od pierwszych chwil naznaczone obecnością paczuli, aczkolwiek na pierwszym planie pysznią się już strunowate w formie nuty skórzane, coś jak stara teczka porzucona wśród regałów wiekowego gmaszyska biblioteki miejskiej. :) Więcej weń ostrości i skomplikowania, lekkich nut pieprzowych otaczających wonie bergamotki (skóra!), suchej, lekko słonej cytryny czy wzmagającej pracę ślinianek mandarynki.
Trudniejszy charakter starszego z rodzeństwa łatwo wyczuć także po chwili, kiedy skóra znika szybciej, niż trwa ostatni akt śmierci dużej gwiazdy, zaś słodycz owoców ochoczo miesza się z balsamiczną różą, czarującym jaśminem oraz kwiatem pomarańczy o bardzo Lutensowym duchu. ;) Również i w danym momencie udaje się wyczuć głównego bohatera obu zapachów, czyli paczuli. W tym przypadku nie układne i rozprowadzone równomiernie po całej strukturze pachnidła, lecz stopniowo natężające swój słodkawy, papierowy, podejrzanie ambroksanowy błysk.
Tak więc wspomniana nuta najsilniejsza okazuje się w finale, kiedy staje tuż obok bukietu esencjonalnych kwiatów, uroczo wsparta na tłusto-śmietankowym, kalorycznym tudzież wielce kuszącym ramieniu drewna gwajakowego, nadającemu całości oleistej, słodkawej a nawet aksamitnej głębi. Właściwie to im dłużej wwąchuję się w Palazzo edp, tym wyraźniej zauważam sandałowcową zjawę, ukrytą gdzieś pomiędzy z wolna ogrzewaną kremówką a delikatnie pieprzowym i - mało słodkim! - rachatłukum. ;) Całość okazuje się równie szykowna i wspaniała, co edt, choć przejawiająca dużo silniejszy charakter. Wymagająca negocjacji, nie godząca się bez słowa sprzeciwu. Rzeczywiście trudniejsza.

Oba zapachy warto poznać a nawet spróbować przekonać się do nich. Co nie powinno być trudne. Wszak każdy z Pałaców wiele, bardzo wiele, punktów współdzieli z White Patchouli Toma Forda. ;) Od sposobu potraktowania składnika podstawowego począwszy.

Palazzo Eau de Toilette

Rok produkcji i nos: 2008, ??

Przeznaczenie: zapach stworzony dla kobiet, chociaż w mojej opinii posiada wiele cech łagodnego uniseksu. Niezbyt bliski skórze, na wszelkie okazje

Trwałość: od pięciu do ponad ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna




Skład:

Nuta głowy: bergamotka, cedrat
Nuta serca: jaśmin, neroli, róża
Nuta bazy: paczuli, akordy orientalne



Palazzo Eau de Parfum

Rok produkcji i nos(y): 2007, François Demachy we współpracy z Annick Menardo

Przeznaczenie: jw. [tylko aromat bardziej dosadny a sillage nieco mniejszy :) ]

Trwałość: jw.

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna (oraz drzewna)

Skład:

Nuta głowy: mandarynka, bergamotka, cytryna, różowy pieprz
Nuta serca: róża, jaśmin, kwiat pomarańczy
Nuta bazy: paczuli, drewno gwajakowe
___
W tej chwili noszę Bois des Îles od Chanel [szczerze? póki co jestem doskonale obojętna :) ].

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.allmodern.com/Terzani-Glamour-Three-Light-Table-Lamp-0N15B-E8-C8-TZA1282.html
2. http://evachen212.tumblr.com/post/5811796914/what-is-this-picture-of-exactly-not-much-just

7 komentarzy:

  1. od jakiegoś czasu chodzę wokół Palazzo. Są dostępne gdzieś w perfumeriach ja jakoś nie mam cierpliwości do chodzenia tam i szukania ostatnio stwierdziłam że półki są zbyt jaskrawo podświetlone i dają mi za bardzo po oczach te światła (hihih swoją droga każdy argument jest dobry żeby omijać centra handlowe)

    OdpowiedzUsuń
  2. I słusznie, że chodzisz. :) Niestety kryzys prawił, że zarząd Fendi podjął decyzję o zaprzestaniu produkcji perfum, wszystkich. Tak więc pozostają nam Al i Ibej. ;)
    Co mnie wkurza w perfumeriach, to to, że po pierwsze podgrzewają i podświetlają flakony [rozumiem, czemu to robią, ale i tak mnie wnerwiają], a po drugie tym, że mają za dużo pracowników. ;> [których zamiast na etatach konsultantek-sprzedawczyń i ochroniarzy zatrudniają jako uliczne przekupy i cerberów ;P ]. I fakt, im dalej od współczesnego forum tym lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  3. ale szkoda... na prawdę było nie było robili porządne rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Namieszałam. Chcąc poprawić błąd logiczny w swoim komentarzu, przez przypadek usunęłam poprzedzający go komentarz Olfaktorii, na który zresztą właśnie odpowiadałam. Niniejszym przepraszam Olfaktorię oraz Was wszystkich, którzy zauważycie zmiany. Na szczęście mam dostęp do kopii komentarza Olfaktorii, dzięki czemu uda się zamieścić go ponownie. W następnym komentarzu wrzucę swoją odpowiedź.
    Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie.

    Dziesiątego lutego 2012 roku o godz. 17:02 Olfaktoria napisała:

    "Podgrzewają i podświetlają perfumy w perfumeriach - to fakt, ale za to jak to ładnie wygląda ;-) W ogóle w perfumeriach jest bardzo ładnie - i tyle tam pięknych "przedmiotów" ...

    A tak swoją drogą to całe to złe traktowanie perfum jest i tak niczym w porównaniu z tym, co ludzie sami potrafią z zapachami robić w domu, najczęściej zupełnie nieświadomie. Przykład: kilka dni temu robiłam wywiad z duetem Paprocki&Brzozowski i obaj Panowie powiedzieli, że trzymają perfumy w łazience (i wcale nie wiedzieli o tym, że to coś "złego";-)

    Jeżeli chodzi o te wycofywane perfumy, to bardzo nie podoba mi się to, że zawsze jak coś jest wycofywane ze sprzedaży, to ludzie zaczynają narzekać i zrzędzić, bo to przecież "taki piękny zapach był " i w ogóle... Ale jak był, to go nie kupowali i nie doceniali.

    Zjawisko to tłumaczy m.in. reguła niedostępności- że się posłużę nomenklaturą psychologiczną (nie będę dokładnie pisać, o co chodzi, bo zakładam, że wszyscy wiemy - wynika to poniekąd z nazwy;) Niemniej jednak działa mi to na nerwy. Odnoszę czasem wrażenie, że wystarczy wycofać jakieś perfumy (lub to ogłosić), żeby nagle ludzie zaczęli je uwielbiać i za nimi tęsknić ;-)

    Żeby daleko nie szukać: kiedy Dermika wprowadziła do swojej oferty perfumy Rosarium, do firmy napłynęło mnóstwo skarg i reklamacji z tytułu wywoływania uczulenia. A jak perfumy wskutek tego zostały wycofane, to nagle wszyscy zaczęli o nie pytać..."

    OdpowiedzUsuń
  5. Polu – to prawda.


    Olfaktorio - to tylko jeden przykład na to, że ludzie w gruncie rzeczy naprawdę traktują perfumy bez mała identycznie, co (jak napisałam niedawno u Ciebie) pastę do zębów i tusz do rzęs. Świadomość społeczna jest nikła. Na szczęście to powoli zaczyna się zmieniać: o perfumach niszowych piszą gazety [czyli pojawia się dowód, że można pachnieć "inaczej"; nawet, jeśli w istocie jest tylko prostym zabiegiem reklamowym :) ], zapachy coraz częściej wkraczają w naszą codzienność, coraz częściej nie-podrabiane, coraz głośniej wspominamy o tym, że perfumiarstwo jest sztuką. Nawet powstał już pierwszy muzealny Dział Sztuki Olfaktorycznej w Museum of Art and Design w Nowym Jorku (kustosz: Chandler Burr). :D Powolutku idzie ku lepszemu. ;)

    A to, jak małymi kroczkami posuwa się ewolucja, znakomicie ilustrują Twoje narzekania na "owczy pęd" ludzi niezadowolonych z wycofywania zapachów. ;> Ponieważ na mojej przyjaciółce, perfumowej kompletnej "mugolce", informacja o planowanym wycofaniu ze sprzedaży Angel Innocent nie zrobiła żadnego wrażenia, bo jej "wszystkie Muglery śmierdzą". Podobnie potraktowała moje święte oburzenie odnośnie reformulacji Piątki Chanel: "I bardzo dobrze! Może w końcu zacznie nadawać się do użytku?". ;))
    O czym piszę, aby uzmysłowić Ci, że osobami, które najczęściej żołądkują się przeciwko zmianom i wycofywaniu zapachów są perfumowi maniacy. Nie ulica, nie lajfstajlowe media, nie zwykli ludzie, którzy perfum używają tak, jak my pasty do zębów i tuszu do rzęs. :) Bez refleksji, bez roztkliwiania się, bez minimum świadomości artyzmu świata pachnideł. Sęk w tym, że "legion" to 'oni', a awangarda i dziwacy to 'my'. 'Oni' mają siłę, głos i szeleszcząco-brzęczące argumenty, 'my' mamy TYLKO zmysły i poczucie estetyki.

    Tak więc Twój sarkazm odnośnie osób, które potrafią narzekać, ale wcześniej nie kupowały produktów, na których podobno tak im zależy w mojej opinii nie ma większego sensu. Protestują fani, ale tłumy "mugoli" tylko przyklasną kastrowaniu sztuki (użytkowej, lecz jednak sztuki). W końcu na kim robi wrażenie zmiana receptury pasty do zębów?? Jeśli tylko spełnia swoją funkcję, przyjemnie pachnie i smakuje oraz nie wywołuje efektów ubocznych, niech sobie będzie i z kompostu! ;>

    Choć w przypadku Dermiki się zgadzam. :) Jak również z tym, że wystarczy rzucić plotkę o wycofaniu tego czy innego pachnidła, a już ludzie popędzą robić zapasy. Więc konto producenta puchnie. :) Tak robi zarówno Coty, jak i L'Artisan Parfumeur. ;>

    OdpowiedzUsuń
  6. Co Ty za machloje odstawiasz, co? ;-)

    Nie moja wina, że śmierdzi i że poprzednio nie dało się "Piatki" używać. :-> Do nowej zreszta tak samo nie mogę się przemóc... ;-)
    Ale rozumiem twoje obiekcje. Nie wiem co bym robiła, gdyby ktoś próbował ocenzurować przedmiot mojej pasji własnej i prywatnej.

    Pozdrówka
    Wieszba

    OdpowiedzUsuń
  7. Już nie odstawiam, wszystko ładnie naprawiłam i nawet przeprosić zdążyłam. :)
    I już Ci kiedyś mówiłam, że powinni Cię trzymać pod kontrolą, bo bzdury wygadujesz publicznie. ;P Na poważnie zaś: dzięki za zrozumienie. Choć Twoje hobby trudno byłoby w jakikolwiek sposób "ocenzurować" (?) cieszę się, że podzielasz mój punkt widzenia. :)
    Uważaj na siebie!

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )